W 1944 roku, pod koniec Powstania Warszawskiego, na ulicy Dworkowej rozegrał się jeden z krwawszych epizodów w historii tego zrywu. Do dziś przypomina o nim pomnik upamiętniający poległych żołnierzy Batalionu „Baszta”, przy którym regularnie pojawiają się nowe znicze i świeże kwiaty. Do monumentu z pobliskiej studzienki kanalizacyjnej prowadzą białe ślady stóp wymalowane na chodniku.
Zamieszenie skończyło się tragicznie
W ostatnich dniach września 1944 roku Powstanie Warszawskie chyliło się ku upadkowi. 24 września Niemcy przypuścili poważny szturm na Górny Mokotów, który wcześniej pozostawał w rękach Polaków. Atak nazistów był na tyle silny, że po zaledwie dwóch dniach obrońcy dzielnicy zdali sobie sprawę z nadchodzącej klęski. Dowodzący nimi podpułkownik Józef Rokicki „Karol” rozkazał swoim żołnierzom odwrót do Śródmieścia. Ewakuacja rozpoczęła się poprzez kanały, wtedy doszło jednak do fatalnego zamieszania, które kosztowało życie dziesiątki osób.
Gdy o tym co dzieje się na Mokotowie, dowiedział się Pułkownik Antoni Chruściel „Monter”, dowódca Okręgu Warszawskiego AK, wysłał on tam depeszę, w której zabronił wycofywania się walczącym i zezwolił jedynie na ewakuację rannych. Problem w tym, że informacja dotarła do nich z opóźnieniem. Do Śródmieścia zdołało przedostać się już około 800 powstańców. W kanałach wciąż znajdowało się 400 osób. Gdy dostali rozkaz „Montera”, rozpętał się chaos.
Trudno wyobrazić sobie emocje, jakie czuli w tamtym momencie żołnierze. Ich rozluźnienie w jednej chwili musiało zamienić się w panikę i dezorientację. Część z nich zawróciła na Mokotów, inni zaczęli kluczyć po kanałach. Na domiar złego Niemcy zagrodzili im część dróg, ustawili straże przy włazach, gdzie zaczęli wrzucać granaty i wpuszczać gaz. Niektórzy Powstańcy zginęli pod ziemią, inni wydostali się na zewnątrz, tam jednak również na większość z nich czekała śmierć.
Na Dworkowej zginęło 140 polskich żołnierzy
27 września rano dwie duże grupy polskich żołnierzy trafiły do włazu z kanału na ulicę Dworkową. Zauważyli to Niemcy, którzy nakazali im wyjście, pod groźbą wrzucenia do środka granatów i gazu. Pierwszy Powstaniec wysunął na powierzchnię białą chustkę i… został zastrzelony. W tym momencie żołnierze musieli być przerażeni. Naziści po raz kolejny pokazali, że nie respektują umów, w tym aktu kapitulacji Mokotowa. W pierwszej grupie, która wyszła z kanału, było 150 osób. Najpierw Polacy zostali pobici i ograbieni, później z tłumu wyciągnięto cywilów i niektóre sanitariuszki. Żołnierzom AK kazano klękać na skraju skarpy warszawskiej. Wszyscy zostali zabici. Chwilę później na zewnątrz wyłoniła się kolejna grupa, która również podzieliła ten sam los.
Według informacji zawartych w książce „Straty ludzkie i materialne w Powstaniu Warszawskim” Marka Gettera tego dnia Niemcy zamordowali 140 osób, wiele z nich należało do pułku „Baszta”. Przeżyły niektóre kobiety, a także mały oddział Powstańców, który cudem uniknął rzezi, gdyż wyszedł nieco bardziej oddalonym od Dworkowej włazem.
Pałac przy Dworkowej 3 i jego mroczna przeszłość
O tragedii na Starym Mokotowie przypomina nie tylko pomnik, ale także pałac przy Dworkowej 3. To właśnie ten budynek sprowadził na Powstańców nieszczęście, gdyż w czasie Powstania Warszawskiego mieściła się tam siedziba komendy żandarmerii hitlerowców. Właz, z którego wyłonili się żołnierze, był się dokładnie naprzeciwko, żołnierze weszli więc praktycznie do paszczy lwa.
Dziś pałac przy Dworkowej 3 należy Instytutu Studiów Politycznych PAN i to właśnie ta organizacja kilka lat temu sfinansowała jego remont. Przez lata budynek był jednak w rękach wielu właścicieli. Powstał w 1924 roku według projektu Juliusza Nagórskiego, to autor wielu stołecznych kamienic, a także m.in. Gmachu Biblioteki Ordynacji Krasińskich, który 7 sierpnia 1944 sam zginął w niemieckiej egzekucji.
Sam pałac przy Dworkowej powstał na zlecenie Poradowskiego, jednak jeszcze w 1924 roku trafił w ręce Jadwigi Raciborskiej, która kilka lat później sprzedała budynek księżnej Zofii Radziwiłłowej. "Pani na Sichowie pod Staszowem i na. Jadwisinie pod Serockiem" nieruchomość zakupić miała dla swoich synów, ci rzeczywiście zamieszkiwali tam do 1933 roku. Wówczas trafiła ona w ręce przedwojennego ministra przemysłu oraz posła Mariana Szydłkowskiego z PSL „Piast”. W czasie okupacji pałacyk przejęli hitlerowcy. Po wojnie na krótko wprowadził się tam ambasador Stanów Zjednoczonych. W końcu w 1952 roku willa stała się własnością Skarbu Państwa, później jeszcze kilkukrotnie zmieniała swoje przeznaczenie, mieścił się tam Zarząd Wojewódzkiego Związku Młodzieży Polskiej i Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN. Ostatecznie w 1967 roku pałac przejęła Polska Akademia Nauk, kończąc jego wędrówkę z rąk do rąk.
Napisz komentarz
Komentarze