Reklama
ReklamaBanner

Patrycja Jastrzębska: Łucka płonęła dzień po dniu. Każdy wiedział, do jakiego finału to prowadzi

- Życzenia się nie spełniają. Nie te dotyczące ginących zabytków. Nie dalej niż dwa miesiące temu życzyłam Państwu, aby już żaden istotny obiekt zabytkowy w Warszawie nie został wyburzony. Tymczasem kilka tygodni temu zniknął prawie 200-letni dwór na Wyczółkach, a najstarsza kamienica na Woli została właśnie wykreślona z rejestru zabytków – pisze Patrycja Jastrzębska w felietonie dla Raportu Warszawskiego.
Patrycja Jastrzębska: Łucka płonęła dzień po dniu. Każdy wiedział, do jakiego finału to prowadzi
Dlaczego wciąż tracimy zabytki?

Autor: MWKZ

Zaniedbywany od lat 

Dwór na Wyczółkach został wyburzony po cichu. Dokonaniu rozbiórki bez świadków sprzyjało peryferyjne położenie budynku, przy ślepej i nieutwardzonej ulicy Łączyny na warszawskim Ursynowie. Gdy na miejsce przybyły zaalarmowane służby konserwatorskie, zastały już tylko same fundamenty oraz kilka ocalałych reliktów budynku. 

Dworek miał nie tylko wartość historyczną - powstał na początku XIX wieku dla kasztelana Franciszka Kotowskiego - ale także kulturotwórczą. Był on bowiem związany z rodziną Skarbków, tą samą, u której w Żelazowej Woli mieszkali rodzice Fryderyka Chopina i gdzie przyszedł na świat słynny pianista.

Imię odziedziczył po ojcu chrzestnym Franciszku Skarbku, wybitnym ekonomiście, a także pisarzu, tłumaczu i malarzu. W latach młodości nauk udzielał mu Mikołaj Chopin, ojciec wirtuoza. Fryderyk Skarbek, kupił drewniany budynek, położony we wsi Wyczółki w 1842 r. W przeciągu lat dworek zmieniał kilkukrotnie właścicieli: przed wojną była to rodzina Beręsewiczów, która utraciła dobra wraz z wprowadzonym dekretem Bieruta. 

Źródło: Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków / Dwór przed zburzeniem

Dworek trafił do rejestru zabytków już 1952 r., a całe założenie parkowe w 1965 r. - a więc na fali pierwszych powojennych wpisów warszawskich zabytków. Jednak pomimo ogromnej wartości, nie miał szczęścia - najpierw zaniedbało go miasto, potem spadkobiercy gdy w połowie lat 90. odzyskali budynek. 

Nie można jednak powiedzieć, że zabytkowym dworem nikt się nie interesował. Wzmożone próby jego ratowania można było zaobserwować od kilkunastu lat. I to jest w tej całej sprawie chyba najsmutniejsze, mimo zaangażowania służb konserwatorskich, radnych dzielnicy Ursynów oraz innych podmiotów, finał dla dworu jest tragiczny. 

W historii związanej z jego ratowaniem mamy bowiem obfitość stosowania różnych narzędzi, które mają do dyspozycji konserwatorzy zabytków. Wobec właściciela były wydane wielokrotnie nakazy o zabezpieczenie budynku, wobec niestosowania się do nich nakładano kary pieniężne (inna kwestia to ich egzekwowanie i wysokość). Właściciel odwoływał się do sądu, zabawa w kotka i myszkę trwała w najlepsze. Były nawet, podobno, pomysły na zakup dworku przez Miasto, wprowadzenie inwestora zastępczego czy też wykup przez agencję rządową. Jednak żaden z tych pomysłów nie został zrealizowany. 

  • A to na przeszkodzie stanęła zmiana ustroju Miasta (2002 r.), 
  • a to przy wprowadzeniu inwestora zastępczego - m.st. Warszawa – na drodze stanął wojewoda mazowiecki (przekazując prerogatywy stołecznego konserwatora - mazowieckiemu konserwatorowi), 
  • a to z kolei właściciel nie przyjął proponowanej za nieruchomość ceny. 

