W piątek 17 stycznia w Sądzie Okręgowym w Warszawie zapadł wyrok ws. zabójstwa i zgwałcenia obywatelki Białorusi Lizy. 23-letni Dorian S. otrzymał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności, w systemie terapeutycznym. Dodatkowo sąd ustanowił zadośćuczynienie dla rodziny ofiary w wysokości 200 tys. zł. Takiego wyroku domagali się m. in. prokurator oraz pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych.
- Po napaści seksualnej na Lizę, oskarżony odszedł spokojnym krokiem. Zostawił ją tam, w bramie posesji. Jak sam zeznał, już wówczas myślał, że kobieta nie żyje. O oskarżonym należy jak najszybciej zapomnieć, aby nie inspirowała kolejnych działań. Oskarżony w końcu zgwałcił nieprzytomną kobietę - powiedział sędzia Paweł Dobosz.
Rozprawa była podzielona na część jawną — w której ogłoszono wyrok, oraz niejawną. W niej to przedstawione zostało ustne uzasadnienie wyroku.
- Sąd nie dopuści do tego, aby w internecie rozpętał się lincz na oskarżonego, jaki miał miejsce w przypadku informacji o śmierci Lizy. Oskarżony obdarł z niej młodą Lizę. Dlatego uzasadnienie będzie niejawne – dodał sędzia.
- Kara, choć dla niektórych może być zbyt ostra, jest świadectwem słabości państwa i społeczeństwa. Wyrok życia Lizie nie przywróci. Do takiej zbrodni nie powinno nigdy dojść! Rodzina, szkoła, instytucje społeczne, działają tak, aby ukształtować człowieka szanującego wolność drugiego człowieka. Dlatego ta sprawa wykracza poza pojedyncze motywy Doriana S.
Przebieg tragicznych zdarzeń
Elizawieta przyjechała do Polski jako uchodźczyni z Białorusi. W niedzielę 25 lutego 2024 r. rano została znaleziona naga i nieprzytomna w bramie posesji przy ul. Żurawiej w centrum Warszawy. Dozorca, który ją znalazł, wezwał pogotowie i policję. 25-latka w stanie krytycznym trafiła do szpitala, gdzie zmarła 1 marca.
- Po napaści seksualnej na Lizę, oskarżony odszedł spokojnym krokiem. Zostawił ją tam, w bramie posesji. Jak sam zeznał, już wówczas myślał, że kobieta nie żyje. O oskarżonym należy jak najszybciej zapomnieć, aby nie inspirował kolejnych działań - powiedział sędzia Paweł Dobosz.
Sprawa wstrząsnęła całą Polską. Kilka dni po śmierci Lizy w stolicy zorganizowano marsz milczenia, w którym wzięły udział setki osób. Marsze odbyły się też w innych miastach, m.in. Poznaniu i Wrocławiu.
Oskarżony przyznał się do popełnienia czynu, ale nie przyznał się do faktu, że chciał zabić swoją ofiarę.
- Biorąc pod uwagę dowody, jakie zgromadzono, oskarżony doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich czynów. Chciał zgwałcić Lizę, chciał dokonać na niej rozboju, chciał ją zabić – powiedział sędzia.
W trakcie rozprawy sąd przytaczał zeznania oskarżonego: miałyby on zostać odurzony przed dwóch nieznanych mężczyzn – to z kolei byłoby bezpośrednią przyczyną napaści i morderstwa Lizy. Sąd uznał je za fałszywe usprawiedliwienie: przed prokuratorem i samym sobą.
Napisz komentarz
Komentarze