Wyszukiwarki internetowe pełne są danych na temat jakości powietrza, którym oddychamy. Problem w tym, że prywatne systemy pomiarowe, jak Airly czy AccuWeather, często podają wyniki zupełnie inne niż stacje publiczne, co budzi wątpliwości. Skąd te różnice? Na nasze pytania odpowiada prof. Artur Badyda, profesor nauk inżynieryjno-technicznych, specjalista w zakresie ochrony środowiska i zdrowia środowiskowego.
Dlaczego wyniki pomiarów się różnią?
Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę frazę „jakość powietrza w Warszawie”, w pierwszych wynikach często widzimy dane z systemów takich jak np. Airly czy AccuWeather. To urządzenia niskokosztowe, dostępne dla każdego – od samorządów po osoby prywatne.
Na pierwszy rzut oka różnice mogą wydawać się szokujące: prywatne urządzenia wskazują czasem fatalną jakość powietrza, podczas gdy oficjalne dane pokazują coś zupełnie innego. Profesor Artur Badyda tłumaczy, że źródłem problemu jest technologia.
– Urządzenia prywatnych firm, takich jak Airly, są znacznie tańsze, co wpływa na ich precyzję. Tego typu czujniki kosztują kilka tysięcy złotych, podczas gdy profesjonalne stacje monitoringu, takie jak te Generalnej Inspekcji Ochrony Środowiska (GIOŚ), kosztują setki tysięcy, a nawet miliony złotych. Różnica w jakości pomiarów jest więc nieunikniona – wyjaśnia ekspert.
Dodatkowym problemem jest lokalizacja czujników. Urządzenia publiczne są ustawiane w miejscach wybranych zgodnie z zasadami naukowymi, np. w odpowiedniej odległości od źródeł emisji i na odpowiedniej wysokości.
Tymczasem prywatne czujniki mogą być instalowane w dowolnym miejscu – nawet na dziesiątym piętrze czy wewnątrz budynku, co zniekształca wyniki.
– Spotkałem się z sytuacjami, gdzie urządzenia były zlokalizowane na dziesiątym piętrze, wewnątrz mieszkania lub obok parkingu, gdzie emisja zanieczyszczeń jest większa – mówi prof. Badyda.
Niestandardowa lokalizacja czujników to problem, ponieważ zaburza reprezentatywność pomiarów. Na przykład czujnik ustawiony przy niewymienionym piecu czy w sąsiedztwie parkingu pokaże wyższe stężenia pyłów, które niekoniecznie odzwierciedlają jakość powietrza w całej okolicy.
Technologia kontra rzeczywistość
Nawet w idealnych warunkach tanie urządzenia mają swoje ograniczenia.
–Tego typu czujniki często przeszacowują stężenia zanieczyszczeń, zwłaszcza przy wysokiej wilgotności powietrza. Krople wody mogą być przez nie mylnie rozpoznawane jako cząstki pyłu, co prowadzi do zawyżania wyników – mówi prof. Badyda.
Kolejnym problemem jest sposób odniesienia pomiarów do norm. Profesjonalne stacje raportują dane godzinowe lub dobowe, zgodnie z precyzyjnymi zasadami. Tymczasem prywatne systemy często porównują odczyty chwilowe z normami dobowymi lub rocznymi.
– Prywatne systemy często podają stężenia chwilowe i odnoszą je do norm dobowych lub rocznych, co jest nieuprawnione. Normy dobowe są ustalane na podstawie średnich wartości z całego dnia, a roczne – z całego roku kalendarzowego – dodaje.
Czy to bezpieczne, by oddychać powietrzem przekraczającym normy?
Co jednak zrobić, jeśli odczyty wskazują przekroczenie norm, na przykład 300%? Czy to oznacza, że spacer z dzieckiem w takim dniu jest niebezpieczny?
– Krótkotrwałe wysokie stężenia mogą być szkodliwe dla zdrowia, zwłaszcza jeśli są regularnie powtarzane. Ale należy uważać na manipulacje danymi. Na przykład, jeśli widzimy, że wynik z jednej godziny jest odniesiony do normy rocznej, to takie dane są wprowadzające w błąd – tłumaczy ekspert.
Zarówno normy dobowe, jak i roczne mają różne przeznaczenia. Krótkie epizody wysokich stężeń mogą być groźne, ale normy roczne służą do oceny długofalowego wpływu zanieczyszczeń na zdrowie.
Czy normy prawne są wystarczające?
Ostatnią kwestią, na którą zwraca uwagę profesor, jest wybór norm, do których odnosimy wyniki. Oficjalne pomiary w Polsce opierają się na dyrektywie unijnej, która ustala poziomy zanieczyszczeń. Jednak normy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) są bardziej restrykcyjne.
– GIOŚ jest zobligowana do przestrzegania przepisów prawa, ale warto pamiętać, że normy WHO są wyznacznikiem bezpiecznego poziomu zanieczyszczeń dla zdrowia człowieka – mówi prof. Badyda.
Zrozumienie różnic między systemami pomiarowymi i ich metodologią pozwala lepiej ocenić sytuację.
– Nie chodzi o to, że jedne pomiary są złe, a drugie dobre. Trzeba je interpretować w odpowiednim kontekście – podsumowuje profesor.
Komu ufać?
W obliczu sprzecznych danych warto korzystać z profesjonalnych systemów pomiarowych, takich jak GIOŚ, które oferują precyzyjniejsze dane. Jednak prywatne czujniki, choć mniej dokładne, mogą być przydatne jako uzupełnienie oficjalnych danych, pod warunkiem, że znamy ich ograniczenia.
- Nie ma możliwości, aby normy były przekroczone w Polsce o 300%. Na szczęście nie mamy tak złej jakości powietrza w naszym kraju – ocenia specjalista.
Warszawiacy coraz częściej pytają o jakość powietrza, ale to, jak interpretujemy te dane, zależy od naszej wiedzy i świadomości technologicznej. Jak podkreśla prof. Badyda, kluczowe jest, by patrzeć na te wyniki z dystansem i wiedzieć, co kryje się za suchymi liczbami.
Lista publicznych systemów jakości powietrza:
Napisz komentarz
Komentarze