Miasto na czele z prezydentem Rafałem Trzaskowskim od zeszłego roku dumnie przedstawia program „Warszawa chroni”. Były testy na wypadek awarii, syren alarmowych i wiele obietnic. Miasto wciąż pytane o schrony i miejsca schronienia, niewiele chce mówić.
Czemu nic nie wiemy o schronach?
Od 2004 roku polskie prawo nie nakłada obowiązku prowadzenia ewidencji schronów, co znaczenie utrudnia ich identyfikację. - Urzędy wojewódzkie czy miejskie często zasłaniają się brakiem dokumentów, choć teoretycznie mogłyby je posiadać – tłumaczy Krzysztof Posłuszny ze Stowarzyszenia Schrony w Polsce. Jednak, jak podkreśla, takie dane czasem odnajdują się w archiwach państwowych, a czasem... są utylizowane.
Według eksperta problem leży nie tylko w zaniedbaniach urzędniczych, ale także w braku wiedzy pracowników o zawartości archiwów zakładowych. Wieloletnie zmiany kadrowe, brak jednoznacznych procedur oraz historyczne zaszłości organizacyjne przyczyniły się do obecnego stanu.
- Nie mogę obwiniać urzędników za to, że nie wiedzą, co kryje się w archiwach. To problem systemowy – wyjaśnia Posłuszny.
Mapa pełna luk
Stowarzyszenie Schrony w Polsce, mimo ograniczonych zasobów, prowadzi prace nad mapowaniem obiektów ochronnych w Warszawie. W niektórych miastach wojewódzkich udało się je już stworzyć. Pełną listę można znaleźć na stronie Stowarzyszenia Schronów Polskich. Miałam okazję spojrzeć na warszawską mapę w wersji „niepublicznej” – plan tworzony przez stowarzyszenie jest na razie niekompletny i wymaga jeszcze pewnego nakładu pracy. Natomiast mogę z niego wyciągnąć jeden wniosek – schrony w Warszawie są, a nawet jest ich niemało.
- Na ten moment mamy oznaczone około 2200 budowli ochronnych na Mazowszu, z czego tylko część udało się dobrze opisać – tłumaczy Posłuszny.
Problemem są szczątkowe informacje. W wielu przypadkach znane są jedynie lokalizacje schronów, ale brak danych o ich pojemności czy przeznaczeniu.
Dla przykładu – schron na Bielanach przy ul. Grębałowskiej 14 pochodzi z lat 50. i mieścił 112 osób. Choć zachowały się oryginalne drzwi i napis „Schron”, brak o nim szczegółowych danych. Dziś w budynku nad nim znajduje się Bielański Środowiskowy Dom Samopomocy. Informacje o nim pan Krzysztof uzyskał od mieszkańca z okolicy.
- Niestety brak systemu filtrowentylacyjnego nie pozwala stwierdzić czy obiekt był modernizowany – dodaje Posłuszny.
Inwentaryzacja w czasach PRL-u
W czasach PRL-u każda gmina (dzielnica) prowadziła ewidencję schronów, które przekazywano do urzędów wojewódzkich i państwowych instytucji. Zakłady przemysłowe również miały listy takich obiektów na swoich terenach. Dziś wiemy, że te dokumenty są rozproszone po archiwach w całej Polsce.
- Przykładem jest Milanówek, gdzie odnaleźliśmy karty ewidencyjne blisko 200 schronów. Po zdigitalizowaniu tych danych, zyskaliśmy informacje o ich adresach, latach budowy i pojemnościach. Ale co z resztą? Takich miejsc są tysiące, a ich dokumentacja może leżeć w archiwach lub być na zawsze utracona – wyjaśnia ekspert.
Gdzie warto się schronić?
Jedynym publicznym źródłem informacji o jakichkolwiek schronieniach jest aplikacja „Schrony” stworzona we współpracy z Państwową Strażą Pożarną. Strażacy zinwentaryzowali blisko 30 tys. miejsc schronienia na Mazowszu. Jak czytamy w opisie aplikacji:
System przedstawiający pierwszy etap inwentaryzacji miejsc doraźnego schronienia, w tym budowli ochronnych, pełniących rolę osłony przed m.in. ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi.
Problem w tym, że w Warszawie nie mamy ekstremalnych zjawisk pogodowych – brak tsunami, trzęsień ziemi; silne trąby powietrzne czy huragany przez duże, polskie miasta też nie przechodzą. Przed ewentualną powodzią podpiwniczenie czy parking podziemny nas też raczej nie ochroni.
Czy aplikacja Państwowej Straży Pożarnej może być pomocna w znalezieniu schronienia? Posłuszny jest sceptyczny.
- Aplikacja często miesza dawne schrony z miejscami doraźnego schronienia (MDS), które w rzeczywistości są zwykłymi piwnicami lub podziemnymi parkingami. Nie zapewnia to odpowiedniego poziomu ochrony, a błędne informacje wprowadzają chaos. Zaburza to także postrzeganie faktycznego problemu ilość budowli ochronnych w terenie, powodując, że wykonana inwentaryzacja jest bezsensowna lub o niewielkim stopniu przydatności – komentuje.
Ekspert podkreśla, że rzeczywista inwentaryzacja niezbędna, ale wymaga ogromnych nakładów pracy i zasobów.
Miejsca Doraźnego Schronienia (MDS) – zgodnie z definicją Państwowej Straży Pożarnej, są to obiekty przeznaczone do ochrony przed ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, takimi jak wichury, orkany, trąby powietrzne, a także przed zagrożeniami wynikającymi z oderwanych elementów konstrukcyjnych budynków czy połamanych drzew.
Ukrycie (U) – to niehermetyczna budowla ochronna, wyposażona w podstawowe instalacje, która ma za zadanie chronić ludzi, urządzenia, zapasy materiałowe oraz inne dobra przed określonymi czynnikami rażenia działającymi z konkretnych kierunków.
Schron (S) – jest budowlą ochronną o zamkniętej, hermetycznej konstrukcji, zapewniającą pełną ochronę osób, urządzeń, zapasów materiałowych i innych dóbr przed czynnikami rażenia oddziałującymi z każdej strony.
Warszawa – wyzwanie dla badaczy i mieszkańców
Posłuszny nie ukrywa, że Warszawa to najtrudniejsze miasto do zbadania. Wiele schronów ukrytych jest pod budynkami mieszkalnymi, a brak współpracy ze wspólnotami mieszkaniowymi utrudnia proces badawczy. Specjalista podkreśla, że bez zgody i zaangażowania lokalnych instytucji oraz mieszkańców stowarzyszenie nie jest w stanie zebrać pełnych danych.
Mimo to stowarzyszenie nie zamierza się poddawać. - Każda nowa informacja, nawet drobna, jest krokiem naprzód. Zależy nam na tym, by te historyczne obiekty nie popadły w całkowite zapomnienie. Stąd naszą oddolną inicjatywę kierujemy przede wszystkim do samych mieszkańców, bo kto jak nie oni sami będzie wiedział, co jest w ich budynku?– podsumowuje ekspert. Zachęca jednocześnie do informowania o okolicznych schronieniach, by - oby przezornie - wiedzieć, gdzie warto się schronić?
Napisz komentarz
Komentarze