Reklama
ReklamaBanner

Filip Frąckowiak: Wokół Muzeum Sztuki Nowoczesnej

- Przez lata wielokrotnie podawałem w wątpliwość sens budowy wielkiego muzeum sztuki nowoczesnej, w sytuacji gdy 300 metrów dalej (w prostej linii) jest Zachęta, galeria poświęcona sztuce współczesnej a na południu Śródmieścia jest ogromny Zamek Ujazdowski – Centrum Sztuki Współczesnej - pisze Filip Frąckowiak, w felietonie dla Raportu Warszawskiego.
Widok na Pałac Kultury z okien-ram MSN
Widok na Pałac Kultury z okien-ram MSN

Autor: Maciej Gillert / Raport Warszawski

Nie lubię tłumu. W szczególności gdy zgromadzenie zaburza mi możliwość oceny przedmiotu jego zainteresowania. Zwykle tak bywa podczas pojawienia się nowych przedsięwzięć, których urody, zasadności powstania i użyteczności nie da się ocenić w sposób nawet „subiektywnie obiektywny”. Mam tu na myśli własny, lecz jednak wypowiedziany w sposób racjonalny punkt widzenia. Dlatego z przykrością informuję, że nie odwiedziłem dotąd Muzeum Sztuki Nowoczesnej. 

Nie odwiedziłem także kładki pieszo-rowerowej w pierwszych dniach jej działania. Kładkę mam już za sobą a Muzeum odwiedzę wkrótce. Na razie jednak, poczekam aż ogólne wzburzenie i podniecenie się uspokoi. W szczególności oceny typu „To najnowocześniejsze muzeum w Europie a warszawa wreszcie jest stolicą kultury” lub „Ten budynek to kontener mieszkalny dla budowlańców”. Ponieważ jednak, termin mojego felietonu przypadł na tydzień bezpośrednio po otwarciu MSN, pozostałem bez wyjścia wobec ogólnego szumu pod hasłem: kto się nie wypowie o MSN ten „trąba”.

Widok na fasadę MSN / fot. Maciej Gillert, Raport Warszawski

Czy wielkie muzeum jest potrzebne?

Przez lata wielokrotnie podawałem w wątpliwość sens budowy wielkiego muzeum sztuki nowoczesnej, w sytuacji gdy 300 metrów dalej (w prostej linii) jest Zachęta, galeria poświęcona sztuce współczesnej a na południu Śródmieścia jest ogromny Zamek Ujazdowski – Centrum Sztuki Współczesnej. (Tak, tak, dostrzegam różnice w definicjach sztuki współczesnej i nowoczesnej). 

Okazuje się jednak, że Polska sztuką stoi, skoro potrzeba aż tylu przestrzeni ekspozycyjnych dla twórców ostatnich dekad. Jakby tego było mało, to nowe nurty znajdą także  swoje miejsce w Muzeum Narodowym. Ta ostatnia instytucja traci jednak rangę w ostatnich latach. Bo chociaż wystawy są ciekawe, to jak na najważniejsze polskie muzeum, jest ono liche. Być może przejmie skrzydło po Muzeum Wojska Polskiego. Jednak, jeszcze w pierwszej połowie tego roku, dyrektor MWP nie był w stanie wskazać kiedy nastąpi przeniesienie całości eksponatów na Cytadelę. 

Wracając, do MSN… Wielu wzburzyło to, że Muzeum Sztuki Nowoczesnej poddane zostało różnorodnej krytyce. Począwszy od wydanej kwoty, niezwykle długi czas jego tworzenia i budowy, przez kreację architektoniczną a kończąc na otwierającej wystawie czasowej. Nie spodziewałem się niczego innego jak kłótni o muzeum. Również jestem zdania, że byłoby się od czego „odbić” w historycznej architekturze, aby pokazać skok z przeszłości w przyszłość a nie pójść po prostej linii modyfikacji (neo)modernizmu. To z mojej perspektywy jest jednak najmniejszy problem. 

Jasność bryły postrzegam za jej największy atut. Być może jest to nawiązanie do „białej” Zachęty – czyli właśnie skok ze współczesności w przyszłość. Na przykład, sama Zachęta była kontrastem pomiędzy architekturą neorenesansową a sztuką współczesną w środku. Już wtedy, na początku XX w., sztuka zaczynała się robić dziwna, choć nadal jej kreowanie było… sztuką. Jednakże do czego mieliby nawiązać architekci MSN w okolicy Placu Defilad? Mając do wyboru, socrealizm czasu stalinizmu lub tzw. Ścianę Wschodnią - wybrali to drugie. Proste formy geometryczne i absolutny minimalizm dekoracyjny.

