„Nie deptać trawnika!” - kto nie zna takiej tabliczki? Dekadę czy dwie temu były w Polsce powszechne. W tym samym czasie zachwycaliśmy się Paryżem, gdzie miejscowi rozkładali na trawie koce, wyciągali szklane kieliszki i rozmawiali popijając czerwone Bordeaux.
Ale z tego kompleksu Zachodu, przez wielkie Z, powoli się leczyliśmy. Bo na placu Zbawiciela można już zjeść nie gorszą bagietkę niż nad Sekwaną, kawa na Powiślu smakuje czasem lepiej niż w Rzymie (szczególnie alternatywy), a kuchnię Koreańską czy nawet Filipińską (!) znajdziemy już w Warszawie. Do tego na Bulwarach Wiślanych można już było kulturalnie spożyć piwo kupione w markecie. Dojrzeliśmy.
Do tego nikt już nie wybija szyb z przystanków, przestrzeń publiczna jest czysta i pachnąca, a wieczorami spacerując po placu Pięciu Rogów można poczuć się jak w Hiszpanii czy we Włoszech. Do tego jest względnie bezpiecznie. Światowo. Bez kompleksów.
Trawnik w stylu lat 90.
I jeszcze trzeba dodać, że Warszawa znalazła sobie ciekawego patrona – to Fryderyk Chopin. Również światowy, bywalec „salonów”, a do tego związany z Warszawą. Tego Chopina mamy w nazwie lotniska, na ławeczkach grających jego kompozycje czy w Łazienkach Królewskich. Na słynnych koncertach Chopinowskich w tychże Łazienkach, w wakacyjne niedziele gromadzą się tłumy. Rozkładają koce, kładą się na trawie i słuchają… muzyki klasycznej. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak właśnie jest. I powiem więcej, to świetne wydarzenie. Kto nie był do tej pory, niech żałuje.
Ale teraz koce na trawie zostały zakazane. W nowym regulaminie Łazienek Królewskich czytamy, że nie wolno „wchodzić i przebywać na trawnikach.” Co prawda Muzeum, a właściwie dyrekcja, może wyznaczyć miejsce pod kocyk, ale swobody już nie ma. W sieci pojawiło się sporo filmików pokazujących jak strażnicy… wyganiają mieszkańców z trawników. Nie można już kocykować, nie można w Łazienkach odpoczywać swobodnie. Trzeba podziwiać, zachwycać się zabytkiem. To, trochę jak u Gombrowicza, jedyna dozwolona i właściwa forma zachwycania się Łazienkami Królewskimi, spuścizną naszych Ojców. Niczym w muzeum starej daty, gdzie czytamy „nie dotykać eksponatów!”
Trawnik stał się już „trawnikiem niezgody”. Można nawet stwierdzić, że trawnikiem oddalającym nas od mitycznego Zachodu. Bo przecież nie chodzi o to, by – niczym Francuzi – leżąc na tym trawniku pić wino, a żeby w ogóle można było się tam położyć. Żeby to odwiedzający mogli sami decydować, jak chcą w Łazienkach Królewskich wypoczywać. Wreszcie, by był to ogród dla mieszkańców, a nie tylko dla tych, którzy przyjeżdżają z wycieczką, by zwiedzić najważniejsze zabytki Warszawy i zachwycać się tym, czym według dyrekcji powinni się zachwycać.
Napisz komentarz
Komentarze