Głośne morderstwo 29-letniego mężczyzny, do którego doszło 8 maja 2022 roku na Nowym Świecie, tuż obok całodobowego sklepu monopolowego, nie tylko wstrząsnęło mieszkańcami stolicy, ale także dało początek dyskusji na temat bezpieczeństwa w Warszawie. To właśnie ta tragedia kilka miesięcy później zmotywowała aktywistów z Porozumienia Dla Pragi i Miasto Jest Nasze do przygotowania petycji dotyczącej wprowadzenia ograniczenia sprzedaży alkoholu na terenie całego miasta pomiędzy godziną 22:00 a 06:00.
- Po wielu bojach merytorycznych z Biurem Rozwoju Gospodarczego i miejskimi komisjami została ona odrzucona, ale też nie tak jednomyślnie, bo część radnych Lewicy i PiS-u poparła nasze postulaty. Tylko KO była jednoznacznie przeciwna – mówi Raportowi Warszawskiemu Krzysztof Michalski, praski radny i członek Porozumienia Dla Pragi.
Klęska pierwszej petycji nie zdemotywowała społeczników, którzy w maju 2023 roku przygotowali kolejny, podobny dokument. Tym razem za cel postawili sobie doprowadzenie do konsultacji społecznych na temat nocnego ograniczenia sprzedaży alkoholu w Warszawie. Blisko rok później proces ten się rozpoczął. Choć oficjalnie nie stało się to bezpośrednio na wniosek aktywistów, to z pewnością mają oni dużą zasługę w szerzeniu świadomości dotyczącej problemów związanych z alkoholem w Warszawie.
Czy warszawiacy chcą nocnego zakazu sprzedaży alkoholu?
Warszawiacy w ostatnim czasie zaczęli mocniej odczuwać nieprzyjemności, jakie niosą ze sobą całodobowe sklepy monopolowe. Pokazuje to zrealizowane w listopadzie 2023 roku badanie, które znalazło się w Barometrze Warszawskim. Aż 60 proc. badanych opowiedziało się w nim za możliwością wprowadzenia nocnego ograniczenia sprzedaży alkoholu. Po opublikowaniu tych statystyk swoje stanowisko na temat tego rozwiązania prawnego stonował nawet, nieugięty wcześniej, prezydent Rafał Trzaskowski, który oznajmił, że jest otwarty na dialog w tej sprawie.
Dialog w stolicy na temat nowego ograniczenia rzeczywiście się rozpoczął. Konsultacje społeczne ruszyły 6 maja i potrwają do 30 czerwca 2024 roku. By zobaczyć, co warszawiacy sądzą na temat tych przepisów, wybraliśmy się na spotkanie z mieszkańcami w Ursynowskim Centrum Kultury „Alternatywy”. Pojawili się tam aktywiści, przedstawiciele branży alkoholowej, a także terapeuci uzależnień. Poza nimi zjawiło się też kilka osób niezwiązanych z żadną organizacją. Frekwencja nie była jednak zbyt imponująca, co podyktowane było głównie specyfiką Ursynowa, gdzie, poza stacjami benzynowymi, są zaledwie dwa miejsca, w których można zakupić alkohol przez całą dobę. To nie znaczy jednak, że nocna sprzedaż alkoholu nie powoduje w tej dzielnicy żadnych problemów. Wiele sklepów osiedlowych i marketów jest otwartych do godziny 23 czy 23:30, a mieszkańcy zauważają pod nimi awantury i śmieci.
W czasie spotkania pojawiło się wiele argumentów za wprowadzeniem ograniczeń, a wśród nich przeważały te dotyczące poprawy bezpieczeństwa i zdrowia, zniwelowania nocnych hałasów i czystszych ulic. Wybrzmiała też kwestia ekonomiczna. Ograniczenie spożycia alkoholu to przecież mniejsze koszty dla NFZ — podkreślał uczestnik dyskusji. Debata zeszła w końcu na sprawy światopoglądowe. Jeden z mieszkańców zwrócił uwagę na wolność wyboru w Polsce, którą postrzegał jako wartość samą w sobie. „Nikt nie ogranicza sprzedaży tłuszczy ani cukierków, choć też są szkodliwe, dlaczego więc zakazywać nocnego handlu alkoholem?” – pytał.
