15 lutego 2025 roku mija 46 lat od największego masowego wypadku w powojennej historii Warszawy. W 1979 roku w wyniku wybuchu gazu w Rotundzie PKO u zbiegu ul. Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich zginęło 50 osób i 100 zostało rannych. To był czwartek. Potężny wstrząs ogarnął stolicę o godzinie 12:37.
Stał za nim wybuch III Oddział Powszechnej Kasy Oszczędności Banku Państwowego (PKO BP). Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że zginęło 10 osób. Szybko okazało się, że w rzeczywistości skala tragedii była o wiele większa. U zbiegu Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich powstał głęboki lej. Uszkodzone zostały pobliskie domy, ulice pokryło rozbite szkło. Eksperci od budownictwa oceniali później, że zniknęło około 70% budynku Rotundy. Największe straty dotknęły jednak nie architektury, a ludzi. Ofiar szukano w gruzach przez tydzień po zdarzeniu.
Wybuch gazu czy zamach terrorystyczny?
Wszyscy w Warszawie zadawali sobie pytanie, jak doszło do katastrofy. Zagadki nie pomagały rozwiązać komunistyczne władze i reżimowe media. Pomimo tak dużej skali zniszczeń gazeta „Życie Warszawy” nie zamieściła informacji o wydarzeniu na pierwszych stronach. Później prasa nie relacjonowała szczegółowo także dochodzenia w tej sprawie. To wzmagało plotki, które opanowały stolicę w mroźną zimę 1979 roku. Przyczyny tragedii poznaliśmy tak naprawdę dopiero po latach.
Wśród mieszkańców stolicy dominowały dwie teorie dotyczące wybuchu w Rotundzie PKO. Jedna z nich mówiła o eksplozji gazu, a druga o zamachu terrorystycznym. Ostatecznie okazało się, że prawdziwa jest ta bardziej prozaiczna wersja zdarzeń. Ciekawsze jest jednak to co do tragedii doprowadziło. Była to w dużej mierze charakterystyczna dla tamtego okresu w historii bylejakość.
- Przy sprawnym, odpowiedzialnym, skoordynowanym i zgodnym z obowiązującymi przepisami działaniu którejkolwiek ze służb miejskich i kierownictwa Rotundy PKO BP, uniknięcie wypadku było bardzo prawdopodobne - stwierdzano równo miesiąc po tragedii w roboczym opracowaniu.
Badaniem przyczyn wybuchu zajmowała się Służba Bezpieczeństwa w ramach sprawy pod kryptonimem „Rotunda”. Śledztwo rozpoczęło się także bardziej oficjalną drogą w Prokuraturze Wojewódzkiej w Warszawie niedługo po eksplozji. Powstała także specjalna grupa operacyjna.
Co było przyczyną wybuchu w Rotundzie PKO w 1979 roku?
W największym skrócie przyczyną był pęknięty zawór gazowy w pobliskim gazociągu. 20 lat po zdarzeniu autorzy serii dokumentalnej „Czarny serial” dotarli do robotnika, który zbyt mocno przykręcił go kilka miesięcy wcześniej. Na to, że do tragedii doszło, złożyło się jednak więcej czynników. Funkcjonariusze SB ustalili, ze gazowa sieć miejska nie była wystarczająco szczelna, pierwotnie projektowano ją bowiem do przesyłania innego rodzaju gazu niż ziemny. Do tego problematyczna była przebudowa sieci telekomunikacyjnej przy skrzyżowaniu ulicy Marszałkowskiej oraz Alej Jerozolimskich, która zakończyła się kilka lat wcześniej. Odcinek ten nie został zgłoszony do odbioru urzędnikom, a to sprawiło, że był on kontrolowany tylko w przypadku awarii. Problemy były też w samej Rotundzie. Od 13 lutego nieczynna była tam wentylacja. Do tego nie przeprowadzono tam kontroli pod względem obecności gazu. Według portalu dzieje.pl, mający to zrobić Mazowiecki Zakład Gazownictwa, nie zrobił tego, z powodu zbyt małej liczby pracowników. Ponadto sygnały od pracowników Rotundy o obecności gazu w budynku pojawiały się już na tydzień przed wybuchem, zostały zignorowane.
Jednak gaz rzeczywiście trafiał do archiwum w Rotundzie z powodu pękniętego zaworu. Powstała w nim 77-centymetrowa szczelina. Przyczynił się do tego nie tylko robotnik, ale też skurcz termiczny wywołany przez trwającą wówczas zimę stulecia, a także ruchy podłoża, których źródłem była komunikacja podziemna i naziemna PKP. Oddalona od Rotundy o 8 metrów. Zalegający na ulicach śnieg sprawił, że gaz ziemny nie mógł wydostać się na zewnątrz. Samą eksplozję mogło wywołać zwarcie elektryczne w budynku.
Ostatecznie śledztwo wykazało, że swoich obowiązków nie dopełniło w związku z tą katastrofą co najmniej siedem osób. Żadnej jednak nie postawiono przed sądem, nie przedstawiono im też zarzutów. Rotundę prędko odbudowano, o jej ponownym otwarciu „Stolica” informowała już w grudniu 1979 roku. „Wnętrze tej placówki zostało unowocześnione” – podkreślano w gazecie. Ówczesne komunistyczne władze chciały, by warszawiacy jak najszybciej o całej sprawie zapomnieli. Echa potężnego wybuchu w ich świadomości są jednak do dziś.
Napisz komentarz
Komentarze