W 2020 r. inwestor uzyskał dotację w wysokości 120 tys. zł na projekt i kosztorys remontu od Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (MWKZ), wówczas prof. Jakuba Lewickiego. Wydawało się, że sprawy idą w dobrym kierunku. Jednak po początkowym zabezpieczeniu obiektu - właściciel przerwał prace i nic nie pomogła kara nałożona przez urząd konserwatorski w śmiesznej kwocie 10 tys. zł. 

Autor: Paweł Lenarczyk / Tak obecnie wygląda dwór

Gdy wydawało się, że system kar i zachęt się wyczerpał, właściciel w 2022 r. uzyskał od MWKZ pozwolenie na rewaloryzację i remont dworu zakładającą częściową rozbiórkę obiektu i jego rekonstrukcję. Pomimo zawartych w decyzji warunków, właściciel nie poinformował MWKZ o rozpoczęciu… rozbiórki obiektu. Bez stosownych uzgodnień zutylizował większość pierwotnej substancji budowlanej dworu (prace zgodnie z pozwoleniem miały się toczyć pod nadzorem konserwatorskim). 

Obecnie Marcin Dawidowicz, Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków, wstrzymał prace i jak informuje: 

Na chwilę obecną wszelkie prace zostały wstrzymane i będziemy dążyć do wydania nakazu przywrócenia budynku do pierwotnej formy. Jednocześnie prowadzimy analizy prawne dotyczące nieprawidłowości związanych zarówno z realizacją wydanego pozwolenia, jak również samej jego konstrukcji pod kątem przekroczenia uprawnień organu.”

Najstarsza kamienica na Woli 

Inną metodę na pozbycie się kłopotliwego zabytku zastosował właściciel najstarszej kamienicy na Woli położonej przy ul. Łucka 8. Zawnioskował do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o wykreślenie z rejestru zabytków obiektu ze względu na utratę wartości zabytkowych, do której to utraty… sam doprowadził poprzez wieloletnie zaniedbania. Zresztą sprawa kamienicy przy Łuckiej jak w soczewce pokazuje anomalia i luki w systemie ochrony zabytków.

Kamienica już w 1992 r. trafiła do rejestru zabytków, staraniem społeczników: Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy „ZOK”. Podkreślano, że jest to najstarsza zachowana kamienica czynszowa na Woli. Jednopiętrowy budynek z przejazdem bramnym, mansardowym dachem z ulokowanymi w nim mieszkaniami stanowił relikt dawnej zabudowy czynszowej, ukazującej starszy typ budownictwa kamienicznego. 

Kamienica powstała w 1878 r. dla kupca żydowskiego Abrama Ajzykowa Włodawera, który od zachodu dobudował do niej oficynę. Budynek przetrwał wojenną pożogę - jako jeden z nielicznych zachowanych kamienic na ulicy Łuckiej. Tak, jak większość czynszówek na Woli, w okresie PRL-u, choć zamieszkały, nie był remontowany, co więcej skuto i tak już skromne dekoracje.

fot. Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków

Miasto nie dbało o swoją własność także w latach 90. i później. Co więcej, w 2011 r. wolski Zakład Gospodarowania Nieruchomościami będący zarządcą nieruchomości wystąpił do Ministerstwa o skreślenie kamienicy z rejestru (wniosek oddalono). ZGN nie podejmował też remontów i nie stosował się do konserwatorskich nakazów zabezpieczenia obiektu. W 2012 r. kamienica na fali reprywatyzacji trafiła do prywatnych właścicieli, już bez lokatorów (choć Ci nadal zamieszkiwali przylegającą oficynę). Od tamtej pory przyśpieszyła agonia budynku. 

Był taki czas, że do gaszenia pożarów w budynkach straż pożarna przyjeżdżała kilkanaście razy w ciągu miesiąca. Łucka płonęła dzień po dniu. Każdy wiedział, do jakiego finału to prowadzi, ale nikt nie był w stanie na właścicielu wyegzekwować zabezpieczenia budynku, o co występowali zarówno stołeczny konserwator zabytków, Michał Krasucki, jak i mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków, prof. Jakub Lewicki. 