- Czy osoba uzależniona nadal ma wolność wyboru? Po cukierkach nikt nie bije do nieprzytomności własnej żony – usłyszał w odpowiedzi.
Wróci komunizm czy nastanie spokój?
Większość uczestników konsultacji pamiętała jeszcze zakaz sprzedaży i spożywania alkoholu przed godziną 13.00, który obowiązywał w latach 80. w Polsce, toteż pojawiło się wiele obaw dotyczących powrotu problemów sprzed lat.
- Boimy się powrotu komunizmu i wolnej amerykanki. Dobrze to pamiętam, miałem metę na piętrze. Pamiętam, jak często klienci mylili domofon i dzwonili do mnie. To towarzystwo awanturnicze, a poza alkoholem często można tam było kupić różne inne rzeczy. Można było się tam też zatruć – mówił jeden z mieszkańców Ursynowa.
Wiele emocji wzbudziły również konsultacje społeczne na Pradze-Północ, gdzie frekwencja dopisała znaczenie bardziej. 10 maja w Pałacyku Konopackiego pojawiło się blisko 40 osób zainteresowanych rozmową o nowych ograniczeniach. „Raczej była dominacja zwolenników zmian, ale wybrzmiały też głosy dotyczące kwestii wolnościowych i gospodarczych” – relacjonuje Krzysztof Michalski z Porozumienia dla Pragi, który sam od lat walczy o wprowadzenie ograniczenia nocnej sprzedaży alkoholu w Warszawie.
- Widzę ulice takie jak Radzymińska, Stalowa, Wileńska, gdzie działają całodobowe sklepy z alkoholem. Wieczorami zawsze zbiera się tam nieciekawe towarzystwo, piją, hałasują, śmiecą, czasami dają sobie po mordzie czy sikają pod sklepem i tłuką butelki. To nie jest okolica, gdzie chciałoby się przebywać. Mam też doświadczenia pozytywne. Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam był sklep z alkoholem, obok którego regularnie odbywały się libacje. Odkąd nie przedłużono mu koncesji na sprzedaż alkoholu w wyniku skarg mieszkańców, w tej okolicy zrobiło się, jak na wsi. Spokój, cisza i bezpieczeństwo – mówi Raportowi Warszawskiemu Krzysztof Michalski.
Podczas konsultacji społecznych prowadzący kładli duży nacisk na kwestię docelowych granic oraz czasu obowiązywania nowych ograniczeń. Na Ursynowie najczęściej pojawiała się propozycja, by działało ono na terenie całego miasta w godzinach od 23:00 do 6:00, co uczestnikom debaty zdawało się najbardziej kompromisowym rozwiązaniem, niedyskryminującym ursynowskich przedsiębiorców, a jednocześnie odpowiadającym na potrzeby mieszkańców. O konieczności wprowadzenia nowych przepisów na terenie całej Warszawy przekonany jest również Krzysztof Michalski.
- Zakaz punktowy nic by nie zmienił. Należy iść całościowo. Myślę, że naprawdę nie ma dużego zapotrzebowania na nocne zakupy alkoholu. Jeżeli ktoś się chce napić, może kupić trunki wcześniej, w nadmiarze. To trochę tak jak jest z handlem w niedzielę. Dziś już raczej nie robimy zakupów tego dnia i ten przepis, który wprowadził PiS, się przyjął. Podobnie jest z zakazem palenia papierosów w pubach i restauracjach czy na pokładach samolotów. Dziś już nikt nie wyobraża sobie, żeby wrócić do czasów, gdy palić można było wszędzie. Zachodzą pewne zmiany i należy patrzeć na ograniczenie nocnej sprzedaży alkoholu w ten sam sposób – mówi.
