Operacja Dudziarska. Tak powstała „kolonia karna” pośrodku niczego
A gdyby tak wszystkich „trudnych” lokatorów, tych, którzy nie płacą czynszu czy awanturują się, przenieść w jedno miejsce? – pomyśleli stołeczni urzędnicy, na początku lat 90. Tak rozpoczęła się operacja „Dudziarska”.
W 1993 roku rozpoczęto budowę pierwszego bloku na Pradze-Południe przy ul. Dudziarskiej 40B. Prosta konstrukcja, cztery kondygnacje z prefabrykatów z dachem pokrytym papą, powstała błyskawicznie. Do budynku dociągnięto prąd i kanalizację, ogrzewania i ciepłej wody już nie. W 1994 roku przeniesiono tam pierwszych lokatorów. Przede wszystkim ze starych kamienic w Śródmieściu. I to głównie tych, którzy nie płacili, czy awanturowali się.
- Bo to miała być kolonia karna. Dla tych, co nie płacą za mieszkania socjalne, są uciążliwi, podpalają lokale od miasta – mówił gazecie „Stołecznej” Jan Rutkiewicz, jeden z pomysłodawców osiedla, a zarazem burmistrz Śródmieścia w latach 1990-1994.
.jpg)
Pierwszy blok nowego osiedla składał się z 56 mieszkań. Wciśnięto tam niewielkie klitki o powierzchni 15-40 mkw. Dwa lata później (w roku 1996) otwarto kolejne dwa bloki osiedla:
- Dudziarska 40A – 81 mieszkań oraz trzy lokale usługowe
- Dudziarska 40 – 80 mieszkań oraz trzy lokale usługowe.
W sumie w pasie z trzech stron „odgrodzonym” torami kolejowymi, między spalarnią śmieci, aresztem i potężną bocznicą PKP, powstało 211 mieszkań. Ich średnia powierzchnia wyniosła poniżej trzydziestu metrów kwadratowych. Wyglądało to na zsyłkę. Na miejsce nie dojeżdżał żaden autobus. Do najbliższego przystanku były nieco ponad dwa kilometry. Ale można było dotrzeć o połowę szybciej. Wystarczyło przejść „na dziko” przez bocznicę, zaplecze kolejarzy i linię otwocką. „Mieszkańcy często skracają sobie drogę i nielegalnie przekraczają ponad 40 torów kolejowych (!), co jest zagrożeniem dla ich zdrowia i życia” – pisał oburzony radny, po tym jak odezwali się do niego mieszkańcy.
.png)
Osiedle Dudziarska. Fatalne warunki i policjanci
Osiedle zaczęło sypać się tuż po otwarciu. Odpadał tynk, na ścianach pojawił się grzyb, a podpiwniczenia zalewały ścieki, ponieważ regularnie dochodziło do awarii pomp. Urzędnicy tłumaczyli, że to z powodu „niewłaściwej eksploatacji instalacji”. Co ciekawe, w 2004 roku zgodzili się na remont kilku mieszkań, które były w fatalnym stanie niecałą dekadę po oddaniu ich do użytku.
Szybko do Dudziarskiej przylgnęła łatka getta. Nikt, kto nie był w podbramkowej sytuacji, nie chciał tam mieszkać. Znalazło się tam sporo osób podejrzanych, doskonale znanych policji, ale również mniej zamożni – bo na Dudziarskiej było zwyczajnie tanio. Do tego miksu lokali socjalnych i komunalnych dołożono… policjantów.
- Budynki powstały w celu rozwiązania problemu rodzin eksmitowanych z mieszkań znajdujących się na terenie m.in. dzielnicy Pragi-Południe. Aby zapobiec gromadzeniu się w jednym miejscu znacznej liczby osób niezaradnych życiowo, ok. 30 proc. mieszkań zostało zasiedlonych przez policjantów z rodzinami – odpowiadał Michał Olszewski, ówczesny wiceprezydent Warszawy na pytania jednego z radnych.
