Mróz. Wchodzę do niewielkiej budki na Bródnie. Czeka na mnie czterech grubo poubieranych mężczyzn. W baraku nie ma ogrzewania, są za to ozdoby świąteczne. Siadamy. Na początku chowam dyktafon, rozmawiamy o tym, co dzieje się w Spółdzielni Mieszkaniowej „Bródno”. Słyszę o wielu rzeczach. Niektóre udokumentowane, inne nie. Szeroko otwieram oczy ze zdziwienia. Gdy dopytuje o to samo, już z włączonym nagrywaniem, rozmówcy starannie dobierają słowa. Kluczą, uciekają, wypowiadają się bardzo łagodnie. Nie wszyscy pod nazwiskiem. Odnoszę wrażenie, że nie chcą mówić.
To nie przypadek. Docieram do korespondencji między jednym z mieszkańców a dwójką wiceprezesów. To wezwanie do zaniechania naruszania dóbr osobistych. „Dalsze rozpowszechnianie przez Pana nieprawdziwych informacji, iż nasza Spółdzielnia po zakończeniu pandemii nie podejmowała działań zmierzających do zwołania Walnego Zgromadzenia jak również sugerowania iż osoby za to odpowiedzialne winny ponieść sankcje karne spowoduje wystąpienie przeciwko Panu z roszczeniem o ochronę dóbr prawnych, w tym o zapłatę stosownego zadośćuczynienia pieniężnego”.
Spółdzielnia straszy pozwem swojego członka. To daje „efekt mrożący”.
Szósty rok trzyletniej kadencji
SM Bródno to gigant. Największa spółdzielnia na Targówku zarządza aż 22 990 mieszkaniami, od tych w małych blokach po siedemnastopiętrowe wieżowce. Lekko licząc mieszka w nich połowa wszystkich mieszkańców Bródna. Członkami spółdzielni – to ważna liczba – jest ponad 26 tysięcy osób. Zarządzanie takim zasobem jest jak zarządzanie dużą firmą, z setkami zatrudnionych i zleceniami za setki tysięcy złotych. To również dobrze płatna funkcja.
Na 18 stycznia tego roku zwołano zebranie, które powinno być Walnym Zgromadzeniem Członków. Choć de facto nim nie jest. Dla wyjaśnienia walne jest najwyższą władzą każdej spółdzielni. To tam zatwierdza się sprawozdania finansowe, ustala na co idą np. nadwyżki (a w tym przypadku chodzi o miliony złotych), ocenia i wybiera się władze. Powinno być organizowane raz w roku.
Problem w tym, że od 2019 roku nie było Walnego Zgromadzenia Członków, ani wyborów do władz spółdzielni. Nie przyjęto też najważniejszych dokumentów za lata 2019, 2020, 2021 i 2022. Nie było też absolutorium, czyli nie oceniono pracy zarządu. Władze SM Bródno powołując się na przepisy covidowe, wprowadziły tzw. „walne karteczkowe”, czyli głosowanie uchwał na piśmie. Wtedy, po interwencji niektórych spółdzielców, sądy uznały to głosowanie za nieważne. Teraz głosowanie ma zostać powtórzone, w takiej samej formie.
- Zarząd próbuje przeprowadzić głosowanie w formie pisemnej, podczas gdy od dwóch lat możemy zorganizować w normalnym trybie walne i zagłosować tak, jak robią to inne spółdzielnie – mówi mi Tomasz Szynkiewicz, członek spółdzielni, a zarazem społecznik z ruchu Razem dla Targówka, który nagłaśnia kontrowersje związane z SM Bródno.
- Porządek walnego głosowania na piśmie jest ustalany przez zarząd. Nie ma w nim spraw, które byśmy chcieli, czyli chociażby głosowania nad absolutorium dla zarządu – dopowiada Szynkiewicz.
Tak naprawdę chodzi tu o wybory Rady Nadzorczej, która powołuje i kontroluje zarząd. Według statutu kadencja trwa trzy lata, ale obecnie urzędująca rada obraduje już… szósty rok. Wszystko przez brak Walnego Zgromadzenia Członków, które mogłoby nową radę wybrać. Nie ma też głosowania nad absolutorium, czyli oceny pracy zarządu. A w rozmowach z nami mieszkańcy nie szczędzą gorzkich słów w stronę szefostwa SM Bródno.
Szósty rok bez wyborów
Spółdzielnia powołuje się na przepisy z czasów covidu przedłużające kadencję rady do czasu pierwszego walnego. Ale takiego od lat nie ma. I teraz też nie będzie, bo spotkanie styczniowe to jedynie „głosowanie na piśmie”, jak za pandemii.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź pojawia się w mailu, który dostałem od Stowarzyszenia Razem dla Targówka z informacją o proteście przeciw działaniom spółdzielni.