Radny Koalicji Obywatelskiej: „po zakazie rozwinęłaby się sieć sprzedaży narkotyków”
Uczestnicy konsultacji społecznych na Ursynowie obawiali się, że po wprowadzeniu ograniczenia sprzedaży alkoholu w Warszawie pojawią się nie tylko mety, ale również turystyka alkoholowa. Duży niepokój wzbudził także potencjalny negatywny wpływ zakazu na rentowność przedsiębiorców, a także to, że w sklepach mogą zacząć odbywać się imprezy biletowane, co działo się już w niektórych miastach, w których podobne rozwiązanie weszło w życie. Wiele wątpliwości wobec nowych przepisów ma też warszawski radny z Koalicji Obywatelskiej Paweł Lech.
- Dla mnie to oczywiste, że taki nocny zakaz sprzedaży alkoholu na terenie całej Warszawy lub w poszczególnych dzielnicach doprowadziłby do powstania nielegalnych punktów sprzedaży alkoholu. Życie nie zna próżni, myślę, że chodziłoby nie tylko o nielegalną sprzedaż alkoholu, ale także rozwinęłaby się bardziej sieć sprzedaży narkotyków. To nie jest tak, że kiedy czegoś zabronimy, to nikt nie będzie omijał tego zakazu – mówi Raportowi Warszawskiemu Paweł Lech.
- Pamiętam czasy, kiedy było ograniczenie sprzedaży alkoholu i to nie przynosiło nic dobrego. Nie ograniczało to sprzedaży alkoholu, a wręcz przeciwnie. Ci, którzy chcieli i tak się zaopatrywali w alkohol. Ja wtedy nie miałem 18 lat i nie mieliśmy z kolegami żadnego problemu, by kupić alkohol. Obecnie myślę, że sprzedawcy jednak pilnują, by sprzedawać go jedynie pełnoletnim. Widać, jak często żądają okazania dowodu osobistego. W mojej ocenie ten mechanizm dobrze działa i nie powinniśmy go zaburzać – dodaje radny.
Paweł Lech zaznacza jednak, że jest zwolennikiem punktowego wprowadzenia nocnej sprzedaży alkoholu w Warszawie. Według niego powinien on dotknąć sklepów działających w okolicach bulwarów wiślanych, choć takie rozważania, póki co mogą odbywać się jedynie na poziomie teoretycznym. Wszystko przez to, że obecnie prawo pozwala na wprowadzenie takich przepisów tylko na poziomie jednostki pomocniczej miasta, czyli w przypadku Warszawy musi być to co najmniej obszar całej jednej dzielnicy. „Należałoby zmienić tę ustawę tak, by można było wprowadzić w Warszawie te ograniczenia na mniejszym obszarze niż dzielnica” – podsumowuje radny.
Zamiast zakazów i ograniczeń polityk Koalicji Obywatelskiej proponuje skupienie się na usprawnieniu straży miejskiej, policji, a także na „wychowaniu dzieci w taki sposób, by pokazywać im inne wzorce niż spożywanie alkoholu”.
„Pijemy jak w czasach najgorszego PRL-u”
Krzysztof Michalski twierdzi z kolei, że nocne ograniczenie sprzedaży alkoholu byłoby krokiem w dobrym kierunku, a przykłady innych miast w Polsce pokazują pozytywny wpływ tego rozwiązania na zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców
- Lepiej jest chociażby w Krakowie. Spada liczba interwencji służb, aktów wandalizmu, zaśmiecania okolicy, gdzie odbywa się sprzedaż. Nie ma doświadczeń innych miast takich, że gdzieś nagle wykwitają nielegalne punkty sprzedaży alkoholu. Widzę same plusy takiego rozwiązania. Do dyskusji są godziny obowiązywania przepisów, a także granice, w których ograniczenie miałoby funkcjonować. Obecnie prawo w Warszawie pozwala na ograniczenie takiego obszaru tylko do jednej dzielnicy. Obawiamy się, że takie rozwiązanie nie do końca się sprawdzi, bo dawałoby możliwość szybkiego przejazdu do otwartego sklepu w innej części miasta. Natomiast rozwiązanie pilotażowe obejmujące Pragę i Śródmieście byłoby akceptowalne – stwierdza Michalski.
