Kilka tygodni temu, 4 listopada, do opinii publicznej dotarła wiadomość o umorzeniu śledztwa ws. śmierci miejskiej aktywistki Jolanty Brzeskiej przez Prokuraturę Rejonową w Gdańsku. Wywołało to opór ze strony środowisk aktywistów miejskich, zwłaszcza Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Jako wyraz sprzeciwu organizowali m. in. akcje informacyjne czy protest przed siedzibą Ministerstwa Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich. We wtorek 12 listopada aktywiści złożyli list otwarty na biuro samego szefa MS Adama Bodnara.
W odpowiedzi gdańska prokuratura zdecydowała się zorganizować specjalną konferencję prasową w siedzibie Prokuratury Krajowej w Warszawie.
Prokuratura wróci do sprawy, gdy otrzyma przekonujące dowody
Jak przekazuje PAP, podczas spotkania z mediami, prok. Paweł Pik z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku podkreślił, że „umorzenie śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej — nie jest końcem postępowania, ale zamknięciem pewnego etapu”.
Jak czytamy w komunikacie, służby starają się przekonać opinię publiczną, że sprawa jest cały czas otwarta — jeśli pojawia się przekonujące ślady lub okoliczności. Co więcej, przekazano również, że w sprawę śmierci Brzeskiej prokuratura zacznie współpracować z funkcjonariuszami z Archiwum X.
Dowiedziano się również kiedy nastąpi przedawnienie tej sprawy. Rzecznik prasowy gdańskiej prokuratury, Mariusz Marciniak, cytowany za PAP-em, podaje, że przedawnienie nastąpi 1 marca 2051 roku. I chociaż zdaniem służb obecnie nie ma powodów do dalszego prowadzenia sprawy, tak deklarują powrót do niej tak szybko, jak pojawią się nowe dowody.
Jolanta Brzeska — symbol walki z reprywatyzacją
Przypomnijmy, że Jolanta Brzeska była działaczką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Mieszkała w kamienicy przy ul. Nabielaka 9, którą po wojnie odbudowywał m.in. jej ojciec. Sam budynek został przejęty przez państwo na podstawie „dekretu Bieruta”. Już po transformacji, w 2006 roku, kamienicę odzyskali spadkobiercy przedwojennych właścicieli.
W następnych latach działy się tam rzeczy, które nazwano potem „dziką reprywatyzacją”. Pełnomocnik spadkobierców – Marek M. – jednostronnie rozwiązał umowę najmu. Potem zaczął nachodzić lokatorów. Wielokrotnie podnosił czynsz. Mieszkańcy wspominali o „osiłkach” krążących po kamienicy, o wyłamywaniu drzwi i żądaniach np. 500 zł za korzystanie z chodnika.
Napisz komentarz
Komentarze