Sprawy domniemanych podpaleń zgłaszano do prokuratury, ale wobec niemożności wykrycia sprawców - umarzano je. Służby konserwatorskie nakładały grzywny za niestosowanie się do zaleceń konserwatorskich - właściciel się odwoływał. Ten ping-pong między stronami trwał, a budynek ulegał coraz większej destrukcji. Po kolejnym pożarze zawaleniu uległ dach - co spowodowało agonię kamienicy w sposób przyspieszony. 

W kwietniu 2020 roku w Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków oficyny przy Łuckiej 10 i 12 przylegające do kamienicy Abrama Włodawera zostały wyburzone, mimo że figurowały w gminnej ewidencji zabytków. Inwestor (spółka JM Invest) nie poniósł za to żadnych konsekwencji.

Nikt zatem nie miał wątpliwości co do zamiarów właściciela. Zresztą on sam się z tym nie krył. W 2017 r. wystąpił do MKiDN, Generalnego Konserwatora Zabytków, o wykreślenie obiektu z rejestru. Resort odmówił, podobnie jak zrobił to w 2012 r. i 2013 r., gdy trafił do niego podobnej treści wniosek. A właściciel … oczywiście nie dał za wygraną. 

Nie będę Państwa zanudzać wyliczaniem, ile razy sprawa była kierowana do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA), potem do Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA), który nakazywał Ministerstwu ponowne rozpatrzenie sprawy. Urzędnicze przepychanki trwały w najlepsze, a… budynek niszczał. W końcu właściciel dopiął swego: 9 października 2024 r. MKiDN wykreśliło kamienicę przy ulicy Łuckiej 8 z rejestru zabytków. Formalnie obiekt przestał być chroniony prawem. 

Właściciel już tylko czekał na czystą formalność - wniosek do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o pozwolenie na rozbiórkę obiektu. I stałoby się to niechybnie, gdyby nie interwencja organizacji pozarządowych: Stowarzyszenia „Masław” oraz Obrońców Zabytków Warszawy, które złożyły do Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wniosek o wpis reliktów kamienicy do rejestru zabytków (pisma w tej sprawie złożyli także Burmistrz Dzielnicy Wola i Stołeczny Konserwator Zabytków). MWKZ wszczął postępowanie administracyjne w sprawie wpisu do rejestru zabytków reliktów kamienicy przy ul. Łuckiej 8, co de facto blokuje inwestora w rozbiórce budynku, przynajmniej formalnie.

Potrzeba zmian systemowych

Jak Państwo widzicie, zwrotów akcji w tych dwóch historiach umierania warszawskich zabytków było wiele i nie powstydziłby się ich brazylijski serial. Szkoda tylko, że to nie filmowa fikcja a realne życie pisze takie scenariusze. Choć, powiedzmy to sobie otwarcie, są one możliwe, bo ramy, w których funkcjonują zabytki, na to pozwalają. Inaczej mówiąc, system ochrony zabytków wymaga korekty. Bo dwór na Wyczółkach i kamienica przy Łuckiej 8 jest w szerszym wymiarze opowieścią o tym samym: o braku skutecznej ochrony zabytków.

Właściciel, jeżeli się uprze, jest w stanie doprowadzić do wyburzenia zabytku lub skreślenia go z rejestru, przy okazji unikając zapłaty wszelkich możliwych grzywien nakładanych na niego przez służby konserwatorskie za niewywiązywanie się z nakazów remontu budynku. Jednocześnie, co też warto podkreślić, system finansowania i grantów na remonty zabytków jest dla właścicieli dalece niewystarczający. 

Trzeba nam zmian systemowych, a nie działania w systemie gaszenia pożarów. Bo jak pokazują dobitnie wymienione wyżej przykłady same dobre chęci nie wystarczą - bo epilog będzie smutny jak w bajce Kraszewskiego: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.