„Prezes Spółdzielni doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Zarząd nie otrzyma absolutorium, a to oznacza dla niego koniec złotej - dosłownie i w przenośni - kariery w SM Bródno” – czytamy. Pod komentarzem nikt z imienia i nazwiska się nie podpisał. W rozmowach ze mną społecznicy i spółdzielcy są raczej oszczędni w słowach.
- Zebraliśmy podpisy, pod projektami uchwał, aby uzupełnić porządek głosowania o głosowanie absolutorium dla zarządu – mówi mi Tomasz Szynkiewicz. Pokazuje dokumenty. Problem w tym, że pismo odpadnie w przedbiegach. W zapowiedzi spotkania przewidzianego na 18 stycznia czytam: „Członkowie nie mają prawa zgłaszania projektów uchwał i żądania zamieszczania oznaczonych spraw w porządku obrad”.
Czyli i prezes, i rada nadzorcza będą dalej rządzić na Bródnie. Niezależnie od oceny mieszkańców. Po swojej stronie mają prawników i pracowników spółdzielni (w sumie około dwustu osób). Społecznicy radzą sobie sami. Prawnika nie zatrudniają.
Kto rządzi SM Bródno?
Zarząd wybierany jest przez Radę Nadzorczą w drodze konkursu. Obecnie – od 24 marca 2020 roku - prezesem SM Bródno jest Sławomir Antonik, były burmistrz Targówka, który dla tego stanowiska zrezygnował z rządzenia dzielnicą. Wcześniej był członkiem rady nadzorczej spółdzielni, łącząc dwie posady. Sprawę badano pod względem prawnym, ale nie stwierdzono konfliktu interesów.
Gdy zadaję mailowo pytania dotyczące Walnego Zgromadzenia, szybko oddzwania.
- Jedna z osób spowodowała wykreślenie (ze statutu – red.) zasad wyboru Rady Nadzorczej. Zwołanie Walnego spowoduje, że cała rada straci mandat – mówi mi Antonik. Jak przekonuje, to wprowadziłoby ogromny chaos w całej spółdzielni.
Dlatego proponuje, żeby powtarzać głosowania pisemne do skutku. Teraz chce przyjąć sprawozdania za lata 2019-2022 i zatwierdzić nowy statut, który – jego zdaniem – umożliwi już normalne zwołanie Walnego Zgromadzenia i wybory do rady. Zgodnie z jego zapowiedzią miałoby się ono odbyć w czerwcu, tuż po tym jak KRS zatwierdzi nowy statut.
- Oczekuję, że członkowie przyjmą zmiany w statucie. Ta gra jest dla mnie bardzo czytelna. Proszę, zagłosujmy nad absolutorium dla Antonika, ale na normalnym walnym zgromadzeniu (w czerwcu - red.). W żadnej sprawie nie wykraczam na ścieżkę pozaprawną, sprawy spółdzielni konsultuje z profesorem Piotrem Pałką, wybitnym znawcą prawa spółdzielczego – dodaje.
Na informację o tym, że mieszkańcy protestują i po latach oczekiwań chcą normalnego zebrania oraz wyborów już teraz, a także sugestie, że o zmianie statutu (niejako konstytucji spółdzielni) należy szeroko rozmawiać, nieco się irytuje. - Część z tych osób w ogóle nie mieszka w naszych zasobach – twierdzi, mimo że nie podaję nazwisk osób, z którymi rozmawiałem.
Prezes sam rzuca jedno nazwisko. Przekonuje, że to ten człowiek opowiedział mi o całej sprawie. Radzi mi, żebym sprawdził jego powiązania. Tłumaczy, że zasiadał już w jednej radzie nadzorczej innej spółdzielni w Śródmieściu i być może chciałby przejąć rządy SM Bródno, albo sparaliżować jej pracę.
O tej osobie rozmawiamy dobrych kilka dobrych minut. Ale jedno w tej historii jest ważne. Na potrzeby tego artykułu rozmawiam z kilkoma innymi osobami: spółdzielcami, aktywistami i członkami rad niektórych osiedli. Z człowiekiem wymienionym przez prezesa - nie.
Czy będą wybory? „Powoływanie się na pandemię jest śmieszne”
Na sobotni protest zwołany pod siedzibą spółdzielni przyszło niewiele osób. Ci, którzy byli, tłumaczą, że sprawa jest fundamentalna. Chodzi o plany inwestycyjne, o budżety, wreszcie o intratne stanowiska w spółdzielni. W obecnej sytuacji spółdzielcy od kilku lat nie mogą ocenić tych, którzy decydują choćby o tym, który blok zostanie wyremontowany czy jaka będzie wysokość czynszu.
- Należy dokonać oceny efektów pracy tego zarządu. Wydaje mi się, że od tego trzeba zacząć. Estetyka i stan budynków na pierwszy rzut oka zwraca uwagę. I nie jest to ocena na plus – mówi mi Piotr Kocjan, członek spółdzielni. Przekonuje, że w pobliskiej spółdzielni RSM Praga wygląda to zdecydowanie lepiej. - Na pewno jest to czas, żeby poddać się spółdzielczej ocenie, czyli głosowaniu dotyczącym absolutorium. I o to w tej całej sprawie chodzi. Chodzi o to, aby spółdzielcy mogli skorzystać ze swoich praw – dodaje.
