W środę w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się pierwsza rozprawa w procesie w sprawie gwałtu i morderstwa Białorusinki Lizy.
Na rozprawie przesłuchiwany był oskarżony oraz świadkowie. Decyzją sądu niejawne będzie przesłuchanie oskarżonego, biegłych i osób bliskich oskarżonemu, natomiast jawne przesłuchanie świadków. W sądzie nie pojawiła się rodzina Lizy. Mecenas, która ją reprezentuje, poprosiła o uszanowanie tej decyzji.
W sprawie podejrzanym jest Dorian S., który został doprowadzony w kajdankach, ze skutymi nogami na salę sądową. Sąd podczas rozprawy poprosił, aby go rozkuto. Oskarżony będzie odpowiadał na pytania obrońców, natomiast odmówił odpowiedzi na pytania prokuratorów. Przyznał się do popełnienia czynu, ale nie przyznał się do faktu, że chciał zabić swoją ofiarę. Na czas jego przesłuchania, decyzją sądu, przedstawiciele mediów opuścili salę rozpraw.
Lizę znalazł ochroniarz: „Pomyślałem, że nie żyje”
Jako pierwszy ze świadków zeznawał Henryk S., który znalazł Lizę w bramie. Wskazał, że jest emerytem, ale dorabia jako ochroniarz.
- Tego dnia miałem służbę pod adresem Żurawia 47. Kolega miał mnie zmienić o godz. 6 rano. Około godz. 5 idąc z łazienki zauważyłem, że jakieś osoby stoją oparte o ścianę, tak jakby przytulali się do siebie. Nie zdziwiło mnie to, bo tam często takie sytuacje się zdarzały - wskazał świadek.
Po około 20 minutach przyszedł z powrotem, żeby otworzyć bramę. Zobaczył wiszący na niej sweterek. Gdy podszedł bliżej, zauważył leżącą, półnagą kobietę, opartą o bramę. Była przykryta kurtką.
- Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że jest nieprzytomna, ale jak się przyjrzałem pomyślałem, że nie żyje. Zadzwoniłem od razu na 112. Powiedziano mi, żebym próbował ją reanimować. Nie chciałem dotykać ciała, tylko poczekać na policję, ale położyłem ją na wznak i reanimowałem. Po chwili przyjechało pogotowie i zaraz potem policja - mówił świadek.
„Szanse, że mogła do kogoś pójść, były minimalne”
Kolejnym świadkiem była Anna B., która zeznawała w obecności tłumaczki przysięgłej języka ukraińskiego. Jak twierdzi, była najbliższą przyjaciółką Lizy.
- Nie widziałyśmy się z Lizą długi czas. Poszłyśmy na saunę i basen, a potem na kolację na Starówce. Postanowiłyśmy, że pójdziemy do baru i zaprosimy naszych przyjaciół. Napisałyśmy do przyjaciela Lizy - Nikity. Przyszedł z przyjaciółmi, było nas dużo. Kontynuowaliśmy wieczór w kręgielni. Gdy skończyliśmy grać w kręgle było już późno, chcieliśmy napić się drinków i piwa - mówiła świadkowa.
Cała grupa udała się do centrum, w pobliże miejsca zdarzenia, gdzie w jednym z pubów pili alkohol. Pub miał zostać zamknięty o godz. 4 nad ranem.
- Wyszliśmy razem na ulicę - ja, Liza i Nikita. Jeszcze około pół godziny rozmawialiśmy na zewnątrz. Liza była osobą bardzo pozytywną, ale mówiła wówczas, że ma depresyjny nastrój i źle się czuje, sama nie wie dlaczego. Zaczęła płakać i powiedziała, że chce pooddychać świeżym powietrzem i wrócić do domu pieszo. Miała blisko 12 proc. naładowanego telefonu. Podczas wieczoru prosiła mnie żebym kupowała jej drinki, bo miała przy sobie tylko około 50 zł. Zaproponowałam, że mogę wezwać taksówkę, ale odmówiła. Zaproponowałam, żebyśmy przeszli się wszyscy razem. Powiedziała, że wolałaby zostać sama - relacjonowała przyjaciółka ofiary.
Anna B. poprosiła Lizę, żeby napisała do niej, jak wróci do domu. Odpowiedziała, że napisze rano, jak się obudzi. Następnie przyjaciółki pożegnały się, Anna wezwała dla siebie taksówkę.
- Czekając na taksówkę napisałam do niej. O godz. 4.43 dostałam od Lizy wiadomość głosową, w której płakała i mówiła, że czuje się depresyjnie i napisze gdy będzie w domu. Po 20 minutach gdy dotarłam do domu, wysłałam jej wiadomość wideo, że idę spać i zasnęłam. Rano zobaczyłam ze wiadomość była odczytana - mówiła świadkowa.
Wkrótce zadzwonił jej chłopak i powiedział, że Liza nie wróciła do domu.
- Zaczęliśmy myśleć, gdzie może być. Nie wiedzieliśmy, z kim się kontaktować. Ja byłam jej najbliższą przyjaciółką. Szansa, że mogła do kogoś pójść, była minimalna. Liza lubiła poznawać nowych ludzi, ale nie flirtowała z mężczyznami, zawsze mówiła, że ma chłopaka. Jej chłopak powiedział, że trzeba dzwonić na policję. Potem zadzwoniła do mnie policja i zostałam wezwana, żeby złożyć wyjaśnienia. Jej chłopak poinformował mnie, że też dzwoniła do niego policja, ale jeszcze nie wiadomo było, co się stało - wyjaśniała Anna B.
Pytana przez obrońcę, jaki rodzaj alkoholu spożywały, świadkowa wskazała, że przeważnie było to piwo. Natomiast na początku spotkania na Starówce przyjaciółki wypiły spore ilości shotów.
Tragedia w centrum Warszawy
Liza przyjechała do Polski jako uchodźczyni z Białorusi. 25 lutego br. rano została znaleziona naga i nieprzytomna w bramie posesji przy ul. Żurawiej. Kobieta w stanie krytycznym trafiła do szpitala, gdzie zmarła pięć dni po ataku.
Podejrzany 23-letni Dorian S. miał zgwałcić kobietę i ukraść jej dwa telefony komórkowe, portfel i kilka kart płatniczych. Podczas przeszukania jego mieszkania znaleziono m.in. nóż kuchenny i kominiarkę, których użył do przestępstwa.
Zarzuty dla Doriana S.
Dorian S. został oskarżony o dokonanie zabójstwa kwalifikowanego obywatelki Białorusi. Z opinii psychiatryczno-psychologicznej wynika, że w chwili popełnienia zarzuconego mu czynu był w pełni poczytalny.
Weryfikowano również możliwość udziału Doriana S. w ewentualnych innych postępowaniach o podobnym charakterze, które zakończyły się niewykryciem sprawcy.
- Jednakże analiza materiałów zgromadzonych w innych sprawach nie uzasadniała przypisania Dorianowi S. popełnienia innych czynów. Dlatego nie postawiono mu żadnych innych zarzutów. Podejrzanemu grozi dożywocie. Czyn, który jest mu zarzucany, jest zagrożony karą pozbawiania wolności na czas nie mniejszy niż 15 lat, łącznie z dożywociem – mówił nam w sierpniu rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Piotr Skiba.
Na następnej rozprawie w dniu 16 grudnia przesłuchiwani będą m.in. biegli psychologowie i psychiatrzy.
Napisz komentarz
Komentarze