Ten opisywał beznadzieję Dudziarskiej dwie dekady po otwarciu osiedla. „Zimno, wilgotno, ściany są zagrzybione, bo mieszkania są często niedogrzane ze względu na oszczędności” – czytamy w interpelacji. - Pomysł zgromadzenia w jednym miejscu osób z problemami życiowymi był w mojej ocenie całkowicie chybiony, bo groził stworzeniem miejskiego getta – pisał jej autor, radny SLD, Sebastian Wierzbicki.
Pomysł dokwaterowania policjantów okazał się chybiony. Wiosną 2014 roku na osiedlu mieszkało tylko osiem policyjnych rodzin, choć zgodnie z pierwotnym założeniem powinno być ich tam co najmniej sześćdziesiąt.

„Osiedle Dudziarska to zbrodnia”
Sprawa Dudziarskiej regularnie przyciągała dziennikarzy. W 2005 roku o osiedlu dowiedziała się cała Polska za sprawą reportażu telewizyjnego (program „Uwaga”, TVN) o problemach współczesnego getta. Konsekwencje tego nagrania okazały się fatalne… dla mieszkańców. Cała Warszawa wiedziała już, że Dudziarska to złe miejsce. Po programie podobno niektórzy mieszkańcy stracili pracę. Nikt nie chciał zatrudniać „patologii z Dudziarskiej”. Do tego dzieci z Dudziarskiej zaczęły być szykanowane w szkołach.
W 2006 roku osiedle stało się nawet tematem kampanii wyborczej. Ówczesny prezydent Warszawy, Kazimierz Marcinkiewicz, powiedział: „Osiedle Dudziarska to zbrodnia”. Odmówił jednak przyjazdu na miejsce. Pojawiła się tam jego rywalka – Hanna Gronkiewicz-Waltz, która obiecała wsparcie. Faktycznie, po wygranych wyborach doprowadziła do osiedla linię autobusową o numerze 245.
Kompleksowego wsparcia nie było. Rosło natomiast zadłużenie lokali, które w 2010 roku przekroczyło 1,2 miliona złotych. Nawet ci, którzy wcześniej regulowali należności, porzucili nadzieję i opłaty na rzecz utrzymania. Widzieli, że Dudziarska się sypie i – o ile nie udało im się przenieść w inne miejsce, postanowili nie płacić za życie w getcie.
.jpg)
Ostatnia próba ratunku. Sztuka
W 2010 roku wciąż niemal 90 proc. lokali było zamieszkanych. Kierowano tam osoby z problemami, ale nie próbowano znaleźć dla nich systemowego rozwiązania. Zabrakło miksu społecznego, który mógłby ciągnąć w górę tych, którzy wymagali resocjalizacji. Tak działo się od lat na zachodzie Europy. Tymczasem Dudziarska coraz bardziej przypominała słynne amerykańskie osiedle Pruitt-Igoe z St. Louise. Tam postawiono wysokie bloki, które szybko zamieniły się w getto, siedlisko przestępców i narkomanów. Po dwóch dekadach (w 1972 roku) było tam już tak niebezpiecznie, że całość wysadzono w powietrze.
Ratunkiem dla Dudziarskiej miała być sztuka. W parterach działała co prawda organizacja pozarządowa „Przywrócić Dzieciństwo” – działająca na rzecz najmłodszych – ale postanowiono tym razem zadbać o wszystkich. W 2010 roku ruch Zmiana Organizacji Ruchu na Dudziarską wymalował na elewacji budynków klasyczne obrazy – kolorowe i czarne kwadraty. Te czarne nawiązywały do dzieła Malewicza „Czarny Kwadrat”. I one wkurzyły mieszkańców. Uznali, że symbolizują ich ciężkie życie na tym osiedlu-getcie. W końcu twórcy przyznali, że ich pomysł nie wypalił. Kwadraty nie przyniosły oczekiwanej zmiany. Nie pomógł też Festiwal Lata na Dudziarskiej, który co prawda podobał się mieszkańcom, ale po trzech dniach skończył się, nie przynosząc zbyt wielu pozytywnych rezultatów.
Powolny zgon Dudziarskiej
W 2010 roku na osiedlu były 24 pustostany, trzy lata później – 65. Z Dudziarskiej uciekali ci, co mogą, zostali ci, którzy nie mieli gdzie się podziać. Sytuację dobrze obrazuje zbrodnia, do której doszło tu w 2014 roku.