Problem zna też Jan Mencwel, miejski radny Miasto Jest Nasze wybrany z tej części Warszawy. W sprawie SM Bródno interweniował w urzędach, ale – jak nam przyznaje – miasto de facto nie ma możliwości nadzoru nad spółdzielnią.
- Obawy mieszkańców są uzasadnione. W tej spółdzielni z demokracją jest bardzo słabo. Nadzór nad spółdzielniami jest de facto iluzoryczny. Jeżeli sami członkowie się nie zmobilizują, żeby doszło do wyboru nowych władz, to praktyczne niemożliwe będzie przywrócenie demokratycznych standardów – mówi nam Jan Mencwel pytany o protest i zebranie.
- Nad spółdzielnią nadzór ma jedynie Krajowa Rada Spółdzielcza. Ale po stronie miasta nie ma też woli, żeby zająć się tą sprawą z przyczyn politycznych. Spółdzielnia ma „swój” komitet wyborczy (jej członkowie startowali w komitecie „Mieszkańcy Bródna, Targówka, Zacisza”, a spółdzielnia otwarcie go poparła – red.), który jest w cichej koalicji z KO na Targówku – przekonuje radny Mencwel.
Dzwonię też do Patryka Słowika, dziennikarza, ale także przedstawiciela komitetu jednej z kolonii osiedla „Podgrodzie”, będącego członkiem SM Bródno. Jego zdaniem sprawa jest prosta. Z przepisów wynika jasno, że obowiązkiem spółdzielni jest organizacja jednego Walnego Zgromadzenia Członków w ciągu roku. A ten przepis od lat nie jest przestrzegany.
- Głosowanie na piśmie nie jest Walnym Zgromadzeniem w myśl ustawy. A powoływanie się na pandemię koronawirusa w 2025 roku jest po prostu śmieszne - tłumaczy Patryk Słowik.
Jego zdaniem zgromadzenie doprowadziłoby do wyboru nowej Rady Nadzorczej, a także do wymiany całego zarządu. „I to jest jedyny powód, dla którego walne nie jest głosowane”. Słowik tłumaczy, że mieszkańcy już raz dali do zrozumienia, że chcą zmiany. Powołuje się na głosowanie, również w formie pisemnej, sprzed trzech lat, podczas którego spółdzielcy odrzucili wszystkie projekty zarządu.
- Trzy lata temu na osiemnaście głosowanych uchwał zgłoszonych przez władze SM Bródno, mieszkańcy przytłaczającą liczbą głosów zagłosowali osiemnaście razy na „nie”. I teraz władze zgłosiły te same projekty, ale delikatnie zmienione - słyszymy.
Słowik nie zgadza się też z argumentacją prezesa, który przekonuje, że do nowych wyborów potrzebna jest zmiana statutu. Uważa, że skoro dokument wewnętrzny jest wadliwy (o czym zdecydował sąd), to trzeba zastosować prawo spółdzielcze, które określa jak przeprowadzić wybory.
- Przecież to nie ja, ani nie mieszkańcy, napisali statut, który sąd uznał za niezgodny z prawem. Nie bardzo rozumiem argument, że latami niektóre osoby będą zajmować swoje stanowiska tylko dlatego, że ileś lat temu przygotowali niezgodny z prawem statut. Poza tym władze mówią, że zorganizują wybory, jak przegłosujemy nowe zasady. Nie dopowiadają, że proponują kilkadziesiąt nowych zmian w statucie, które w praktyce centralizują spółdzielnię i pozwolą zarządzać w jeszcze większym stopniu niż obecnie. Czyli rozumiem to tak: wybory odbędą się, jeżeli zgodzicie się, żebyśmy my mieli jeszcze większą władzę niż dotychczas - mówi nam Patryk Słowik.
„Chronienie stołka to nonsens”
Co dalej? Mieszkańcy mogą zwołać Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków. Do tego potrzeba jednak zgody 10 proc. członków – w tym przypadku to niemal trzy tysiące osób. Biorąc pod uwagę logistykę takiego przedsięwzięcia, jest to praktycznie niemożliwe.
Społecznicy z Razem dla Targówka oczekują, że w końcu odbędą się prawdziwe wybory. Liczą, że mieszkańcy chętnie wezmą udział w głosowaniu i są przekonani, że w SM Bródno nastąpi zmiana władzy.
- Mówienie, że chronię stołka to nonsens. Jestem biegłym rewidentem, jak będzie potrzeba to pójdę do roboty do sądu i będę robił restrukturyzacje – odpowiada prezes Sławomir Antonik. Przekonuje, że działa dla dobra spółdzielni. I liczy, że 18 stycznia spółdzielcy przyznają mu rację.
Napisz komentarz
Komentarze