Konflikt z nadleśnictwem trwa od lat
Sprawa dotyczy dwóch podwarszawskich obszarów: Lasu Komorowskiego oraz Lasu Chlebowskiego. Zdaniem mieszkańców oraz radnych gminy Michałowice, Lasy Państwowe, które pozyskują tam drewno, prowadzą zbyt intensywną wycinkę. Zarówno pod rządami PiS-u, jak i obecnego rządu. Walka o uratowanie lasów trwa już kilka lat, co najmniej od połowy kadencji poprzedniej ekipy.
- Pewną nadzieję na zmianę dała zmiana rządu. Dlaczego? Ponieważ w umowie koalicyjnej jednym z postanowień było zwiększenie ochrony lasów przy aglomeracjach miejskich. Ta umowa zmaterializowała się poprzez powołanie zespołów praw poszczególnych lasów, w których udział biorą nie tylko Lasy Państwowe czy nadleśnictwa, ale i organizacje społeczne oraz samorządy. W większości przypadków między stronami były zawierane porozumienia. U nas tak się jednak nie stało - mówi nam Jarosław Hirny-Budka, przewodniczący rady gminy Michałowice.
Od września bieżącego roku trwały konsultacje między mieszkańcami oraz Nadleśnictwem Chojnów. Rozmowy ostaltecznie zakończyły się fiaskiem. Jak tłumaczy samorządowiec, Nadleśnictwo Chojnów miało postawić przed mieszkańcami zbyt daleko idące oczekiwania, co do dalszego eksploatacji lasów. Warunki miały być nie do zaakceptowania. Oczywiście nie chodzi o wycinkę całego lasu, lecz pozostawione byłoby jedynie 15 proc. całości.
Drewno obecnie pozyskuje się z drzew mających ok. 100 lat, z kolei ich miejsce zajmują sadzonki. Niemniej już teraz znaczne połacie terenu zostały przetrzebione, co widać nawet ze zdjęć satelitarnych. Nowo sadzone drzewka wypełnią te „dziury” dopiero za ok. 50 lat. Tutaj należy zaznaczyć, że samorządowcy domagają się całkowitego zaprzestania pozyskiwania drewna oraz chcą uczynić z terenu lasy społeczne. Na to nie ma zgody ze strony nadleśnictwa.
Dokładnie chodzi o zakazanie wycinki w oddziałach leśnych od 332 do 338 w Lesie Komorowskim oraz w oddziałach od 6 do 12 w Lesie Chlebowskim. Ponadto samorządowcy i mieszkańcy chcą wprowadzenia ograniczeń eksploatacji w oddziałach od 1 do 4 w Lesie Chlebowskim.
Czas na wyższą „instancję”
Sprawa stanęła na ostrzu noża, a zdesperowani mieszkańcy postanowili skierować sprawę aż do ministra klimatu i środowiska. Liczą, że zorganizowana przez nich petycja pomoże uratować lasy. Zdaniem jej autorów osiągnięcie porozumienia raczej nie będzie możliwe. Rozbieżność stanowisk ma być zbyt duża.
- Petycja jest środkiem ostatecznym. Chcemy zmienić decyzje władz oraz nadleśnictwa. Wszystkie pozostałe środki formalne nie spotkały się z akceptacją nadleśnictwa. Jedyną osobą, która może teraz uratować oba lasy jest minister Hennig-Kloska. Nasza petycja spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony mieszkańców. Dobrze znamy te lasy i chcemy je zachować. Stanowią one tak mały procent, jaki ma do dyspozycji nadleśnictwo, że nie powinno w żadnym stopniu wpłynąć negatywnie na pozyskiwanie drewna - dodaje radny Hirny-Budka.
Joanna Kowalczyk, również radna gminy Michałowice, uważa, że ochrona tych dwóch lasów jest bardzo ważną sprawą, także dla mieszkańców Warszawy. Las Komorowski i Las Chlebowski to jedne z nielicznych tego typu obszarów po zachodniej stronie Wisły. Większość lasów została po prostu wykarczowana lub zredukowana do minimum. W paśmie zachodnim stolicy nie ma żadnego dużego kompleksu leśnego.
- Lasy po lewej stronie Wisły są rozdrobnione i mają jedynie po 100 lub 200 hektarów. Rozwój takich dzielnic jak Ursus, tj. intensyfikacja zabudowy prowadzi do tego, że ludzie uciekają z Lasu Kabackiego. Gdzie? Do nas! To sprawia, że tereny te są przeładowane. Lasów na południowym zachodzie Warszawy brakuje - dodaje radna.
Autorzy petycji zachęcają nie tylko mieszkańców gminy Michałowice, ale i Warszawiaków - zwłaszcza z dzielnicy Ursus. Pruszków, Piastowie lub Nadarzynie również są zachęcane do podpisania petycji, dostępnej pod tym linkiem.
Napisz komentarz
Komentarze