Reklama
ReklamaBanner

Warszawa idzie na wojnę z graffiti? Mieszkańcy apelują o działanie

Rok temu władze Warszawy zdecydowały się zająć problemem licznych bazgrołów, mniej lub bardziej imitujących graffiti. Czyszczone były fontanny i elewacje budynków. W tym roku radni postanowili wznowić projekt. O problemie postanowił przypomnieć Sławomir Potapowicz.
Zamalowana elewacja budynku przy ul. Pereckiej
Zamalowana elewacja budynku przy ul. Pereckiej

Autor: Zdjęcie udostępnione

Mieszkańcy centrum nie chcą bazgrołów

Interpelacja dot. usuwania bazgrołów nr 239 - pod tą wdzięczną nazwą kryje się propozycja kolejnej kampanii przeciwko bazgrołom. Jej autorem jest radny z Koalicji Obywatelskiej, Sławomir Potapowicz. Swoją interpelację złożył z powodu apeli mieszkańców. Problem graffiti ma być szczególnie widoczny w okolicach al. Jerozolimskich, Solidarności” oraz Placu Zbawiciela.

- Sygnały o problemie graffiti dostałem od mieszkańców. Wiemy o tym, że władze miasta podjęły akcję usuwania bazgrołów, lecz w swoich komunikatach zdaje się, że pominęli niektóre miejsca. Otrzymałem konkretne zdjęcia pokazujące skalę wandalizmu. Trzeba powiedzieć jasno, takie bazgroły burzą ład architektoniczny - wyjaśnia radny Potapowicz. 

Zamalowana elewacja budynków w al. Jerozolimskich i ul. Pereca / autor: zdjęcie udostępnione

Jak zauważa radny, bardzo trudnym jest zapobiegnięcie powstawania takich graffiti. Jako potencjalne rozwiązania proponuje m. in. częstsze patrole służb czy instalacje monitoringu w newralgicznych miejscach. Nie wyklucza także wprowadzenia wyższych kar za wandalizm, które mają być „bolesne”.

- Zdecydowanie najważniejsza jest w tym przypadku edukacja, która powinna uzmysłowić wandalom, że zanieczyszczanie przestrzeni wspólnej, czyli także należącej do nich, jest niewłaściwa - dodaje radny.

Sprawa wydaje się prosta. Mieszkańcy nie życzą sobie jakichkolwiek graffiti na ścianach swoich kamieni. Radni, widząc niezadowolenie warszawiaków, wnoszą odpowiednią interpelację. Miasto najpewniej podejmie adekwatne działania, skutkujące usunięciem malunków. Lecz czy to rozwiązanie nie będzie jedynie tymczasowe? Głos w tej sprawie zabrał miejski artysta pod pseudonimem Pan Szymon. Uważa on, że malunki, o których usunięcie wnoszą mieszkańcy Śródmieścia, z graffiti nie mają nic wspólnego.

Architektura socrealizmu zdewastowana graffiti / autor: zdjęcie udostępnione

Gdzie leży granica między wandalizmem a sztuką?

Władze Warszawy oraz poszczególnych dzielnic od jakiegoś czasu coraz aktywniej działają przeciwko wszechobecnym malunkom i bazgrołom. Chodzi o wszelakie napisy - niekiedy wulgarne - szlaczki czy znaki niemające przeważnie większego sensu. Zdaniem miejskiego artysty, który graffiti zajmuje się od lat, takie dzieła są... zwykłym wandalizmem i jak najbardziej należy je usunąć.

- Istnieje cienka granica między sztuką, a wandalizmem. Chociaż graffiti, nawet tak szpetne, można interpretować jako formę wolności słowa i myśli, tak istnieją wyraźne różnice. Dla mnie polegają one przede wszystkim na jakości wykonania, intencji oraz przesłaniu, jakie to dzieło ze sobą niesie. Zarówno pięknie warsztatowo, acz pusty w przesłaniu obraz, jak i zwyczajna swastyka mają dla mnie podobną wartość. Dopiero połączenie tych trzech wyznaczników moim zdaniem definiuje kiedy graffiti staje się sztuką - wyjaśnia w rozmowie z Raportem Warszawskim  Pan Szymon”.

