Wystawę „Ikonary” możemy oglądać od 6 czerwca na Bulwarze gen. George’a Smitha Pattona przy kładce pieszo-rowerowej. Jacek Marczewski w wywiadzie z Raportem Warszawskim opowiedział o kulisach powstania projektu.
Marta Gostkiewicz: Skąd pomysł na uchwycenie aparatem pejzaży natury? Z czego czerpał Pan inspirację?
Jacek Marczewski: Inspirację czerpię z codzienności, gdyż od 11 lat pływam tradycyjnymi łodziami po Wiśle i obserwuję ją w zasadzie na co dzień. Przepłynąłem Wisłą prawie 14 tys. kilometrów. Oczywiście nie od razu wpadłem na ten pomysł. Śmieję się, że musiałem się o niego potknąć, ponieważ do tej pory tzw. ikonary, które fotografowałem, były dla mnie przeszkodą albo opałem na ognisko. A teraz zacząłem dostrzegać w nich niesamowite piękno i taki „rzeźbiarski kształt”. W którymś momencie po prostu zacząłem je fotografować. Są to zdjęcia horyzontalne, panoramiczne. Chodziło mi o to, żeby nawiązywały do panoramy Wisły, bo jak się jest na Wiśle to widać rozciągnięty horyzont, panoramę.
Gdzie były robione zdjęcia?
Robiłem je od Sandomierza aż do Tczewa. Natomiast z tych 27 wybranych, które są na ekspozycji na bulwarach, zakres jest mniej więcej od Kozienic do Tczewa. Większość jest robiona na odcinku warszawskim, czyli od Góry Kalwarii do Nowego Dworu Mazowieckiego. Tutaj Wisła rozlewa się bardzo szeroko i jest najbardziej zdziczała. Potem jest coraz trudniej o pnie i drzewa, ponieważ tama we Włocławku zatrzymuje większość płynących obiektów.
Ile trwała realizacja całego projektu?
Dałem sobie na to rok. Zacząłem fotografować na początku września a skończyłem w sierpniu następnego roku. Większość zdjęć powstała w ciepłych miesiącach, czyli wrzesień-październik i potem od wiosny. Jest jedno zdjęcie zimowe. Żeby je zrobić musiałem wejść do wody, w nurt rzeki w woderach, czyli wysokich kaloszach. Troszeczkę się bałem, czy dobrze stanę, czy nie będzie jakiegoś dołka, w który wpadnę. Zdjęcia robiłem też płynąc łodzią, bo niektóre z obiektów stoją w nurcie rzeki. Zdjęcia były więc robione nie tylko na plażach, ale również w nurcie rzeki.
Czy celowo na zdjęciach nie ma ludzi?
Tak. Na co dzień jestem fotoreporterem. Moją specjalizacją jest reportaż, czyli kontakt z ludźmi i ich problemami, opisywanie ich życia. Założyłem sobie, że ten projekt będzie kompletnie bez ludzi, że będzie to tylko przyroda i pejzaż. Natomiast niestety nie uciekłem od reporterki, ponieważ spotkała mnie w trakcie fotografowania pewna przygoda. Na jednym ze zdjęć jest człowiek. To była specyficzna sytuacja. Płynąłem łódką z moim kolegą, który mnie wiózł, żebym spokojnie mógł fotografować obiekty w nurcie rzeki. Przypomniałem sobie, że na plaży Wilanówka jest olbrzymi pień drzewa, który ma tam chyba głęboko korzenie i powiedziałem: „Paweł podpłyń tam, ja to chcę sfotografować”. Siedziałem tyłem do kierunku jazdy. A on mówi: „Tam siedzi jakiś człowiek”. Odparłem, że najwyżej go przeproszę. Wysiadłem z łodzi, podniosłem wzrok i oniemiałem. Zobaczyłem siedzącego na pniu jak w gnieździe starszego pana, w wieku 70 albo więcej lat, półnagiego, z nagim torsem. Na szyi miał wielkie białe korale, na rękach bransoletki. Miał długie siwe włosy i siwą brodę. Wyglądał jak duch tych konarów.
Mówię do niego: „Dzień dobry, czy ja mogę Panu zrobić zdjęcie?” On mówi: „Tak, możesz mi zrobić zdjęcie, ale jak masz na imię?”. „Jacek”. „A ja się nazywam Pinky, bo uwielbiam zespół Pink Floyd” – odpowiedział. Potem się okazało z opowieści moich znajomych, że to jest to dosyć znany hippis i warszawski freak. Rozmawiałem z nim. Powiedział, że przez całe lata pozował na ASP na Wydziale Rzeźby największym rzeźbiarzom w Polsce. To mi się spięło piękną klamrą. Powiedziałem mu: „Wiesz Pinky, moja córka jest na trzecim roku rzeźby”. I to jest jedyny człowiek, którego umieściłem w tym materiale. Więcej już nie szukałem ludzi. Stwierdziłem, że to będzie duch ikonarów, ich opiekun.
Jak udał się wernisaż wystawy?
Było piękne słońce, przyszło bardzo dużo ludzi. Zachwycali się zdjęciami. Patrząc na obiekty, widzę w nich różne zwierzęta, bajkowe fantastyczne stwory. Każdy może to, co widzi, interpretować po swojemu. Ja mam swoje typy, które mogę nazwać tak, albo inaczej. Wczoraj ludzie się przecudnie bawili, ponieważ odkrywali w obiektach zupełnie inne zwierzęta. Rozbierali zdjęcia na czynniki pierwsze, niemalże czytali jak książkę. To było bardzo piękne i wzruszające.
Do kiedy będzie można oglądać wystawę?
Wystawa będzie wisiała przy kładce pieszo-rowerowej na trzech pawilonach gastronomicznych do 1 sierpnia. Potem płynę na Festiwal Wisły. To jest festiwal między Włocławkiem a Bydgoszczą, zlot tradycyjnych łodzi wiślanych. Ze mną będzie płynęła wystawa. Pokażemy ją w poszczególnych miastach, do których będziemy zawijać. Dodatkowo 20 czerwca w Przystani Warszawa będzie spotkanie ze mną, gdzie będę opowiadał o tym projekcie oraz pokazywał swoje inne zdjęcia. Drugie takie spotkanie będzie na finisażu wystawy, na Barce Bezkres przy bulwarach przy Centrum Nauki Kopernik, ale jeszcze nie znam daty. Głównym partnerem wystawy jest firma Fujifilm Polska, która użyczyła mi sprzętu do realizacji, jak również sfinansowała wystawę.
Napisz komentarz
Komentarze