Handel przeniósł się tam z ul. Brzeskiej, gdzie policja w zeszłym roku przeprowadziła szereg akcji wymierzonych w przestępczość narkotykową. Problem został zminimalizowany po słynnej wypowiedzi prezydenta Trzaskowskiego, że „nie szlaja się nocą po Brzeskiej”.
Pytany przez nas na konferencji prasowej, czy będzie intensyfikacja działań jeśli chodzi o zwalczanie handlu narkotykami na ul. Inżynierskiej, prezydent Trzaskowski wskazał, że „nie jest ministrem spraw wewnętrznych i nie odpowiada za policję”.
- To co my robimy, robimy nadal. Mianowicie współpracujemy z policją, wspieramy policję, opłacamy dodatkowe patrole dla policji właśnie w tych miejscach, które uważamy za newralgiczne. Zwracamy też policji uwagę, jakie w naszej ocenie powinna podejmować działania. To wszystko się dzieje. Natomiast miasto i żaden samorząd nie odpowiada bezpośrednio za walkę z handlem narkotykami - odparł prezydent.
Jan Mencwel: policja nigdy nie przyjeżdża na wezwanie
Miejski radny Jan Mencwel z Miasto Jest Nasze, który jest mieszkańcem okolicy, podkreśla, że z bezpieczeństwem jest coraz gorzej. Jak mówi, „na pewno od jakiegoś czasu wzrósł problem z handlem narkotykami. Wszyscy wiedzą, że to się przeniosło tutaj z Brzeskiej”.
- Jest też sklep nocny z alkoholem, co powoduje dużo więcej nieprzyjemnych sytuacji w nocy, gdy kręcą się podejrzani ludzie pod wpływem alkoholu lub innych środków. Strach wracać późno do domu - ocenia.
- Mamy skwerek, gdzie jest plac zabaw. Jeszcze dwa, trzy lata temu zawsze był porządek i chodziliśmy z dzieciakami na plac zabaw. Od jakiegoś czasu widać tam pobite butelki, ślady libacji. Policja nigdy się tutaj nie zjawia. Ja regularnie zgłaszam na policję m.in. sytuację wokół sklepu i to co się dzieje na skwerku. Jeszcze nie spotkałem się z tym, żeby przyjechali na wezwanie, nie mówiąc już o tym, żeby patrole same z siebie tu chodziły. To się w ogóle nigdy nie zdarza - tłumaczy radny.
Dopytany, jakich działań oczekiwałby od miasta Mencwel wskazał, że powinno być więcej patroli straży miejskiej i policji.
- Wiadomo, że mamy taki problem, że nie ma komu tych patroli wykonywać, bo jest kilkaset wakatów w straży miejskiej i kilka tysięcy wakatów w policji. Dlatego apeluję od dawna i powtarzam na sesjach Rady Miasta, żeby wreszcie to zmienić. Trzeba wprowadzać programy, podwyższać budżety. Miasto mogłoby podwyższyć budżet straży miejskiej - zaznaczył.
Jak wskazał, „To jest jedna kwestia. Druga kwestia jest długofalowa”.
- Ja mam dzieci, które chodzą do szkoły w tym rejonie. Nie widzę żadnych programów skierowanych do szkół, na przykład w ramach programu rewitalizacji, żeby te dzieciaki wciągnąć do jakichś działań - np. w sport czy działalność artystyczną, zaproponować im spędzanie czasu po szkole. Jest milion możliwości, a nic się nie dzieje. Nie ma żadnego elementu w programie rewitalizacji, który zająłby się tym, żeby dzieciaki nie wpadły w złe kręgi. A złe kręgi są dosłownie za rogiem - ocenił.
Wakaty w policji. Były policjant wskazuje rozwiązania
O kwestię wakatów w policji zapytaliśmy Jerzego Dziewulskiego, byłego policjanta i antyterrorystę, doradcę prezydenta Kwaśniewskiego ds. bezpieczeństwa.
Jak ocenił „sytuacja jest bardzo poważna”.
- Nie mówię tragiczna, ale naprawdę bardzo poważna. Czy rozwiązaniem będzie konkurencyjna na rynku pensja policjanta? Ja przyszedłem do milicji dla pieniędzy. Jak zobaczyłem, jaką dają mi pensję, to rzuciłem wszystko i prosto z wojska poszedłem do milicji. Miałem zero informacji - decydowała pensja. Zostałem 32 lata - mówi b. antyterrorysta.
Wskazał, że „trzeba jasno wyznaczyć sobie cel, który może być tylko jeden – zapełnić istniejące wakaty”.
- Są dwa wyjścia. Pierwsze to podwyższyć pensję i warunki przyjęcia pozostawić na takim samym poziomie. Podwyższenie pensji musi być na tyle znaczne, żeby było widać wyraźną różnicę między dzisiejszą pensją, która wynosi dla policjanta, który pracuje rok mniej więcej 5 tysięcy brutto, a żołnierzem, który zarabia w takich warunkach co najmniej 7 tysięcy zł brutto. To jest ogromny dysonans - wskazał b. policjant.
Druga propozycja, to obniżenie parametrów warunków przyjęcia do służby.
- To oznacza, że przestajemy zwracać uwagę na poziom sprawności fizycznej, który w policji jest podstawą. Przestajemy zwracać uwagę na wykształcenie. Dzisiaj mówimy o wykształceniu wyłącznie najniższym, czyli średnim. Zaczynamy to wykształcenie obniżać. Natomiast musimy wtedy zmierzać do tego, żeby funkcjonariusze z niższym wykształceniem uzupełniali je – wyjaśnił.
Jego zdaniem, „to jest propozycja rodem z PRL-u. Wówczas przyjmowano do milicji ludzi z zasadniczą szkołą zawodową, z obowiązkiem kształcenia się w specjalnych klasach dla milicjantów”.
- Dzisiaj do pracy przychodzi młody człowiek, który naoglądał się filmów, zobaczył tę pracę poprzez wizję reżysera. A rzeczywistość jest nieprawdopodobnie różna, nie ma nic wspólnego z filmami. Młody człowiek przychodzi do pracy i jest roszczeniowy, bo realia są inne niż 40 lat temu. Chce pracować do godz. 16, nie chce pracować w soboty, w niedziele, co jest często zrozumiałe. To wszystko składa się na sytuację w policji - mówił Dziewulski.
Według statystyk, w policji brakuje nawet 20 proc. funkcjonariuszy. Czy musi wydarzyć się kolejna tragedia, aby doszło do systemowego rozwiązania tego problemu?
Napisz komentarz
Komentarze