W Warszawie zdania na temat wprowadzenia nocnego ograniczenia sprzedaży alkoholu są podzielone, jednak dr Katarzyna Obłąkowska, która razem z dr. Arturem Bartoszewiczem stworzyła raport „Polska zalana piwem”, nie ma wątpliwości, że te przepisy powinny wejść w życie jak najszybciej. Podkreśla ona, że dziś Polacy konsumują alkohol w dramatycznych ilościach, a statystyki przywołują na myśl najciemniejsze karty historii PRL. Od 1982 roku, kiedy wprowadzono w Polsce Ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, wskaźnik spożycia alkoholu spadał, aż do roku 2001, kiedy to przeciętny Polak wypił mniej niż 8 litrów czystego alkoholu. Wtedy przyszły zmiany w prawie, najpierw zezwolenie na reklamę piwa, która potem została jeszcze dodatkowo zliberalizowana, a następnie na kilka lat obniżenie akcyzy na wyroby spirytusowe. Do dziś w Polsce podatek akcyzowy na alkohol w piwie jest tak skonstruowany, że jest on około 4 razy niższy niż w innych wyrobach alkoholowych.
- Nocne ograniczenie sprzedaży alkoholu w Polsce to bardzo dobre rozwiązanie, które może zmniejszyć spożycie alkoholu. Obecnie sytuacja jest dramatyczna, teraz przeciętny Polak w wieku 15 lat i więcej wypija prawie 12 litrów czystego etanolu rocznie. Co gorsza, osoby, które kupują alkohol w nocy zazwyczaj już wówczas są pijane. Zatem nocna sprzedaż alkoholu zwiększa ryzykowne i szkodliwe spożycie alkoholu, a zakaz sprzedaży byłby pozytywnym narzędziem na drodze zmniejszenia spożycia alkoholu przez Polaków – mówi Raportowi Warszawskiemu dr Katarzyna Obłąkowska.
Obecnie w Polsce mamy spożycie alkoholu na poziomie z 1981 roku, kiedy to mówiono, że władza rozpija naród, by było łatwiej nim rządzić. W niektórych krajach Europy od lat obowiązują przepisy, które mają na celu walkę z nadużywaniem alkoholu przez społeczeństwo, jak przekonuje dr Katarzyna Obłąkowska, Polska również powinna rozważyć zaostrzenie przepisów.
- Działa to na Litwie, dzięki czemu w ciągu ostatnich lat mocno spadło tam spożycie alkoholu. 10 lat temu spożycie alkoholu na osobę wynosiło tam prawie 15 litrów na osobę w wieku 15 lat i więcej. W tamtym czasie rozpoczęto działania, aby zatrzymać ten dramatyczny stan. Aktualnie obowiązuje tam zakaz reklamy alkoholu, zakaz informowania o promocjach cenowych na alkohol, zakaz nocnej sprzedaży alkoholu, a także zakaz sprzedaży alkoholu do 20. roku życia. Od tamtej pory spożycie spadło o ponad 3 litry na osobę. Konsekwentną i przemyślaną politykę alkoholową od dawna prowadzi też Norwegia i spożycie wynosi tam około 6 litrów na osobę. Podobnie dzieje się we Włoszech, tam problem był bardzo poważny. W 1961 r. spożycie roczne etanolu na osobę 15+ wynosiło ponad 19 litrów, a dziś w tym kraju oscyluje ono w okolicy 8 litrów na osobę – podkreśla Katarzyna Obłąkowska.
- Musimy w tej chwili jako Polacy także podjąć tę walkę po to, by być zdrowym społeczeństwem i dla dobra naszej przyszłości - dodaje.
Napisz komentarz
Komentarze