Od początku lipca aktywiści „Ostatniego Pokolenia” prowadzą konsekwentnie kampanię protestów na najważniejszych ulicach i trasach stolicy. Cel wydaje się prosty - protesty mają być widoczne i odczuwalne.
Niemal codziennie w mediach czytamy relacje z protestów działaczy klimatycznych oraz oglądamy obrazy policyjnych interwencji. Torowanie ruchu ma być odpowiedzią aktywistów na bierność polskiego rządu wobec postulatów wystosowanych przez organizację.
Dlaczego aktywiści protestują?
Przypomnijmy, że 4 marca br. do premiera Donalda Tuska napisano list otwarty, w którym aktywiści domagali się zmian w polityce klimatycznej rządu. Sformułowano w nim dwa najważniejsze postulaty:
- przekazanie 100 proc. środków przeznaczonych na budowę nowych autostrad na rozwój transportu publicznego;
- wprowadzenie biletu miesięcznego na transport regionalny w całym kraju w wysokości 50 zł.
Rządowi na odpowiedź dano czas do wyborów samorządowych. Te minęły, a aktywiści nie usłyszeli zadowalającego ich stanowiska rządu. Stąd przystąpiono do zapowiadanej kampanii obywatelskiego nieposłuszeństwa. Lipcowa wzmożona blokada ulic i mostów jest jej częścią.
Protesty prowadzone są konsekwentnie od początku miesiąca. W ciągu ponad dwóch tygodni protesty zostały zorganizowane w kilku newralgicznych miejscach, m. in.:
- w al. Solidarności, 2 lipca;
- w al. Wilanowskiej, 7 lipca;
- na Wisłostradzie na wysokości ul. Czerniakowskiej, 8 lipca;
- w al. Jana Pawła II, 15 lipca;
- czy wreszcie na Moście Świętokrzyskim, 17 lipca.
- Nadal będziemy protestować jak dotychczas. Kiedy ludzie walczą o przetrwanie, nie składają petycji. Mierzymy się z kryzysem klimatycznym, którego skutki już teraz dotykają wszystkich ludzi w Polsce, chociażby ostatnie upały - argumentuje Julia Keane, rzeczniczka prasowa polskiego oddziału „Ostatniego Pokolenia”.
Służby przyglądają się sprawie
Protesty aktywistów stały się na tyle częste i schematyczne, że policja raz za razem bije rekord czasu skutecznej interwencji i udrożnienia zatoru. Na niedawny protest na Moście Świętokrzyskim mundurowi przybyli po kilkunastu minutach od jego rozpoczęcia.
Jak poinformował nas podkom. Janek Wiśniewski z biura prasowego Komendy Stołecznej Policji, działania aktywistów kwalifikowane są jako wykroczenia. Każdorazowo służby wynoszą protestujących, udrażniają ruch, legitymizują aktywistów i wystawiają mandaty.
- Mówmy tutaj o wykroczeniach w myśl dwóch przepisów. Art. 90 Kodeksu Wykroczeń oraz art. 65a k. w. Chodzi o kolejno blokowanie ruchu oraz niestosowanie się do poleceń policji. Ci z aktywistów, którzy stosują bierny opór, to znaczy nie reagują na apele służb, siedzą lub przyklejają się do nawierzchni, są przez policjantów wynoszeni - wyjaśnia podkom. Wiśniewski. W przypadku odmowy przyjęcia mandatu sporządzane są wnioski o ukaranie do sądu.
Podczas rozmowy z Prokuraturą Okręgową w Warszawie dowiedzieliśmy się, że wobec aktywistów prowadzone jest co najmniej jedno postępowanie karne - chodzi o marcową dewastację pomnika Syrenki Warszawskiej, kiedy to członkowie „Ostatniego Pokolenia” oblali pomnik farbą. Nadal ustalany jest zakres zniszczeń, a specjaliści mają podejrzenie, że w wyniku akcji protestacyjnej mógł zostać uszkodzony postument.
Miejscy radni podzieleni
Protesty aktywistów klimatycznych budzą kontrowersje i podziały nie tylko wśród mieszkańców Warszawy, ale i radnych - nawet między ugrupowaniami współtworzącymi rząd. Jak powiedział w rozmowie z Raportem Warszawskim Jan Mencwel, radny Miasto Jest Nasze, „grzeczne protesty nikogo nie obchodzą”. Widzi on jednak kilka problemów obecnych protestów.
