Greta Sulik: Skąd w ogóle wziął się koncept ogródków działkowych? Jaka jest ich historia i dlaczego teraz ktoś chce je zamykać?
Anna Mioduszewska: Historia ogródków działkowych w Polsce sięga prawie dwustu lat. To fascynujące, jak trwała jest ta idea, mimo zmian politycznych i społecznych, które zachodziły przez ten czas. Najstarszy ogród działkowy mamy w Koźminie Wielkopolskim, założony w 1824 roku. Warszawski ogród, jeden z najstarszych w Polsce, ma już ponad 120 lat – powstał w 1901 roku. W okresie międzywojennym ogrody działkowe pełniły ogromnie ważną rolę, a Marszałek Piłsudski i jego rodzina również byli zaangażowani w zakładanie takich terenów.
Podczas II wojny światowej i zaraz po niej, ogródki miały kluczowe znaczenie – w czasach niedoborów ludzie uprawiali tam warzywa i owoce, co nierzadko stanowiło ich jedyne źródło pożywienia. Pamiętamy też o ogrodach w kontekście historycznym. Na przykład na terenie jednego z warszawskich ogrodów w okolicach Dworca Gdańskiego odbywały się egzekucje powstańców, co dziś upamiętnia pomnik.
Dziś ogródki działkowe spełniają nieco inną funkcję, ale wciąż są ważnym elementem miejskiego krajobrazu. Ludzie, zwłaszcza starsi mieszkańcy, wciąż uprawiają tam warzywa, jednak coraz większą popularnością cieszą się działki jako przestrzeń do relaksu, odpoczynku i spotkań z rodziną. W ostatnich latach pojawił się też nowy trend – młodsze pokolenia, nawet osoby w wieku 20-30 lat, coraz częściej decydują się na działki. Widzą w nich nie tylko okazję do ucieczki od miejskiego zgiełku, ale także miejsce na ekologiczne ogrodnictwo i aktywności rekreacyjne.
Ogródki działkowe wydają się być nie tylko polskim fenomenem. Czy takie przestrzenie są popularne w innych krajach?
Absolutnie, ogródki działkowe to trend globalny, choć każda kultura rozwijała je nieco inaczej. Bardzo rozwinięte są w Niemczech, szczególnie w Berlinie, gdzie funkcjonują od lat i są bardzo dobrze zorganizowane. Przykład Berlina jest niezwykle inspirujący. Trzy lata temu mieliśmy okazję współpracować z Uniwersytetem Humboldtów nad badaniami porównawczymi dotyczącymi ogrodów społecznych w Warszawie i Berlinie. Zimą odwiedzaliśmy tamtejsze ogrody, i nawet wtedy można było odczuć, jak istotną rolę pełnią one dla mieszkańców. Ludzie dbają o te przestrzenie, a miasto stara się, aby były one integralną częścią urbanistyki.
Ogródki działkowe są także popularne w innych europejskich krajach, jak Czechy czy Holandia, a nawet w Skandynawii. W Polsce ich znaczenie również rośnie. Zauważamy, że coraz częściej działkowcami stają się młode osoby, które doceniają kontakt z naturą i możliwość hodowli własnych roślin w miejskim otoczeniu. Ogródki stają się dla nich alternatywą do tradycyjnych sposobów spędzania wolnego czasu.
Na jakim etapie są teraz prace nad planem ogólnym w Warszawie? Czy bierzecie udział w tych konsultacjach?
Tak, miasto prowadzi obecnie prace nad planem ogólnym. W 38 gminach województwa mazowieckiego już przystąpiono do sporządzania planów, a w części z nich zakończono zbieranie wniosków. My złożyliśmy ponad 8500 uwag do tych planów. Warszawa wystartowała z procesem 4 września. Zbieramy wnioski i liczymy na to, że zasypiemy Urząd Miasta Stołecznego Warszawy tak, jak zrobiliśmy to rok temu – wtedy złożyliśmy ponad 7000 wniosków.
Co nas zaskoczyło? Na jednym z ostatnich spotkań, które odbyło się w Centrum Nauki Kopernik, otrzymaliśmy od miasta mapę, z której wynika, że 77 ogrodów działkowych w Warszawie, na 153 istniejące, jest zagrożonych likwidacją. Pani wiceprezydent Kaznowska zaprzeczyła, jakoby takie pojęcie jak "bariera przestrzenna" w odniesieniu do ogródków w ogóle funkcjonowało, choć posiadamy dokumenty miejskie, które wyraźnie to potwierdzają.
Skąd to zagrożenie? Czy rzeczywiście nie ma sposobu, aby ogródki zostały uratowane?
Głównym problemem są atrakcyjne grunty, które zajmują ogrody działkowe. Weźmy przykład Mokotowa, gdzie mamy okolice ulicy Polski Walczącej. To teren rozwojowy, planowane są tam duże inwestycje, takie jak budowa stacji trzeciej linii metra. Aby uzyskać dofinansowanie unijne, miasto musi udowodnić potrzebę budowy tej stacji, co, niestety, może oznaczać, że część ogrodów zostanie przeznaczona pod zabudowę.
Natomiast absurdalne jest to, że miasto proceduje wnioski o pozwolenie na budowę osiedli mieszkaniowych na terenach zalewowych, takich jak okolice Wału Zawadowskiego. Wydaje się, że miasto ignoruje zagrożenia, które te tereny mogą stwarzać dla przyszłych mieszkańców.
Miasto ignoruje Wasze propozycje otwierania ogrodów dla społeczności lokalnych?
Niestety tak. Ogrody działkowe są gotowe otwierać się na lokalną społeczność, ale to musi odbywać się z udziałem miasta. Nasze ogrody są finansowane wyłącznie przez działkowców, a jeśli chcemy udostępnić infrastrukturę szerszemu gronu, to potrzebujemy wsparcia. Niestety, miasto nie proponuje żadnych konkretnych rozwiązań, a jedyną propozycją spotkania, którą otrzymaliśmy, było omówienie kwestii kotów wolno żyjących na działkach.
Jakie jest poparcie dla Waszej inicjatywy?
Okręg Mazowiecki Polskiego Związku Działkowców reprezentuje ponad 77 tysięcy rodzin działkowych, co przekłada się na przynajmniej 300 tysięcy osób. To ogromna liczba, a miasto wydaje się to lekceważyć. Na szczęście mamy wsparcie od radnych dzielnicy Mokotów, od niektórych samorządowców, a teoretycznie także od klubu Koalicji Obywatelskiej, który zadeklarował, że dopóki rządzą Warszawą, nikt nie zlikwiduje ogrodów działkowych. Jednak widzimy, że po wyborach temat cichnie. Choć rok temu politycy wyrażali żywe zainteresowanie, teraz rozmowy są trudniejsze.
Co dalej? Jakie macie plany, jeśli miasto nie zmieni swojego podejścia?
Aktualnie skupiamy się na składaniu wniosków do planów ogólnych, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, działkowcy są gotowi wyjść na ulice. Polski Związek Działkowców liczy ponad milion sto tysięcy członków, i kiedy w przeszłości groziła likwidacja ogrodów, organizowaliśmy masowe manifestacje. Działkowcy będą bronić swoich ogrodów jak niepodległości, o czym wspominała nasza koleżanka z Warszawy, Sylwia Wąsikowska.
Napisz komentarz
Komentarze