„Przeciwko wszystkim imperiom” – głosił napis wysprejowany na cokole postumentu. Obok namazano jeszcze literę „A” w kółku – symbol anarchii. Na razie nie wiadomo kto dopuścił się tego wandalizmu, policja ustala przebieg zdarzenia. Wiadomo, że sprawców było dwóch, a sytuacja miała miejsce około czwartej nad ranem w ostatnią niedzielę września.
Poprzednia, bardziej medialna dewastacja pomnika, wydarzyła się w Dzień Kobiet, 8 marca. Tym razem nie było żadnych wątpliwości, kto odpowiadał za to zniszczenie. Były to aktywistki z „Ostatniego pokolenia”, które nie tylko nie uciekły z miejsca zdarzenia, ale nagrały i udostępniły film, w którym widać jak oblewają pomnik pomarańczową farbą. Jak mówiły, był to rodzaj happeningu mającego zaalarmować społeczeństwo o postępujących zmianach klimatycznych.
Grupa ta znana jest z radyklanych działań, np. zablokowania ruchu na Trasie Łazienkowskiej czy przerwania koncertu w Filharmonii Narodowej. Działa też w innych państwach, np. w Niemczech, gdzie członkowie tej grupy oblali zupą obraz Moneta, czy we Francji – tu z kolei oberwało się „Słonecznikom” van Gogha (na szczęście obrazy były za szybami).
Warszawskie działaczki tłumaczyły, że nie zniszczyły pomnika, bo użyły do swojej akcji kredowej farby pomarańczowej, która miała być łatwo zmywalna. O ile jednak z figury Syrenki, która jest wykonana z brązu, udało się usunąć dość łatwo farbę, o tyle cokół z piaskowca nie miał tyle szczęścia i trzeba było przeprowadzić prace konserwatorskie, które tylko częściowo usunęły ślady farby.
Teraz ponownie Syrenkę, a dokładnie postument, na którym stoi, czeka czyszczenie. Zgodę i zalecenia musi wydać Wojewódzki Konserwator Zabytków, bo pomnik jest w rejestrze zabytków.
Nad samymi aktywistkami zebrały się jednak czarne chmury. Kilka dni temu Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła dwóm działaczkom zarzuty uszkodzenia mienia o wartości ponad 360 tys. zł. Śledczy konsultowali sprawę z konserwatorem zabytków i biegłym z zakresu kamieniarstwa. Okazało się, że farba wniknęła w strukturę piaskowca, co wymaga dalszych specjalistycznych prac konserwatorskich. Za uszkodzenie zabytku grozi im od od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Aktywistki nie przyznają się do winy.
„Symbol walczącej Warszawy stał się celem”
Paradoksem jest, że to właśnie pomnik Syrenki warszawskiej - symbol walczącej Warszawy stał się celem działań osób, które w ten sposób chcą zamanifestować swoje poglądy. Szkoda tylko, że za cel biorą sobie niewinne zabytki.
Gdyby jednak ten akt wandalizmu, dotyczył mniej drogiego sercom warszawiaków pomnika, dewastacja ta nie wywołałaby być może tak powszechnego oburzenia. Trudno bowiem o bardziej ikoniczny emblemat stolicy od syrenki. Jej wizerunek widnieje w herbie miasta, w logotypie stolicy, umieszczony jest na siedziskach komunikacji miejskiej. Syrenką oznakowane są latarnie czy słupki miejskie, widnieje wreszcie ona w licznych dekoracjach malarskich, mozaikowych i innych umieszczanych na elewacjach kamienic czy bram.
Nawet pomników Syrenki doczekaliśmy się dwóch – tak ważny jest to symbol miasta. Pierwszy, zaprojektowany przez Konstantego Hegla powstał w 1855 r. i znajduje się w Muzeum Warszawy (jego kopia na Rynku Starego Miasta). Drugi, którego dotyczy felieton, autorstwa Ludwiki Nitschowej powstał w 1937 r. Pozowała do niego Krystyna Krahelska ps. „Danuta” – walcząca w Armii Krajowej, uczestniczka powstania warszawskiego, która zmarła 1 sierpnia 1944 r., gdy ratowała życie rannego kolegi.
Pomnik został ustawiony nad Wisłą na początku kwietnia 1939 r. i przetrwał tam całą wojenną zawieruchę – był niemym świadkiem śmierci miasta, ale tez jego odrodzenia. Syrenka miała sporo szczęścia, gdyż nie podzieliła losu wielu innych pomników warszawskich, które zostały zniszczone przez okupanta (m.in. Chopina, Mickiewicza, księcia Poniatowskiego). Po wojnie co prawda trzeba było uzupełnić liczne postrzeliny na pomniku (wykonała to jeszcze przedwojennna firma braci Łopieńskich), ale przetrwał on okrutną rzeź miasta. Pomogło mu w tym usytuowanie, przy linii brzegowej, która w 1944 r. stanowiła linię frontu niemiecko-radzieckiego.
Atak na pomnik Syrenki nie mógł przejść zatem bez echa (swoją drogą o to właśnie chodziło aktywistkom). Podniosło się tak wiele głosów sprzeciwu wyrażających oburzenie i gniew, wymienię tylko kilka przykładów:
- „Wandalizm w czystej postaci i brak szacunku”,
- „Idiotyczna i szkodliwa forma protestu!”,
- „Swoją drogą, jak wiele głupoty, cierpienia i zła widziała Syrenka od 1939 r.”.
Aktywiści z "Ostatniego Pokolenia" odpowiadają – co po naszych pomnikach czy dziełach sztuki, jak niedługo będziemy mieć kryzys związany z dostępem do wody i żywności. Mocny głos wypowiedziany w mocny sposób. Czy jednak cel uświęca środki?
W moim przekonaniu nie w tym wypadku, i w żadnym innym, gdy w grę wchodzi niszczenie zabytków, czy symboli, które są drogie dla jakiejś grupy społeczeństwa. Przemoc rodzi przemoc. Paradoksalnie działacze tej grupy mogli osiągnąć efekt odwrotny od zamierzonego: dać oręż sceptykom zmian klimatycznych do wepchnięcia wszystkich ludzi, którzy walczą o zmianę polityki wobec środowiska i jego degradacji, do jednego worka z napisem: „klimatyczni oszołomi”. Nie tędy droga Panowie i Panie! Zabytki są całkowicie niewinne i nie mogą być zakładnikami jakichkolwiek idei czy ideologii. Upominajmy się o przeciwdziałanie zmianom klimatycznym, ale nigdy nie kosztem naszego wspólnego dziedzictwa.
Napisz komentarz
Komentarze