- Jestem jak najdalej od tego, żeby doradzać innym aktywistom jak mają prowadzić swoje protesty. Każdy wybiera metody takie, jakie uważa za słuszne. Nie powiem więc, że ci młodzi ludzie robią coś źle - wybór tak ostrej formy protestu ostatecznie należał do nich. Przyznam im rację, że inne formy protestu mogłyby być zignorowane. Wydaje mi się jednak, że tak poważna sprawa, o którą walczą, powinna być adresowana do konkretnych podmiotów i polityków - mówi Jan Mencwel.
- Uważam, że skuteczniejsze byłoby utrudnianie życia przedstawicielom świata polityki czy wielkiego biznesu. To lepiej by pokazało odpowiedzialnych za kryzys klimatyczny, niźli utrudnianie życia zwykłym obywatelom. Jednak rozumiem formę, grzeczny protest niestety nikogo nie obchodzi - dodaje radny Lewicy.
Tradycyjnie już inną optykę na tę sprawę przedstawiają radni PiS-u. Zdaniem Dariusza Figury, protesty aktywistów klimatycznych mogłoby być prowadzone zgodnie z prawem.
- Każdy ma prawo do protestu, lecz powinien on się odbywać zgodnie z prawem. Zakłócanie ruchu drogowego jest z prawem... niezgodne! W takich przypadkach służby powinny działać. Co więcej, mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne za te protesty zostaną ukarane. Moim zdaniem to także powód do namysłu dla władz miasta, które dosyć szczodrze finansują rozmaite lewicowe organizacje klimatyczne. W skrócie, forma protestu jest moim zdaniem społecznie nieakceptowalna - mówi radny PiS-u.
Zdecydowanie najostrzej o młodych aktywistach wypowiedział się dla Raportu Warszawskiego Sławomir Potapowicz, samorządowiec .Nowoczesnej oraz wiceprzewodniczący rady miasta.
- Wszystkie działania mające na rzecz poprawę klimatu są mi bliskie i dlatego podejmujemy wiele działań na poziomie samorządowym jak i rządowym. To co robimy w Warszawie, np. zazielenianie ulic, ma właśnie na celu poprawę naszego klimatu. Mam wrażenie, że działania „Ostatniego Pokolenia” nie przynoszą pozytywnych efektów, jeśli chodzi o wspólną walkę o uratowanie planety. To jedynie publiczne rozróby, które służą promocji określonych środowisk - mówi radny.
- Nie widzę żadnego sensu w blokowaniu przejazdu, utrudnianiu ludziom życia czy niszczeniu zabytków Warszawy i polskiej kultury. Na naprawę i wyczyszczenie pomnika Syrenki wydaliśmy spore pieniądze i zmarnowaliśmy mnóstwo wody, co nie przyczyniło się do popraw środowiska w żaden sposób - dodaje.
„Akcje nie służą walce o lepszy klimat, a grupce sfrustrowanych ludzi”
W opinii radnego .N akcje protestacyjne aktywistów klimatycznych mają mało wspólnego z faktycznym działaniem o troskę Ziemi.
- Mam wrażenie, że te działania podejmowane przez środowisko „Ostatniego Pokolenia”, nie służą tak naprawdę walce o lepszy klimat, tylko jakiejś grupce sfrustrowanych ludzi, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem i działają pod publiczkę - komentuje radny Potapowicz.
Skonfrontowani z tą opinią działacze „Ostatniego Pokolenia” odpowiadają jednoznacznie - protestujemy, bo nie mamy wyboru. Ich zdaniem dzisiaj jest ostatnim momentem, w którym można podjąć decyzje, mogące uratować ziemski klimat.
- W tym momencie alternatywą do protestowania jest pogodzenie się z straszliwą przyszłością życia w chaosie. Ja jako dwudziestoletnia osoba nie mam perspektyw na bezpieczne życie! Co innego tacy ludzie jak ja mają robić, niż protestować? Oczywiście, że będziemy walczyć, bo nie mamy innego wyjścia. I widzimy jakiś postęp, ponieważ niektórzy z radnych proponują mi bym swoje obywatelskie nieposłuszeństwo, to „przyklejanie się do ulic” uskuteczniała pod gmachem wielkiej firmy czy Sejmem. Widziana jest więc zasadność protestów. Niemniej 50-cio osobowa pikieta pod Sejmem nie zostanie zauważona przez nikogo, dlatego musimy szukać innych form protestu - mówi Julia Keane.
