W tej historii ważne jest tło. W lipcu 2023 roku z urzędu przy ul. Grochowskiej CBA wyprowadza dwie osoby: wiceburmistrza Adama C. oraz naczelnika wydziału architektury i budownictwa Jacka G. Chodzi o korupcję i wydane – zdaniem prokuratury – z naruszeniem prawa, pozwolenie na budowę. Były już wiceburmistrz, jeszcze pracując w Rembertowie, miał załatwić zaprzyjaźnionemu deweloperowi korzystne warunki. Tak, by ten mógł sporo na tym zarobić. Co więcej, tym deweloperem okazał się ojciec podejrzanego.
Po akcji CBA wiceburmistrz wylatuje ze stanowiska (Jacek G. dalej pracuje, co ustaliliśmy). Nie oznacza to, że staje się persona non grata w urzędzie dzielnicy. Jak ustalił dzielnicowy radny Miasto Jest Nasze - Robert Migas, w ciągu ostatnich kilku miesięcy C. aż sześć razy spotykał się z Piotrem Żbikowskim, zastępcą burmistrza, który obecnie zajmuje się m.in. architekturą. Na tych spotkaniach reprezentował dewelopera starającego się o korzystną dla siebie decyzję na Saskiej Kępie.
Sześć spotkań w sprawie „lex developer”
- W toku moich działań kontrolnych okazało się, że Adam C. sześciokrotnie spotkał się z obecnym wiceburmistrzem do spraw architektury Piotrem Żbikowskim, uzgadniając inwestycję „lex developer” przy ul. Saskiej 47/49 – mówi Robert Migas na spotkaniu zwołanym przed urzędem dzielnicy.
Co ważne, spotkania odbywały się już po tym, jak projekt negatywnie zaopiniowało miejskie biuro architektury. W mediach społecznościowych radni (także KO) komentowali wtedy, że projekt w tej formie nie ma szans powodzenia.
- Inwestorem jest firma Sono Development prowadzona przez prezesa Nazima Albayraka, który był wieloletnim partnerem biznesmena Sabri B., aresztowanego przez CBA podczas wręczania burmistrzowi Włoch 200 tys. zł łapówki. Jakim to było dla mnie szokiem, że panowie (Adam C. i Piotr Żbikowski – red.) dalej się spotykają oraz, że pan Adam C. nie jest personą non grata w naszym urzędzie – dodaje Migas.
Co deweloper chce zbudować na Saskiej Kępie?
Deweloper, firma Sono Development, planuje postawić blok mieszkalny przy ul. Saskiej 47/49. To działka należąca niegdyś do Spółdzielni Pracy Usług Pralniczych i Porządkowych „Praca Kobiet”. Obecnie znajduje się tam parterowy budynek pralni. Zgodnie z planem miejscowym można tam budować maksymalnie do wysokości 12 metrów (to cztery kondygnacje), do tego jeżeli „mieszkaniówkę” to z zabezpieczeniem przed hałasem.
Sono proponuje 14 kondygnacji i 110 mieszkań na niewielkiej działce. Inwestycja biegnie trybem „lex developer”, który umożliwia budowanie wbrew planom, ale tylko za zgodą miejskich radnych. Wiadomo, że pierwszy projekt został negatywnie zaopiniowany przez miejskie biuro architektury. To po tej opinii Adam C. jako pełnomocnik dewelopera sześciokrotnie odwiedza urząd dzielnicy Praga-Południe.
Spotkania odbywały się głównie w listopadzie i grudniu.
- Nie podoba nam się to, że inwestor razem z pomocą Adama C. dalej próbuje przepchnąć tę inwestycję. Mówimy stanowcze „nie” procedowaniu wniosku, stanowcze „nie” w wykorzystywaniu swoich kontaktów, dlatego że ci panowie byli ze sobą w zarządzie dzielnicy przez cztery lata, także znają się dobrze – twierdzi radny Migas. - Chcemy zakończyć tę inwestycję w samym zarodku i zakończyć kontakty Adama C. z obecnym urzędem dzielnicy, jakimkolwiek w Warszawie, ale w szczególności na Pradze-Południe – dodaje.
Jak tłumaczą radni, w trwającym procesie nie uwzględniono mieszkańców sąsiedniej działki na Saskiej Kępie, którzy powinni być stroną postępowania. Niektórzy z nich protestują, wskazując, że wielki blok nie będzie miał dobrego dojazdu – a w pobliżu znajduje się głównie zabudowa jednorodzinna.
Co zrobić z tą sprawą?
- Uważamy, że Wydział Architektury i Budownictwa powinien być czysta jak łza, w związku z tym podejrzenia, które tutaj wysunął radny Robert Migas, powinny być podstawą do odebrania tego wydziału wiceburmistrzowi Żbikowskiemu. Bo absolutnie wszelkie inwestycje, które dotyczą przede wszystkim Pragi-Południe powinny być transparentne i zgodne z przepisami – tłumaczy Melania Łuczak, wiceprzewodnicząca rady Warszawy z Miasto Jest Nasze.
- W Warszawie mamy problem z obrotowymi drzwiami. Urzędnicy, którzy odchodzą z urzędu, posiadając bardzo rozległe kontakty, potem przeskakują nagle do firm deweloperskich i przepychają inwestycje na terenie miasta, wykorzystując kontakty ze swojej poprzedniej pracy. W świecie biznesu takie sytuacje są niedopuszczalne – mówił z kolei radny Jan Mencwel z Miasto Jest Nasze.
Z prawnego punktu widzenia, nie doszło w tym przypadku do złamania prawa. Nie ma przepisów blokujących transfer urzędnika wysokiego szczebla z urzędu do dewelopera. Nie ma też wyroku dla byłego wiceburmistrza, który pozostaje na wolności po wpłaceniu 300 tys. zł kaucji i obowiązku regularnego meldowania się na komisariacie. Pozostaje wymiar etyczny, na który zwracają uwagę radni. Czy oskarżony o niezgodne z prawem działanie na rzecz deweloperów, były wiceburmistrz, powinien być doradcą innego dewelopera i przychodzić w tej sprawie do urzędu, którym do niedawna zarządzał?
Konferencji przyglądał się rzecznik dzielnicy, który nie chciał komentować doniesień. Nieoficjalnie z urzędu usłyszeliśmy tylko, że „nie można komentować istniejącego prawa”.
Napisz komentarz
Komentarze