ReklamaBanner

Narkomański zaułek zamienili w lokalny fenomen. Stacja Praga buduje ławki dla sąsiadów, ale mówią o niej nawet za granicą

Gdy po batalii z urzędnikami, działacze ze stowarzyszenia Stacja Praga w końcu dostali klucze do zdezelowanych garaży na podwórku przy Zaokopowej, zastali tam narkomański zaułek. Po dwóch latach w to samo miejsce przyjeżdżają badacze z zagranicznych uniwersytetów, by zobaczyć jak wygląda udana oddolna rewitalizacja. „Trzeba było wziąć bandę zwariowanych artystów, społeczników i pasjonatów i zacząć tworzyć” – mówi nam Piotr Wąsowski.
Narkomański zaułek zamienili w lokalny fenomen. Stacja Praga buduje ławki dla sąsiadów, ale mówią o niej nawet za granicą
Stacja Praga.

Autor: Miłosz Piotrowski

–  Chciałem zmienić kawałek świata na lepsze, a gdzie szukać takiego miejsca, jeśli nie w zapyziałym, pełnym brudu, ciemnym podwórku na starej Pradze? To było idealne miejsce, żeby je rozświetlić, nadać mu kolorytu i wywrócić do góry nogami jego przeznaczenie, którym było bycie zburzonym i zaoranym pod budowę deweloperki – mówi Raportowi Warszawskiemu Piotr Wąsowski, założyciel Stacji Praga. 

Blisko pięć lat temu Piotr Wąsowski trafił na praskie podwórko z niezwykłą, choć zapomnianą historią. To właśnie z zajezdni tramwajowej przy ulicy Inżynierskiej 6 w 1866 roku wyjechał pierwszy konny tramwaj w Warszawie. Później przez lata miejsce to było związane z historią stołecznego transportu. W latach 20. XX wieku frontowy gmach przeszedł adaptację na siedzibę Zarządu Autobusów Miejskich. Wówczas jego fasadę ozdobił herb Warszawy, dzięki czemu budynek zyskał nazwę Dom pod Syreną. Potem trafił do rejestru zabytków i zaczął pełnić funkcję mieszkalną, choć jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Jeszcze gorzej było z garażami znajdującymi się na zapleczu dawnej zajezdni. To właśnie tam od ponad dwóch lat działa stowarzyszenie Stacja Praga, które przez ten czas stało się przykładem udanej oddolnej rewitalizacji

Stacja Praga - podwórko dawnej zajezdni przy Zaokopowej / autor: Miłosz Piotrowski

Kolorowe potwory i sąsiedzka ławeczka

Wejście na podwórko Stacji Praga znajduje się od ulicy Zaokopowej. Zbliżając się do bramy, widziałem murale przedstawiające cudaczne stworzenia, które jak gdyby wypełzały z dawnej zajezdni na ściany przedwojennych kamienic, tańcząc na obdrapanych tynkach i chowając się między porzuconymi na ulicach meblami. Na terenie samego podwórka malowidłami pokryte są praktycznie wszystkie płaskie powierzchnie. Jednocześnie nie odstręczają one okolicznych mieszkańców, którzy chętnie korzystają z infrastruktury stworzonej przez działaczy ze Stacji Praga. Gdy pojawiłem się na miejscu, kilku z nich siedziało na zbudowanych przez aktywistów ławkach żywiołowo dyskutując. Chwilę później na teren rowerami wjechali ciekawscy turyści, którzy z fascynacją przyglądali się kolorowym garażom. 

– Robimy wiele dla sąsiadów i rozwoju tego podwórka. Na przykład ostatnio Paweł zrobił tu piaskownicę. Młody Kacperek jest u nas codziennie, sąsiad Artur się już denerwuje, że nie może upilnować dzieciaka, bo ciągle chce być tutaj, obcować z ludźmi, którzy są kolorowi, fajni, mili i zawsze się nim zaopiekują. Z kolei Staszek rozwija projekt rewitalizacji podwórka i razem z całą grupą dzieciaków z Zaokopowej robił tu wielkie nasadzenia. Nasze drzwi są otwarte prawie non stop i każdy może do nas przyjść – mówi nam Piotr Wąsowski.

„To miejsce staje się fenomenem”

W Stacji Praga ciągle coś się dzieje. Można tam pograć w szachy, nauczyć się szydełkowania, ale też zaszaleć na imprezie techno. Ta różnorodność i mnogość wydarzeń w połączeniu ze społecznikowskim zacięciem i wizualnym wariactwem przyciąga nie tylko mieszkańców stolicy.

– Odzywają się do nas też instytucje i uczelnie z zagranicy, by zobaczyć, jak działamy, jak wgląda taka oddolna rewitalizacja. To miejsce staje się fenomenem. Z pustostanu zrobiliśmy coś, co ma tak otwarty charakter, jest zrobione z zerowym budżetem, a przede wszystkim nie jest skłotem i ma podstawy prawne – mówi nam Piotr Wąsowski. 

Dziś Stacja Praga na dobre zapuściła już korzenie w świadomości wielu warszawiaków i coraz śmielej sięga poza granice stolicy. Początki działalności społeczników były jednak niezwykle trudne

– Na ulicy Zaokopowej był taki zaułek, że ludzie naprawdę tu nie wchodzili. Mało kto się tutaj zapędzał. Na nasze podwórko można było wejść tylko od tej strony, bo od Inżynierskiej wejście jest zamknięte. Wtedy to było ciemne podwórko, jak ze stereotypu, można się było tu przestraszyć, szerzyła się tu też narkomania i cały czas punktowo się szerzy, choć mocno zwracamy na to uwagę. To miejsce parło do autodestrukcji. Nie było tu żadnego zarządcy, dach przeciekał przez lata i każdy mógł wejść do tych pustostanów. Jestem w szoku, że wówczas nikt tego nie podpalił, bo w jednym z tych garaży ZGN zostawił stos desek – mówi Piotr Wąsowski. 

Stacja Praga / autor: Miłosz Piotrowski

Zderzenie z urzędniczą ścianą

Deski pozostawione w zrujnowanych garażach to nie jedyne kłody, jakie pod nogi działaczom ze stowarzyszenia Stacja Praga rzucali prascy urzędnicy. Jak wspomina Piotr, sam pomysł stworzenia takiego miejsca w jego głowie pojawił się już pięć lat temu. Znalezienie wymarzonej lokacji było jednak dopiero początkiem problemów. Przez kolejne dwa lata toczył batalię z praskimi urzędnikami. By ożywić garaże, społecznicy musieli najpierw dostać od dzielnicy pozwolenie na ich użytkowanie, co okazało się być niezwykle żmudnym zadaniem. 

– Zarząd Dzielnicy i ZGN z Pragi-Północ twierdzili, że się nie da, że po prostu to się nie nadaje, że przeznaczenie budynku jest inne, nigdy nie precyzując jakie konkretnie. Sugerowali zły stan techniczny, ale nigdy nie padały konkrety co dokładnie wyklucza możliwość użyczenia, ani nie przedstawiono też dokumentów, które wykluczałyby możliwość prac rewitalizacyjnych, które zaplanowaliśmy. Nie mogłem tego zrozumieć. Gdy weszliśmy do zabytkowego budynku zajezdni, gdzie na klatce schodowej mamy historyczne tory, jeszcze w carskim rozkładzie, zobaczyliśmy dwa wielkie kubły śmieci. Wszędzie biegały szczury, chciało się wymiotować. To kawał historii, który był tak bardzo niedoceniony. To był główny budynek frontowy pod konserwatorem zabytków. Garaże to zupełnie inna historia, były w jeszcze gorszym stanie – mówi Piotr Wąsowski. 

Po pół roku starań setkach telefonów i tysiącach maili Piotrowi udało się w końcu wymusić spotkanie z wiceburmistrzem Pragi-Północ

– To było zderzenie młodości i pomysłowość z takim podejściem, że nic się nie da, a w ogóle to co wy chcecie i ile macie pieniędzy. To było kompletne niezrozumienie – wspomina Piotr Wąsowski.

Mimo niechęci praskich urzędników działacze nie odpuścili. Organizowali coraz więcej projektów artystycznych i w końcu po 2 latach walki z biurokracją dostali klucze do zdezelowanych garaży. Choć pierwszy z nich ma 250 mkw., to władze uznały, że to zbyt duża przestrzeń na działalności Stacji Praga i zamurowali przejście z jednego budynku do drugiego, zostawiając im zaledwie 170 mkw. Na domiar złego, gdy Piotr otrzymał w końcu wyczekane klucze, okazało się, że przez czas oczekiwania na decyzję urzędników, garaże uległy jeszcze głębszej degradacji

– Z każdym miesiącem czekania widzieliśmy, jak to miejsce coraz bardziej się degraduje. Jak pierwszy raz starałem się o ten budynek, to byłem w przestrzeni na pierwszym piętrze, gdzie dziś jest pracownia. Wtedy widziałem tam piękny lokal z kominkiem i elektryką, a po półtorej roku czekania na urząd, gdy w końcu nam udostępniono to miejsce, to nic już tam nie było. Wszystko było rozwalone, nie było elektryki i kominka, nikt tego nie zabezpieczył. Tak było ze wszystkimi tymi garażami. To miejsce niszczało. Trzeba było dopiero wziąć bandę zwariowanych artystów, społeczników i pasjonatów i zacząć tworzyć – mówi Piotr Wąsowski.

Z czasem trudne relacje z władzami Pragi-Północ zaczęły się układać dla stowarzyszenia nieco lepiej, aż do końcówki 2023 roku, kiedy to dzielnica ogłosiła, że ma zamiar sprzedać podwórko dawnej zajezdni. Wtedy działacze usłyszeli, że muszą wynieść się do końca roku. Ostatecznie przed wyprowadzką Stację Praga ocaliła wiceprezydentka Renta Kaznowska, która z upoważnieniem Rafała Trzaskowskiego uchyliła plany dzielnicy. 

– Mam ogromne nadzieje związane z nową władzą na Pradze. Byliśmy w dobrych kontaktach z poprzednią władzą, ale nie bardzo szły za tym decyzję – dodaje Piotr. 

Piotr Wąsowski w środku Stacji Praga / autor: Miłosz Piotrowski

Na własną rękę zmienili zniszczone pustostany w przyjazną przestrzeń 

Klucze do Stacji Praga działacze odebrali na początku roku 2022. Wówczas rozpoczęła się reanimacja opuszczonych garaży. Brali w niej udział artyści, którzy obecnie związani są ze streetartową odnogą działalności tego miejsca. Korzystają oni z płótna, jakim są budynki stowarzyszenia, udostępnia im ono również przestrzeń do tworzenia. 

– Przez Stację Praga przewija się mnóstwo artystów, tylko w naszym magazynie jest ponad 100 obrazów, które powstały tu podczas różnych projektów, a to ile ich wisi gdzieś w domach, ciężko zliczyć. Tu na podwórku mamy mnóstwo murali. Wiodącą postacią w ostatnich latach była Miss Dorys, która miała u nas swoją pracownię przez bardzo długo, teraz pracownię ma u nas Praktis. Nawet tu, w środku, na ścianach mamy dzieła takich twórców, jak Duśka Zuo, Luks przez Iks, Wadada, Rurzowa czy Niebieski Robi Kreski. Zazwyczaj są to mocno warszawsko osadzone postacie, ale też pojawia się coraz więcej przyjezdnych. Często słyszymy od nich, że jesteśmy warszawskim centrum street artu – mówi Piotr Wąsowski.

Z przestrzeni Stacji Pragi mogą korzystać nie tylko artyści. W odnowionych garażach znajduje się też kawiarnia, studio podcastowe oraz przestrzeń na warsztaty i koncerty. Jak podkreśla Piotr, wydarzenia organizowane przez jego stowarzyszenie są kierowane przede wszystkim do lokalnej społeczności. Obecnie działacze przygotowują się do Festiwalu Inżynierów, który na Pradze zacznie się 21 czerwca. Wówczas będzie można zobaczyć na własne oczy nie tylko spektakularną metamorfozę terenu starej zajezdni, ale też oryginalny tabor dawnej kolejki tramwajowej. Podwórko na Zaokopowej od czasu, gdy wyjeżdżał on stamtąd na ulice Warszawy przeszło długą drogę. Od serca stołecznej komunikacji publicznej, przez niebezpieczny narkomański zaułek, po centrum street artu. 

– Dziś mogę zostawić nieprzypięty rower przed wejściem i nic się z nim nie stanie – cieszy się Piotr - niedawno zostawiłem przed Stacją Praga samochód z nowiutkim radiem na dwa tygodnie, a gdy do niego wróciłem, ono nadal tam było - dodaje. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.