Wśród wielu komentatorów czy polityków, nawet sympatyzujących z działaniami aktywistów, pojawia się pytanie - czy forma protestów nie zantagonizuje społeczeństwa wobec postulatów klimatycznych? Dla Jana Mencwela obawy są bezzasadne. Przywoływanym przez niego przykładem są chociażby tegoroczne protesty rolników.
- Nie mam wrażenia, że te protesty jakoś wzbudzą społeczną nienawiść do aktywistów. Proszę spojrzeć chociażby na protesty rolników, które korkowały i blokowały Warszawę w dużo większym stopniu, niż akcje „Ostatniego Pokolenia” kiedykolwiek! Czy warszawiacy lub ogólnie Polacy zaczęli pałać nienawiścią do rolników i ich postulatów? Nie sądzę - wyraża swoją wątpliwość radny Mencwel.
Argumentacja Lewicy wydaje się jednak osamotniona. Co ciekawe sprawa protestów jest kolejnym tematem, w którym radni prawicy i centrum mówią jednym głosem. W tym wypadku potępiającym sposób protestów.
- Postulaty tych młodych ludzi są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Argumentacja, że należy protestować tak, by bolało jest błędna. Będą one tylko i wyłącznie prowadzić do coraz większej agresji ze strony zwykłych warszawiaków. Jeśli aktywiści będą uprzykrzać komuś życie, ktoś w końcu weźmie na nich odwet. Oni zapominają chyba, że żyjemy w tym samym państwie i powinniśmy razem wypracowywać rozwiązania - mówi Dariusz Figura.
- Po pierwsze przypominam, że konstytucyjnym prawem każdego obywatela jest możliwość protestowania. Jednak manifestacje prowadzone przez ówczesną opozycję, a dzisiaj rząd, czy przez rolników były wcześniej zgłaszane. Służby, władze i mieszkańcy mieli czas na przygotowanie się do utrudnień. Protesty „Ostatniego Pokolenia” takie nie są. Blokują oni mosty, drogi, przyklejają się do jezdni, niszczą pomniki. To działania, które mają charakter bandycki, rozbójniczy i powinny być potępiane. Ani podczas protestów opozycji demokratycznej, ani blokad rolników nie niszczono zabytków - dodaje wiceprzewodniczący Potapowicz.
Julia Keane z „Ostatniego Pokolenia” rozumie frustrację części mieszkańców, lecz jej zdaniem takie działania są konieczne, aby wymusić na rządzących jakąś zmianę. Co więcej zauważa, że niektórzy spośród warszawiaków aktywnie ich wspierają podczas blokad.
- Ludzie mają prawo czuć się zdenerwowani. Spotykamy się też z wieloma pokładami nienawiści i niezrozumienia. Jest to przykre, że tak wiele osób nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Niemniej są i pozytywne wieści, ponieważ otrzymujemy też głosy wsparcia ze strony mijających nas pieszych czy rowerzystów. Często apelują oni podczas interwencji do policji, aby uspokoiła agresywnych kierowców, a nie znosiła nas z jezdni - mówi rzecznika prasowa.
Czy protesty aktywistów w obecnej formie są dobrym rozwiązaniem? Czy wartości i poglądy jakie motywują w większości młodych ludzi do działania są słuszne? Temat ten tworzy niekiedy głębokie podziały oraz budzi skrajne emocje. Nie ma na to dobrej, jednoznacznej i prostej odpowiedzi.
Z jednej strony walka o ciągle pogarszający się klimat jest czymś zasadnym i problem, przez dekady spychany na kolejne generacje, powinien zostać wreszcie rozwiązany. Przynajmniej częściowo.
Z drugiej tak agresywna forma sprzeciwu, nawet jeśli sprowadza się do kilkunastominutowych zatorów, prowadzi do agresji z drugiej strony i wrogami aktywistów stają się nie wielkie korporacje i politycy, a zwykli mieszkańcy, chcący po prostu wrócić do domu czy pojechać do pracy.
Napisz komentarz
Komentarze