Reklama
ReklamaBanner

Śródmieścianin, bielaniak, ursusianka: kim jesteś, warszawiaku?

Jeśli ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, jak nazwać mieszkańca Warszawy, to odpowiedź jest prosta: warszawiak. Ale co, jeśli chcemy być bardziej precyzyjni? Czy mieszkańca Bielan nazwiemy bielaninem czy bielaniakiem? A może coś zupełnie innego? Zanurzmy się w zawiłości warszawskiego nazewnictwa dzielnicowego, które nie zawsze jest tak oczywiste, jakby się wydawało.
Ludzie w centrum Warszawy fot. ilustracyjna
Ludzie w centrum Warszawy fot. ilustracyjna

Autor: Greta Sulik

Źródło: Raport Warszawski

Warszawa, jako miasto z bogatą historią i zróżnicowaną strukturą dzielnic, stawia przed swoimi mieszkańcami nie lada wyzwanie, kiedy próbują nazwać siebie w sposób odpowiadający miejscu zamieszkania. Niby proste, a jednak. Zanim jednak przejdziemy do najciekawszych przypadków, warto wspomnieć, że tworzenie takich nazw jest jak najbardziej normalne. Dr Agata Hącia, językoznawczyni z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, wyjaśnia:

Używanie nazw mieszkańców dzielnic jest oczywiście poprawne i usprawnia komunikację: pozwala na precyzyjne i zwięzłe wyrażenie myśli.

Jak więc tworzyć takie nazwy? Wszak każdy rodowity (i nie tylko) mieszkaniec dzielnicy, który chciałby się utożsamić ze swoim miejscem zamieszkania, głowi się i troi kim on właściwie jest - bemowianinem, bemowiaszczakiem czy może bemowiakiem? Mieszkaniec Wawra też nie ma łatwego zadania.

- Tworzenie nazw mieszkańców dzielnic Warszawy jest bardzo regularne. W przypadku mężczyzn stosujemy cząstkę -anin (np. wawrzanin), a w nazwach kobiet mamy cząstkę -anka (np. żoliborzanka, mokotowianka). Jednak nie wszystkie nazwy dzielnic doczekały się takich form, na przykład w praktyce mieszkaniec Śródmieścia nie ma odrębnej nazwy, choć teoretycznie mógłby to być śródmieścianin - tłumaczy dr Hącia.

No właśnie! Mieszkaniec Śródmieścia, serca stolicy, nie doczekał się jeszcze oficjalnego określenia. Śródmieścianin brzmi jednak jak ktoś, kto codziennie pije kawę w sieciowej kawiarni i chodzi na spacery po Nowym Świecie, mając w głowie filozoficzne rozważania o życiu w mieście. Z kolei ursusianin lub ursusianka mogą kojarzyć się z osobami, które wciąż pamiętają dawne zakłady Ursus i niechętnie mówią o swojej dzielnicy "sypialnia".

Co ciekawe, warszawiacy mają tendencję do tworzenia nazw od dzielnic z charakterystyczną warszawską cząstką -ak. Dr Hącia dodaje:

- Możliwe są też formy (nie tylko w wypadku mieszkańców tych dzielnic) z charakterystyczną dla Warszawy cząstką -ak (np. bielaniak, ursusiak) - ale nie wydaje mi się, by były często używane, raczej są to formy potencjalne. To, czy forma potencjalna stanie się formą rzeczywiście używaną, zależy od woli mieszkańców - tłumaczy językoznawczyni.

Wydaje się więc, że bielaniak i ursusiak są na razie jedynie w fazie potencjalnej, czekając na swój wielki debiut. Może to kwestia czasu, a może warszawiacy są zbyt przywiązani do bardziej klasycznych form. Ale jedno jest pewne: mieszkańcy Mokotowa, czyli mokotowianie i mokotowianki, nie mają takich problemów. To nazewnictwo jest już zakorzenione i używane z dumą przez każdego, kto czuje przynależność do tej dzielnicy.

- Odmiana nazw mieszkańców dzielnic jest równie regularna jak odmiana innych rzeczowników. Na przykład: mokotowianin, mokotowianina, mokotowianka, mokotowianki. W liczbie mnogiej nazwy męskie się skracają, co jest jedyną trudnością. Nie mówimy na przykład "dwaj mokotowianinie", ale "dwaj mokotowianie" - tłumaczy odmianę nazw mieszkańców dr Agata Hącia z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ta regularność jest dużym ułatwieniem, choć nie zawsze intuicyjna dla mieszkańców mniej oczywistych dzielnic, takich jak Żoliborz. Mieszkaniec Żoliborza to żoliborzanin, a mieszkanka – żoliborzanka. Swoją drogą, brzmi to całkiem elegancko, prawda? To właśnie te nazwy, choć nie zawsze używane na co dzień, wprowadzają pewien szyk i poczucie przynależności do lokalnej społeczności.

Jeżeli ktoś utożsamia się z lokalną społecznością, jest takim trochę "lokalnym patriotą", to zawsze gdzieś w sercu czuje przynależność do swojej dzielnicy. Ja na przykład pochodzę z Ursynowa i zawsze uważałam się bardziej za ursynowiankę niż typową warszawiankę.

Nazwy mieszkańców warszawskich dzielnic, choć czasem mniej popularne, mają swój urok i specyfikę. Może to właśnie ta różnorodność i możliwość wyboru między klasyczną formą a potencjalnym nowotworem jest tym, co sprawia, że Warszawa jest tak fascynującym miejscem do życia. W końcu, jak by nie patrzeć, warszawiacy to mieszkańcy najbardziej zróżnicowanego miasta w Polsce. A jak się nazywają? To już zależy od nich samych.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama