Remont ogrodzenia wokół Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej na Żoliborzu doprowadził do interwencji wiceburmistrza, dzielnicowego Wydziału Ochrony Środowiska, radnego, policji i mieszkańców. Robotnicy mieli uszkodzić korzenie siedmiu drzew. Zebraliśmy głosy wszystkich stron, aby pokazać, co tam się wydarzyło.
- Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej przy okazji wymiany ogrodzenia postanowił zdewastować dziewięć (później okaże się, że było ich siedem - red.) pięknych i dużych drzew. Zniszczone koparką drzewa mają ucięte korzenie przy samych pniach. To sposób, aby za kilka lat mieć martwe drzewa lub na tyle osłabione, że trzeba będzie je wyciąć - alarmował w piątek, 21 marca, radny Żoliborza Łukasz Porębski na Facebooku.
- To co ujrzeliśmy około godz. 15:30 nas kompletnie zaszokowało! Instytut rozebrał stare ogrodzenie z początku lat 60., w miejscu którego rozkopano dziurę pod nowe fundamenty ogrodzenia. Przy tej okazji uszkodzono korzenie drzew rosnących bezpośrednio przy ogrodzeniu - napisało tego samego dnia Stowarzyszenie Zatrasie na Facebooku.
Te wpisy rozpoczęły szereg dalszych interwencji związanych z remontem ogrodzenia WIML przy ul. Krasińskiego 54/56. Na miejscu pojawił się wiceburmistrz Żoliborza Tomasz Mielcarz, a także przedstawiciele dzielnicowego Wydziału Ochrony Środowiska.
Robotnicy ucięli drzewom korzenie. „Skutkiem może być ich obumarcie”
Choć początkowe informacje mówiły o dziewięciu uszkodzonych drzewach, inspekcja dzielnicowego Wydziału Ochrony Środowiska wykazała ostatecznie uszkodzenie korzeni siedmiu.
- Oględziny potwierdziły uszkodzenie korzeni siedmiu sztuk drzew - jednego drzewa usytuowanego w pasie drogowym przy ul. Przasnyskiej będącym w utrzymaniu urzędu oraz pozostałych sześciu sztuk drzew usytuowanych na terenie WIML. Skutkiem takiego działania może być utrata stabilności drzew w gruncie oraz ich obumarcie - poinformowała nas rzeczniczka Urzędu Żoliborza Donata Wancel.
Radny Żoliborza Łukasz Porębski zaangażował się w sprawę i kilkakrotnie był na miejscu. Jego zdaniem szkody wynikają z nieodpowiedniej pracy robotników.
- To jest po prostu zniszczenie drzew, które po pierwsze jest nieuzasadnione, a po drugie, moim zdaniem, jest złamaniem przepisów dotyczących kwestii ochrony środowiska. Przede wszystkim robotnicy pracowali maszynami budowlanymi w obszarze systemów korzeniowych tych drzew, bardzo blisko pni i uszkodzili systemy korzeniowe drzew, kopiąc głęboki rów tuż przy pniach. W związku z tym te drzewa mają z jednej strony totalnie urwane systemy korzeniowe, a z drugiej strony robotnicy jeszcze uderzając koparkami uszkodzili pnie - powiedział nam Łukasz Porębski.
Rów przy WIML z uciętymi korzeniami. Źródło: Stowarzyszenie Zatrasie
Zdaniem Instytutu szkody są nieznaczące. Urząd wszczął postępowanie
Po zgłoszeniu sprawy do Wydziału Ochrony Środowiska i na policję, na miejscu pojawił się także wiceburmistrz Żoliborza Tomasz Mielcarz. Tak wiele interwencji i nagłośnienie sprawy przez mieszkańców nie przekonało Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Ich zdaniem sprawa jest niepotrzebnie rozdmuchana.
- Tam nic nie zostało zniszczone. Co prawda delikatnie została uszkodzona kora przez maszynę na jednym z drzew, ale natychmiast poleciliśmy, żeby to opatrzyć i zabezpieczyć taśmą. Jeśli są jakiekolwiek uszkodzenia korzonków, to małe. Nie mówimy o dużych korzeniach, których zniszczenie zagrażałoby drzewom. Małe korzenie poprzerastały stary beton i przy usuwaniu automatycznie, niestety, one z tym betonem się usuwają. Więc nie wiem skąd się wzięła ta cała afera - mówił nam przedstawiciel WIML-u.
Urząd Żoliborza sprawę widzi o wiele poważniej i zapowiada wszczęcie postępowania administracyjnego.