W jednym z mieszkań kilku mężczyzn piło wódkę. Do libacji zaprosili osobę bezdomną. Rano część imprezowiczów ruszyła w daleką drogą (w pobliżu nie było sklepu) po kolejny alkohol. Gdy wrócili, rzucili się na bezdomnego, który – według nich – miał szukać czegoś w lodówce. Gospodarz wyciągnął nóż. Zadał kilka ciosów w klatkę piersiową. Ale to nie koniec. Bezdomny przeżył, wszyscy się pogodzili i pili dalej, aż usnęli. Nikt nie zauważył, że dźgnięty nożem jest w coraz gorszym stanie. Zmarł, gdy pozostali już spali.
Na osiedlu założono kamery. Regularnie pojawiała się policja oraz straż miejska.
„Policja patroluje osiedle kilka razy dziennie. Na stałe zatrudniony jest dozorca, który osobiście codziennie prowadzi prace porządkowe” – pisał Tomasz Kucharski, wtedy i teraz burmistrz Pragi-Południe w odpowiedzi na coraz częściej pojawiające się pytania radnych. Wielu z nich sugerował, że osiedle należy zamknąć.
Przez pierwsze sześć miesięcy 2013 roku odnotowano 17 „przypadków dotyczących bezpieczeństwa publicznego” – to straż miejska. Za to policja (od stycznia do kwietnia 2013) na Dudziarskiej była aż 24 razy. W jakich sprawach?
- handel narkotykami
- kradzieże tablic rejestracyjnych
- włamania.
Pod koniec 2014 roku zasiedlenie spadło do 60 proc.

- Obecnie Dzielnica Praga-Południe nie kieruje mieszkańców, należących do szczególnie wrażliwych grup społecznych, do zawarcia umów najmu lokali na Osiedlu Dudziarska. Dotyczy to w szczególności osób w podeszłym wieku, chorych, oraz samotnych matek z dziećmi – pisał burmistrz Tomasz Kucharski.
Co więcej, osobom, którym skończył się najem, proponuje się mieszkania w innej części dzielnicy. „Jednocześnie informuję, że wszystkie wykazane wyżej lokale spełniają pod względem architektoniczno-budowlanym wymogi lokali mieszkalnego i nadają się do zamieszkania” – to dalej burmistrz. Ale dzielnica już nie ruszała pustostanów: „Wcześniejsze wyposażenie lokali (pustostanów - red.) niesie za sobą ryzyko ich dewastacji przez osoby trzecie” – czytamy w korespondencji burmistrza z radnymi.
Marny koniec. Nie ma za co zburzyć getta z lat 90.
W 2015 roku zarząd dzielnicy podejmuje decyzję o „stopniowej likwidacji funkcji mieszkalnej” osiedla. To ostateczny koniec Dudziarskiej, choć ostatni lokatorzy mieszkali tam aż do listopada 2019 roku. Od tego czasu bloki stoją puste. Wkrótce pojawili się tam bezdomni i narkomani. Dzielnica wynajęła nawet firmę ochroniarską, której płaciła 30 tys. zł miesięcznie, by pilnowała terenu. Nie udało się. W końcu zamurowano drzwi i okna.
Dudziarska czeka na wyburzenie, ale… nie ma na to pieniędzy. Koszt takiej operacji w 2022 roku oszacowano na okrągły milion złotych. W sierpniu 2024 roku dzielnica przyjęła nawet uchwałę, z której wynika, że osiedle zostanie wyburzone z powodu „braku możliwości realizacji funkcji mieszkalnej”.
- Potrzebne są środki finansowe. To jest dość drogie przedsięwzięcie, a mamy potrzeby remontowe budynków, które są już zamieszkałe, także to jest priorytet. Na pewno osiedle Dudziarska nie będzie ponownie zaludnione z oczywistych względów. Nie po to zostało zamknięte, żeby znów je zasiedlać. Docelowo nastąpi rozbiórka osiedla, ale kiedy, nie wiemy – mówił nam jesienią 2024 roku Michał Szweycer z urzędu dzielnicy Praga-Południe.
Napisz komentarz
Komentarze