Inną kwestią jest to, co będzie prezentowane w środku. Jak już napisałem, wystawy bieżącej jeszcze nie widziałem a przyszłej, stałej jeszcze nie ma. Trudno komentować. Ale zostaliśmy już przyzwyczajeni do „performance art”. Krzesło, jakaś wisząca szmatka albo telewizory pokazujące ludzi snujących się w pustych przestrzeniach.

Klatka schodowa MSN / fot. Maciej Gillert, Raport Warszawski

Sztuka zachęca do błahego traktowania?

[A teraz krótka podróż wstecz] Choć byłem w przeszłości uczniem liceum sportowego, mnie i kolegów ciągnęło do sztuki. Dlatego regularnie odwiedzaliśmy muzea i kina. Jakoś tak w 1997 (miałem 17 lat), w Zachęcie była wystawa prezentująca m.in. ściankę, do której przytwierdzono wielki klucz zegarowy. Ten klucz nieustannie kręcił się. Nie do końca wiedzieliśmy, co autor miał na myśli. Ja interpretowałem to tak, że czas biegnie nieubłaganie i nigdy nie przestaniemy nakręcać naszego życia i uzależniać się od czasu. Tyleż prawdziwe, co banalne. Tymczasem, trzech innych, nam podobnych, których ciągnęło do sztuki, odnalazło źródło zasilania klucza. Cóż więcej powiedzieć niż to, że czas stanął. Po latach, z kolegami uznaliśmy tamto zachowanie za karygodne. Nie mogliśmy jednak pozbyć się myśli, że demokratyzując sztukę i oddając do dyspozycji jej amatorów coś tak banalnego jak współczesne wytwory, zachęca się do jej błahego traktowania.

Cała ta dyskusja bierze się jednak z anihilacji sztuk wszelkich – może z wyjątkiem popkultury. Ten obszar ma się świetnie. Uznając wrażliwość artystów, żyjąc w epoce przekonania o wolności sztuk i o tym, że twórca najpierw kreuje własną przestrzeń, aby potem uwolnić drzemiący w nim potencjał, obawiam się, że mamy do czynienia z obniżeniem poprzeczki i przesadnym rozszerzeniem definicji sztuki. Szerokie ramy tego, co akceptowane jako sztuka, pozwalają na to, by społeczeństwo mogło samodzielnie i nie znosząc sprzeciwu, ocenić co nią jest. Tak zresztą dzieje się w rozgorączkowanej dyskusji o MSN. Mogą to zrobić miliony Polaków a nie jedynie kurator wystawy.

Sztuka zawsze wymykała się próbom zamykania w sztywnych ramach definicji. Jeszcze bardziej twórczość. Trudniej jest coś bezspornie zakwalifikować jako dzieło niż określić definicję sztuki. Dawno już odeszliśmy od antycznego rozumienia sztuki, gdy ta jeszcze nie miała artystycznych konotacji a wiązała się jedynie z umiejętnym wytworzeniem czegoś. To, przez wieki, doprowadziło artystów do dezorientacji. W XIX wieku powstał nurt „sztuki dla sztuki” - tworzenia dla tworzenia, tak aby artysta nie był skrępowany otaczającą go rzeczywistością. I tak powstały dzieła, które nie służą niczemu. Jeszcze wtedy kogoś to mogło zaskoczyć. A dziś? Nie sądzę. Wszyscy już zobaczyliśmy tyle prowokacji, że może czas wrócić do sztuki tworzenia.

Kiedy przypominam sobie lament nestorek rodów na widok sztuki nowoczesnej: „Mój Ty Boże. Koniec świata!”, to słyszę w tym prostą definicję atrofii architektury, debetu rzeźby, amputacji teatru, pierwiastka z malarstwa.

Więc taka konserwa jak ja, może tylko prosić władze MSN, aby zajrzały w głąb przeszłości i rozważyły takie nazwiska jak: Abakanowicz, Beksiński, Giger, Mitoraj, Rosiński...

Ankieta: Jak oceniacie bryłę MSN?

Wkrótce otwarcie nowego budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Co sądzicie o wyglądzie MSN?

To świetna bryła - takich w Warszawie brakowało
17%   (1 głos)
Budynek MSN przypomina pudełko - taka architektura nie pasuje do centrum
67%   (4 głosy)
Budynek MSN powinien mieć co najmniej 250 metrów wysokości i przysłonić Pałac Kultury
17%   (1 głos)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Czytelnik 09.11.2024 22:50
Nie na temat Muzeum, ale słów kilka o sztuce nowoczesnej. Widziałem dwie, napisane około 150 lat temu, klasyczne opery w scenerii i strojach, jakby rozgrywały się w korporacyjnym biurowcu, albo w autobusie komunikacji miejskiej. Być może komuś z widzów się podobało, ja już nigdy się nie skuszę.

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.