- W sprawie uszkodzenia/zniszczenia drzew rosnących na terenie WIML zostanie wszczęte postępowanie administracyjne w celu nałożenia kary. Natomiast w przypadku jednego drzewa rosnącego w pasie drogowym, musimy przesłać zawiadomienie o uszkodzeniu/zniszczeniu drzewa do Marszałka Województwa Mazowieckiego - przekazał Urząd Żoliborza.
Samowolka w organizacji ruchu. WIML zajął chodnik bez pozwolenia
Oprócz zniszczenia drzew, mieszkańców Zatrasia zdenerwowało zajęcie chodnika przez ogrodzenie. W takim przypadku w miejscu robót powinna zostać wprowadzona czasowa organizacja ruchu. WIML nie wywiązał się z tego obowiązku, zmuszając mieszkańców do przechodzenia przez ulicę w miejscu bez przejścia dla pieszych.
- W takich sytuacjach najczęściej ustawia się znak informujący, że przejście jest drugą stroną chodnika. Do niego musi być wykonane przejście dla pieszych, co tutaj nie zostało zrobione - tłumaczył Wiktor Zając ze Stowarzyszenia Zatrasie.
- Człowiek idzie tym chodnikiem i dochodzi do miejsca, w którym może albo wrócić chodnikiem z powrotem kilkaset metrów do przejścia dla pieszych, albo wejść na jezdnię. To bardzo niebezpieczne i utrudniające życie dla np. matek z wózkiem, osób z niepełnosprawnością, bądź osób w podeszłym wieku - wyjaśnił radny Łukasz Porębski.
Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej tłumaczy jednak, że wystąpił z wnioskiem w tej sprawie jeszcze w styczniu i nie dostał odpowiedzi w terminie.
- To jest z winy Urzędu, bo wykonawca wystąpił z pismem 22 stycznia i do tej pory nie miał żadnej odpowiedzi. W związku z brakiem odpowiedzi prace budowlane wykonywane są z posesji, czyli z działki należącej do WIML, nie wchodząc na pas. Przypomnę tylko, że zgodnie z KPA, urzędowy termin na odpowiedź to 30 dni - argumentował WIML.
Urząd mówi wprost: nie było pozwolenia, będzie kara.
- Otrzymaliśmy z Biura Zarządzania Ruchem Drogowym do zaopiniowania projekt czasowej organizacji ruchu na ul. Przasnyskiej. Taką opinię, wraz z uwagami dotyczącymi zabezpieczenia rosnących w pasie drogowym drzew wydaliśmy. Mamy również informację, że projekt COR nie został jeszcze zatwierdzony przez BZRD. Natomiast zgodnie z przepisami inwestor powinien na 7 dni przed jej wdrożeniem zgłosić taki zamiar zarządcy drogi, co nie zostało dokonane. Sprawdziliśmy także, że czasowa organizacja ruchu nie została wdrożona, w związku z czym także w tym przypadku wszczęte zostanie postępowanie administracyjne z urzędu - przekazała nam Donata Wancel, rzeczniczka Urzędu Żoliborza.
Ogrodzenie odcięło chodnik przy ul. Przasnyskiej. Źródło: Stowarzyszenie Zatrasie
Czy feralny remont był w ogóle potrzebny?
- Sytuacja na świecie jest, jak jest, więc budujemy nowe ogrodzenie w miejscu starego, zdewastowanego. Prace polegają na usunięciu wierzchniego, metalowego płotu i betonowego fundamentu. Idealnie w tym samym miejscu chcemy zalać nowy fundament i na nim postawić nowe ogrodzenie. - tłumaczył plan robót WIML.
Zdaniem mieszkańców stare ogrodzenie nie wymagało wymiany, a zniszczone drzewa były ważne dla lokalnej społeczności.
- Teren, na którym zostały zniszczone drzewa przylega do Osiedla WSM Zatrasie. Z okien budynków wzdłuż ul. Przasnyskiej rozlega się widok na kultową rotundę - wirówkę przeciążeniową z początku lat 60., przy której od blisko 60 lat rosły piękne topole. Dotychczas był to (wprawdzie za ogrodzeniem), rodzaj parku linearnego, który cieszył oczy mieszkańców. Sam płot, który zniszczono był niebrzydki. Był to modernistyczny płot z siatki zgrzewanej w ramie stalowej wraz ze słupkami w formie teowników zaokrąglonych w charakterystyczny sposób. Wystarczyło go tylko dobrze odnowić (oczyścić i pomalować) - powiedział nam Wiktor Zając ze Stowarzyszenia Zatrasie.
Napisz komentarz
Komentarze