Reklama

Rewitalizacja równoznaczna z przesiedleniami? Oto doświadczenia mieszkańców odnowionych kamienic

Choć może się wydawać, że rewitalizacja biedniejszych osiedli to wyłącznie pozytywna rzecz, ma też swoje ciemne oblicze. O przesiedleniach, odnajdowaniu się w nowej okolicy i rozbiciu lokalnej społeczności opowiedzieli mieszkańcy w rozmowie z socjolożką UW.
Rewitalizacja równoznaczna z przesiedleniami? Oto doświadczenia mieszkańców odnowionych kamienic

Autor: Maciej Gillert

Źródło: Raport Warszawski

Gentryfikacja to zjawisko, które w ostatnich latach jest coraz bardziej widoczne w wielu polskich miastach. Wraz z rewitalizacją starych osiedli, zmieniają one swoje oblicze, przez co często starzy mieszkańcy wyprowadzają się. Czasem nie stać ich na życie w lepszych warunkach, albo czują się wyobcowani w nowych realiach. Duże znaczenie ma też samo podejście miasta do obowiązujących przepisów.

Wywiady socjolożki z “lokalsami”. Jak naprawdę czują się starzy mieszkańcy rewitalizowanych osiedli?

Socjolożka Uniwersytetu Warszawskiego dr Barbara Audycka przeprowadziła badania oparte na wywiadach z mieszkańcami Warszawy, Łodzi i Wałbrzycha. Wszyscy z nich od lat mieszkali w biedniejszych dzielnicach, a gdy miasto rozpoczęło rewitalizację tamtejszych budynków, starzy lokatorzy musieli się wynieść.

W rozmowach można zobaczyć prawdziwe odczucia części społeczeństwa, która zazwyczaj nie jest słyszana. Co właściwie dzieje się z osobami, których lokale stają się nagle kilkukrotnie droższe, albo muszą zostać opuszczone, by być wyremontowane?

Badania pokazały dwa różne podejścia do tej sytuacji. Niektórzy rozmówcy byli zadowoleni, że mogą zmienić miejsce zamieszkania, np. ze względu na niski standard lub uciążliwych sąsiadów. Druga grupa to głównie mieszkańcy warszawskiej Pragi, którzy deklarowali duże przywiązanie do starych budynków, okolicy i sąsiadów. Chęć zmiany uzależniał też wiek respondentów - im starsze osoby, tym mniej chętnie opuszczały swoje domy.

Straszne, straszne, na pewno na mojej psychice się coś odbiło. Bo to 50 lat w jednym miejscu i nagle tak zmiana otoczenia – żaliła się jedna z badanych osób.

“W ogóle nie ma starych sąsiadów, nie ma z kim nawet porozmawiać”. Zmiany lokalnej społeczności

Warszawiacy, z którymi rozmawiała dr Audycka zwracali uwagę na zmiany w sąsiedztwie. Często byli jednymi z ostatnich lokatorów całej kamienicy. Starzy sąsiedzi wyprowadzali się w różne miejsca, rozsiane po całym mieście.

- W tym momencie jest mi bardzo źle z prostej przyczyny, bardzo niewiele nas zostało i po prostu jest niemiło, pusto, głucho, ciemno - mówiła 64-letnia mieszkanka ul. Radzymińskiej.

- Teraz sprowadziło się dużo nowych ludzi. Są młodzi, nieznani, nic nie mówią, nie podchodzą. W ogóle nie ma starych sąsiadów, nie ma z kim nawet porozmawiać - podobnie opisywała nową rzeczywistość 40-latka z ul. Łochowskiej.

Kilka miesięcy na wyprowadzkę do innej dzielnicy


Z badań dr Audyckiej wynika, że miasta w różny sposób traktowały mieszkańców rewitalizowanych budynków, np. pod względem czasu danego im na wyprowadzkę. Niektórzy pierwsze pisma w tej sprawie dostawali z kilkuletnim wyprzedzeniem, inni jednak o konieczności przenosin dowiadywali się 2-3 miesiące przed rozpoczęciem prac. Miasto za każdym razem proponowało 3 lokale zastępcze do wyboru. Można było także odmówić wyprowadzki.

Warszawiacy, w porównaniu z mieszkańcami innych miast, nie narzekali jednak zbytnio na ten aspekt. Większe emocje budziła w nich konieczność przeprowadzki w nowe, nieznane miejsce.

- Miałem tam całe towarzystwo, bliskie mi osoby, byłem związany, tutaj nikogo nie znam. Na początku to był szok, ale człowiek żyje, wdrożył się w to wszystko, brat bliżej pracuje, pracę ma. Ja pogodziłem się z tym losem, uważam, że to szczęście ogromne że tu mieszkamy - mówił Szymon, który z ulicy Pragi-Północ przeniósł się z rodziną na osiedle Górce.

- Nie zgodziłabym się na lokal w innej dzielnicy ze względu na dzieci chodzące do szkoły. Ja sobie poradzę, ale dojazdy dzieci, inna dzielnica raczej nie. Musiałabym im zmieniać tę kwestię w życiu, a córka całe życie chodziła do tej szkoły - wyjaśniała mieszkanka Szmulowizny.

- Cała rodzina tam została. Moi znajomi, wszystko, co ja znam od dziecka tam mieszka. Tu to ja nie mam żadnych znajomych. Tym bardziej, jak nie lubię z tymi ludźmi się tu zadawać, bo to nie moje klimaty, nie moje towarzystwo. Bo to jest takie towarzystwo, że ja nie raz z psem wychodzę to jeden drugiemu ubliża, to później razem piją, biją się. Nie moje towarzystwo - krytykował za to nową dzielnicę Krzysztof, po przeprowadzce z Pragi Północ na ul. Pełczyńskiego.

Nowe miejsce lepsze niż stare? Większość osób nie wraca na stare śmieci

Badania pokazały, że większość osób nie wracała do starego domu. Dlaczego tak się dzieje?

- Lokatorzy wspominali w wywiadach najczęściej o tym, że nie są zadowoleni ze standardu swojego mieszkania po remoncie generalnym. Część uważała, że przed remontem był on lepszy niż po jego zakończeniu, np. po tym jak drewniane deski podłogowe wymieniono na panele. Część z tych, którzy zaczęli życie na nowym, była zadowolona z poprawy warunków i przekazała, że traktują lokal zamienny jako swego rodzaju „czystą kartę” - wyjaśniają na stronie Uniwersytetu Warszawskiego.

Nie ma powrotu. “Prawo do pozostania” nie jest respektowane

Przygotowując się do serii renowacji osiedli, polskie władze korzystały z doświadczeń Zachodu. Dzięki temu wprowadzono m. in.  „prawo do pozostania”, które gwarantuje, że po zakończeniu remontu umowa najmu zostanie utrzymana. Jak widać po relacjach mieszkańców Warszawy, to prawo często nie jest respektowane.

- Ja myślałem, że może jak wyremontują budynek to dadzą mi wrócić. Pytałem administrację, gdy do mnie przyszli i powiedzieli mi, że nie ma opcji powrotu, że już tu się wyprowadzamy na stałe - relacjonował Krzysztof.

- Niestety nie dostałam możliwości powrotu. Może to nie zostało tak bardzo oficjalnie powiedziane, ale wiem od znajomych, że nikomu nie udało się wrócić do swojego miejsca, że to jest przeprowadzka na stałe - mówiła Katarzyna, którą przesiedlono z ul. Łochowskiej na Darwina.

W praktyce prawo nie gwarantuje też zachowania pierwotnej wysokości czynszu - po rewitalizacji ceny idą w górę. To kolejna przyczyna gentryfikacji, wskazywana przez badaczy.

Czym właściwie jest gentryfikacja?

Zjawisko gentryfikacji jako pierwsi dostrzegli socjologowie z Europy Zachodniej i USA w latach 60. ubiegłego wieku. Po II wojnie światowej na Zachodzie rozpoczęły się remonty zniszczonych osiedli, które odmieniały ich wygląd i charakter całej okolicy. W Polsce rewitalizacja to obraz ostatnich lat, a więc i u nas zaczyna mówić się o problemach, które potrafi generować.

- W opinii większości badaczy nieodłącznym elementem procesu gentryfikacji są przesiedlenia. Z jednej strony mogą być one efektem ekonomicznego lub prawnego nacisku, czyli – mówiąc prościej – wypowiadania umów najmu lub gwałtownego zwiększenia kosztów zamieszkiwania. Z drugiej, może pojawić się nieco subtelniejsza presja na przesiedlenie, w wyniku której dotychczasowi mieszkańcy czują się coraz bardziej wyobcowani w swojej okolicy, ponieważ stopniowo pozbawiani są dawnych sąsiadów i znajomych, lokalnych sklepów czy punktów usługowych. W efekcie decydują się na wyprowadzkę - można przeczytać na stronie Uniwersytetu Warszawskiego.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama