Jakub Szyda
W środę 23 kwietnia stołeczni policjanci z „drogówki” zdecydowali się zacząć kontrolować pojazdy z napędem elektrycznym, przypominające wyglądem rower. Jak zauważyli sami mundurowi, prawna definicja roweru jest jasna — to pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m, który poruszany jest za pomocą siłą mięśni.
Rower może być wyposażony w pedały pomocnicze o napędzie elektrycznym, zasilanym prądem o 48 V. Innymi słowy rower elektryczny nie może przekraczać prędkości 25 km/h. Jednak na warszawskich ulicach sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
„Coraz częściej możemy zauważyć pojazdy, których użytkownicy używają tylko manetki do przyspieszania. Takie „rowery” nie wpisują się jednak w ustawową definicję, a kierujący często łamią przepisy, poruszając się nimi. Nie każdy amator szybkiej jazdy bez pedałowania ma świadomość, że może jeździ tak naprawdę motorowerem” — czytamy w komunikacie KSP.
To zupełnie zmienia postać rzeczy, ponieważ używanie motorowerów wiąże się z wypełnieniem znacznie większej liczby obostrzeń.
Po pierwsze motorower musi być zarejestrowany i posiadać tablicę rejestracyjną. Po drugie kierowca musi wykupić obowiązkowe OC (niezależnie czy silnik jest spalinowy, czy elektryczny). Wreszcie kierowca musi mieć odpowiednie uprawnienie do kierowania takim pojazdem, czyli prawo jazdy kat. B dla osób powyżej 18 roku życia. Dla nastolatków powyżej 14. roku życia koniecznym jest posiadania prawo jazdy kat. AM.
W trakcie wczorajszych działań policjanci ze stołecznego Wydziału Ruchu Drogowego skontrolowali 52 pojazdy, nałożyli na kierujących 19 mandatów. Cztery „rowery elektryczne” nie zostały dopuszczone do dalszego ruchu i nie posiadały one obowiązkowego ubezpieczenia OC.
Napisz komentarz
Komentarze