- Dzieła, które powstały pod wpływem chwili, które nawołują do nienawiści lub są zwyczajnymi bohomazami mającymi na celu tylko i wyłącznie szpecić przestarzeń miejską, należy zamalowywać. Nie ma akceptacji dla agresywnych, wulgarnych malowideł w przestrzeni publicznej - dodaje.

Zdaniem artysty graffiti może przybrać różną formę, od tzw. taga, czyli ciągu liter, przez napis, po prawdziwe obrazy namalowane sprayem. Co lepsi spośród grafficiarzy maja nawet własne, unikalne stemple, dzięki czemu inni malarze - a nawet uważni mieszkańcy -  są w stanie od razu zidentyfikować jakie dzieło należy do jakiego autora. Wandalizm z kolei może być nie tylko motywowany chęcią zniszczenia danej przestrzeni, ale i niejako „zaznaczenia swojego terytorium”. Najczęściej jednak wszelakie bohomazy to wynik braku wyobraźni i konsekwencji swoich działań.

Istnieją legalne sposoby

Legalne graffiti dla niektórych może brzmieć jak oksymoron. Wszak sama idea malowania sprayem wywodzi się z młodzieżowego buntu przeciwko systemowi i skostniałej naturze miasta. Jednak od wielu lat spojrzenie na graffiti, zarówno wśród malarzy, jak i mieszkańców, a nawet urzędników, ulega zmianie. Teraz grafficiarze są artystami, a ich malunki to nie tylko bazgroły, ale i dzieła sztuki. M. in. z tego powodu kilka lat temu warszawski Zarząd Dróg Miejskich wyszedł z inicjatywą pt. „Miejsca Free Graffiti”.

Miasto oficjalnie i legalnie udostępnia grafficiarzom przestrzeń, na której mogą wyżyć się artystycznie. Przez lata dodawano do tej listy kolejne miejsca. Uruchomiono nawet specjalną mapę, z zaznaczonymi miejscami free graffiti.

Zdaniem „Pana Szymona” inicjatywa choć słuszna, jest zbyt mała, by zaspokoić zapotrzebowanie grafficiarzy. 

- Można udać się do takiego miejsca wyznaczonego przez ZDM. Można także napisać do administratora obiektu z prośbą o zgodę na malowanie danej ściany. Jednak dla wielu zajmuje to zbyt wiele czasu. Dla przykładu by móc legalnie zamalować jakąś ścianę muszę najpierw napisać do właściciela obiektu, ten pisze do władz miasta, one do konserwatora zabytków i tak cała machina administracyjna przez kolejne półtora roku mój wniosek analizuje. Nie jestem zdziwiony, że niektórzy wolą zrobić to po prostu nielegalnie i uciec po półgodziny sprayowania - odpowiada artysta.

- Niemniej mieszkańcy i radni w złożonej interpelacji mają rację. Wiele budynków wzdłuż al. Jerozolimskich jest wykonanych z piaskowca. Pomijając fakt, że to zabytki architektury socrealistycznej. Z takiego typu elewacji usuwanie graffiti jest bardzo kosztowne. Naprawdę istnieją alternatywy, jak np. most Siekierkowski, na filarach którego powstało wiele fenomenalnych prac - mówi „Pan Szymon”.

Artysta zajmujący się graffiti od lat, ma dla amatorów formy miejskiej sztuki jedno przesłanie. Zanim sięgniesz po puszkę, poćwicz na płocie lub w niewidocznym miejscu. Nie szpeć naszej wspólnej przestrzeni.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

M. 10.08.2024 19:57
Dobrze, że wreszcie zaczyna się mówić o tym problemie, bo jeszcze niedawno można było mieć wrażenie jakiejś dziwnej zmowy milczenia, ale mimo wszystko za mało zostało napisane o konieczności ścigania i bardziej dotkliwych kar dla wandali (obecna bezkarność sprzyja recydywie), a także o interesie mieszkańców zmuszonych przez wandali i bezsilne władze do życia w oszpeconym mieście (o interesach graficiarzy było).

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama