Miłosz Piotrowski: w ostatnich wyborach Lewicy udało się znacznie powiększyć liczbę radnych w Radzie Warszawy. To ostrzeżenie dla Rafała Trzaskowskiego i Koalicji Obywatelskiej?
Agata Diduszko-Zyglewska: To skutek tego, że pierwszy raz udało nam się rzeczywiście sprawić, że wszystkie lewicowe środowiska wystartowały na jednej liście. To fantastyczny progres, bo system D'Hondta działa tak, że osobno ciężko jest osiągnąć sukces. Rzeczywiście ludzie w Warszawie mają progresywne poglądy i my jako Lewica padamy ofiarą tego, że Rafał Trzaskowski jest postrzegany jako osoba o lewicowych przekonaniach. Myślę, że on prywatnie rzeczywiście jest dość progresywny, natomiast jest też wiceprzewodniczącym Koalicji Obywatelskiej, czyli partii centroprawicowej i w zarządzaniu miastem w dużej mierze realizuje liberalną agendę.
Dlatego Warszawa się rozwija, ale w kwestiach z lewicowej agendy czyli tych związanych z najbardziej podstawowymi potrzebami ludzi, jednak o wiele za wolno. To sprawy związane z dostępnością tanich mieszkań na wynajem, z czystym powietrzem, ze sprawiedliwym czyli uwzględniającym potrzeby różnych grup mieszkańców - podziałem przestrzeni w mieście.
Warszawiacy życzą sobie tych zmian, wiemy to z różnych badań. To, że mamy teraz ośmioosobowy klub jest odzwierciedleniem tego, że po prostu ludzie potrzebują reprezentacji takich poglądów i chcą stanowczych działań w tym progresywnym kierunku.
Skoro już ten sukces Lewica odniosła, to jaki jest najważniejszy temat, którym ten klub będzie chciał zająć się w Radzie Warszawy?
Jednym z takich absolutnie kluczowych tematów jest mieszkalnictwo. Polityka mieszkaniowa jest niestety porażką ekipy Rafała Trzaskowskiego. Nie udało się zrealizować planu, który on sam zapowiedział w 2018 roku i kryzys mieszkaniowy w Warszawie narasta, jest rzeczywiście bardzo źle. Nie tylko studenci i studentki mają ogromne kłopoty z wynajmem mieszkania ze względu na nieprzystępne ceny, ale także dorośli ludzie pracujący. Dotyczy to zwłaszcza zatrudnionych w budżetówce, czyli w sferze misyjnej, nauczycielek czy osób pracujących w instytucjach kultury.
Naprawdę nie może być tak, że dorosłej pracującej osoby nie stać a wynajem mieszkania a w tej chwili rozjazd między cenami najmu a pensjami w budżetówce jest taki, że owszem tak bywa. Miasto wciąż uszczupla swój zasób mieszkań komunalnych i nie ma odpowiednich wymagań wobec deweloperów. Dlatego kryzys mieszkaniowy w Warszawie niestety od lat narasta.
Bardzo się cieszę, że udało nam się przekonać dominujący klub, czyli Koalicję Obywatelską do tego, żeby Komisja Rozwoju Gospodarczego i Cyfryzacji zmieniła nazwę na Rozwoju Gospodarczego, Mieszkalnictwa i Cyfryzacji. Na jej czele stoi nasza przedstawicielka, radna Karolina Zioło-Pużak. I mamy nadzieję, że uda nam się skutecznie przekonać miasto do intensywniejszego powiększenia zasobu komunalnego, do większej aktywności, jeśli chodzi o mieszkalnictwo spółdzielcze, do korzystania też z programu rządowego, który umożliwia szybsze budowanie mieszkań, do intensywniejszego wzięcia odpowiedzialności za sytuację mieszkańców.
A jak według Lewicy powinna wyglądać relacja miasta z deweloperem?
Obecna relacja miasta z deweloperami jest dla nas niezrozumiała. Wiele razy mieliśmy poczucie, że umowy podpisywane z deweloperami są dla nich niesłychanie przyjazne, bywa że ze szkodą dla mieszkańców. Przykładem koronnym jest umowa z diecezją warszawską w sprawie Nycz Tower – w całym cyklu tekstów opisywał to portal śledczy OKO.PRESS. Pomimo negatywnych opinii wielu gremiów – architektów, ekologów, urbanistów, mieszkańców – wydano zgodę na tę budowę. Protestowaliśmy w tej sprawie jako radni lewicy na bardzo wielu szczeblach. Taka uległość wobec deweloperów - w sensie braku wymagań na rzecz mieszkańców nie ma sensu.
Nie mamy wątpliwości, że jeżeli ktoś chce budować w Warszawie, to powinien coś zrobić dla mieszkańców. Miasto powinno zadbać o to, żeby wzorem innych państw inwestorzy oddawali część mieszkań na potrzeby komunalne, żeby w budowanym osiedlu były usługi, szkoła czy przedszkole, powinny być też zapewnione przez dewelopera drogi.
Jesteśmy w Ministerstwie Kultury, gdzie od niedawna Pani pracuje, chciałem zapytać właśnie o tę kulturę. Ostatnio mieliśmy dużo protestów pracowników stołecznych muzeów, którzy domagali się podwyżek, domagali się lepszych warunków pracy. Czy Lewica ma dla nich jakąś propozycję?
Jestem też wiceprzewodniczącą Komisji Kultury w Radzie Warszawy, dlatego cieszę się, że udało mi się doprowadzić do spotkania między protestującymi związkami zawodowymi, a dyrekcją Biura Kultury. Miasto zaproponowało rekomendację, która w najbliższym czasie będzie zatwierdzona, mam nadzieję, przez Radę Miasta. Niestety nie jest to całkowite spełnienie postulatów związkowych, ale jest to krok naprzód i mam nadzieję, że rozmowy o kolejnych postulatach będziemy kontynuować przed uchwaleniem przyszłorocznego budżetu miasta. Na razie w części instytucji nastąpią podwyżki, które właściwie są wyrównaniem braku rewaloryzacji w kontekście inflacji i podwyżek z ostatnich lat. Miasto wskazuje na to, że jednym z problemów jest to, że są ogromne różnice w medianie wynagrodzeń pomiędzy różnymi instytucjami i to trzeba wyrównać. I ma rację, ale na tym etapie nie można się zatrzymać, bo ludzie pracujący w kulturze muszą móc godnie zarabiać.
Natomiast my jako Lewica, nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, że nie może trwać taka sytuacja, że ludzie kultury zarabiają pensje, które są na poziomie nieco wyższym od płacy minimalnej, bo jest to skandal. Kultura jest absolutnie kluczowym obszarem w mieście, jeżeli chodzi o budowanie tożsamości, budowanie nowoczesnego, odpornego na populizm społeczeństwa. Praca w kulturze jest bardzo ważna, bardzo misyjna i ci pracownicy powinni być właściwie, czyli godnie, wynagradzani. Dlatego będziemy kontynuować z Miastem rozmowę o tym jak skutecznie doprowadzić do większych podwyżek dla ludzi kultury, bo te obecne podwyżki rzeczywiście nie są wystarczające.
Wiele instytucji kultury w ostatnich latach podczas rządów Rafała Trzaskowskiego zmagało się z problemami lokalowymi. Co Lewica chciałby zmienić w tym temacie?
Polityka lokalowa musi się w Warszawie zmienić, ponieważ ona naprawdę jest w tej chwili zła. Widać to na przykład w Śródmieściu, stoją tam miesiącami puste lokale, które popadają w ruinę. Obecna polityka jest taka, że przy głównych ulicach nie ma zniżek dla organizacji pozarządowych i dla organizacji pożytku publicznego. Oznacza to, że nikt, kto robi świetne, sensowne, a więc niestety nie bardzo komercyjne rzeczy, nie ma szans na ich najem. Jest program Lokal na Kulturę, ale w ramach tego programu organizacje mogą się starać o lokale, które są zazwyczaj w niższym standardzie i nie przy głównych ulicach. Nie mamy wątpliwości, że powinna być pula takich lokali na kulturę właśnie wśród tych najlepszych, prestiżowych, widocznych dla mieszkańców, bo one po prostu działają też miastotwórczo, więc będziemy przekonywać władze Warszawy do zmiany myślenia o tym.
My realnie wspieramy takie instytucje i włączamy się w sytuacjach kryzysowych. Na przykład na Pradze-Północ udało nam się wspólnymi siłami razem z Porozumieniem dla Pragi i samymi artystami przekonać Miasto do zachowania wspaniałej Pracowni Wschodniej na placu Hallera. Jeżeli chodzi o Pragę-Północ, to muszę powiedzieć, że naprawdę mam ogromną nadzieję co do zmian w tej dzielnicy.
Z Lewicą w zarządzie Praga-Północ może przejść metamorfozę?
Udało nam się jako Lewicy zjednoczonej z ruchami miejskimi wprowadzić tam sporo radnych i mamy dwie osoby w zarządzie tej dzielnicy. Mamy lewicową wiceburmistrzynię, Annę Tomaszewską, mamy wiceburmistrza z Porozumienia dla Pragi. To są osoby, które od lat działają także na rzecz kultury na Pradze w sposób niesamowicie aktywny. I teraz te osoby są wreszcie we władzach tej dzielnicy. To wielka nadzieja na pozytywne zmiany na Pradze Północ. Może się tam wydarzyć pozytywna rewolucja, a w każdym razie ewolucja, i to się zaczyna dziać. To jest fantastyczna zmiana zrobiona oczywiście w porozumieniu z Koalicją Obywatelską, która ma tam burmistrzynię.
Lewica i ruchy aktywistyczne miały na sztandarach bezpieczeństwo na ulicach. Teraz mieliśmy groźny wypadek na Puławskiej, ale oczywiście ten problem z bezpieczeństwem dotyczy też innych ulic w całej Warszawie. Czy Lewica ma jakieś recepty na te problemy?
Ten przerażający wypadek na Puławskiej to jest pokłosie naprawdę niewyobrażalnego i niewyjaśnionego dla mnie oporu władz dzielnicy, a także władz miasta przed zmianami na tej ulicy. Ja jako radna od dobrych paru lat zajmuję się tą sprawą, napisałam mnóstwo pism, współorganizowałam wspólnie z Miasto jest Nasze i z warszawską Lewicą przejazdy rowerowe, protesty, konferencje. Włączyli się w to ludzie, którzy są osobami publicznymi, artyści, oni błagali o zmiany na Puławskiej. I przede wszystkim od lat o te zmiany proszą mieszkańcy, którzy piszą pisma, zabierają głos w kolejnych konsultacjach społecznych.
Jak wiemy, wydarzył się tam też wielki remont w związku z budową linii tramwajowej, przy okazji którego nie poszerzono chodników i nie dorobiono brakującego fragmentu drogi rowerowej. Jest to niesłychany absurd, którego nie możemy zrozumieć. Ten opór władz dzielnicy i władz miasta jest niezrozumiały. Co jeszcze musi się zdarzyć, żeby władze dzielnicy wysłuchały mieszkańców w tej sprawie?
Pewną nadzieję stanowi dla nas fakt, że warszawskimi ulicami będzie zajmował się Tomasz Tosza, który został wicedyrektorem w Biurze zarządzania Ruchem Drogowym. To świetny ekspert i liczymy na dobrą współpracę z nim w kontekście realizowania pomysłów, które sprawią, że przestrzeń w mieście będzie podzielona bardziej sprawiedliwie i bardziej racjonalnie – tak żeby na ulicach bezpiecznie czuli się piesi, seniorzy, dzieci, osoby z wózkami i na wózkach, rowerzyści.
Miasto nie jest jednym wielkim parkingiem, w którym wszystko ma być podporządkowane ruchowi prywatnych samochodów. Zwłaszcza że w dużej mierze to nie są auta mieszkańców, bo do Warszawy codziennie wjeżdża ponad milion aut, więc tę przestrzeń całego miasta zajmują nie tyle auta warszawiaków, co auta osób wjeżdżających spoza miasta. Warto stworzyć takie warunki, żeby część tych osób dla własnej wygody wolała zostawić auto na obrzeżach miast i dojechać do pracy szybko i wygodnie transportem publicznym. A te przeskalowane, gigantyczne ulice w centrum należy stopniowo przeprojektowywać tak, żeby było tam bezpieczne miejsce dla pieszych, żeby wszędzie były drogi rowerowe.
Ten potworny wypadek na Puławskiej jest pokłosiem tego, że na tej ulicy kierowcy często przekraczają prędkość, bo tak jest zaprojektowana, że do tego zachęca. Wiemy, że jest stanowisko Rady Dzielnicy w tej sprawie – radni dzielnicy apelują do Prezydenta o natychmiastowe zmiany na Puławskiej. My także, jako lewicowi radni miasta, apelujemy i będziemy też pisać do prezydenta o natychmiastowe zmiany na Puławskiej, po to, żeby uniknąć kolejnej tragedii na tej ulicy.
Wspomniała Pani o milionie samochodów, które wjeżdżają codziennie do Warszawy. Czy to nie jest też tak, że ta alternatywa w postaci komunikacji miejskiej jest po prostu zbyt słaba?
Warszawa chwali się tym, że ma najlepszą komunikację miejską w kraju. I myślę, że to prawda. Jednak to nie powinno być traktowane jako argument uzasadniający brak dalszego rozwoju, a tak bywa. My uważamy, że w myśleniu o komunikacji w Warszawie trzeba przestawić istotne akcenty. Bo na przykład wiadomo, że największe pieniądze i zainteresowanie jest związane z rozwojem sieci metra. Natomiast niestety ten rozwój sieci metra często łączy się z tym, że są redukowane inne sposoby komunikacji. Tak na przykład było na Bemowie, gdzie, kiedy wreszcie dotarło tam metro, a dokładnie jeden przystanek metra, zredukowano kursy autobusów jeżdżących po całej tej ogromnej dzielnicy. Co oznacza, że część mieszkańców pomimo tego, że dotarło tam metro, będzie korzystać z własnego auta, bo do stacji metra mają siedem przystanków autobusem, który jeździ co dwadzieścia minut a nie co pięć minut.
Rozwój jednego środka komunikacji nie może oznaczać redukcji innych, bo z przykładów wielu europejskich miast wiemy, że ludzie przesiadają się do komunikacji publicznej wtedy kiedy mają przystanek pod domem i czekają na nim nie dłużej niż 10 minut. Metro tego standardu nie zapewni. Dlatego trzeba – zwłaszcza w dzielnicach obrzeżnych - rozwijać linie tramwajowe, ponieważ są tańsze i łatwiejsze w budowie.
Bilety na komunikację miejską w Warszawie powinny być darmowe?
Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym jako klub w Radzie Warszawy, ale wiemy z doświadczeń innych miast, że całkowicie darmowy transport nie jest dobrym pomysłem i się nie sprawdza. Bilety muszą być, ale muszą być na tyle tanie, żeby transport publiczny był tańszą alternatywą wobec jechania własnym autem. Dlatego jako Lewica protestowaliśmy przeciwko próbom podniesienia cen na bilety przez prezydenta, ponieważ uważamy, że te obecne ceny są przyjazne. Miasto oczywiście dopłaca z budżetu do utrzymania transportu publicznego, tak jak dopłaca do edukacji czy ochrony zdrowia, ale nie ma w tym nic złego, bo przecież po to się składamy w podatkach na ten budżet, żeby właśnie transport publiczny jako jedna z kluczowych usług mógł być z niego finansowany.
Ostatnio dosyć duże kontrowersje wywołała decyzja Rafała Trzaskowskiego dotycząca krzyży w miejscach publicznych. To dobry ruch?
Jako Lewica i jako klub nie mamy żadnych wątpliwości, że instytucje publiczne zgodnie z naszą konstytucją muszą być neutralne religijnie, ponieważ w naszej konstytucji zapisano wolność światopoglądu, wyznania, sumienia i równość wszystkich wobec prawa a także rozdział państwa od kościoła. Zapisano także to, że państwo i jego instytucje nie mogą od nikogo wymagać ujawnienia swoich przekonań religijnych. Żeby każdy obywatel i obywatelka mogli się cieszyć tą wolnością, to sprawujący władze muszą zachować neutralność. Bo jeśli państwo czy miasto zaczyna „wyznawać” konkretną religię czyli obdarzać konkretny kościół przywilejami, to wolność obywateli natychmiast ulega ograniczeniu.
W niektórych instytucjach, takich jak na przykład szpital czy szkoła, jest to ważne także dlatego, że tak zwana „nauka” kościoła katolickiego jest zwyczajnie sprzeczna z nauką, jest sprzeczna z medycyną, jest sprzeczna z prawami człowieka w wielu punktach. Znaki i symbole religijne w tych instytucjach mogą być dla wielu pacjentów, uczniów, rodziców, czymś niesłychanie niepokojącym.
Przez Warszawę przetoczyły się protesty grupy Ostatnie Pokolenie, związane ze zmianami klimatu. Czy Lewica uważa te działania za słuszne, czy być może powinny one wyglądać nieco inaczej?
Moje osobiste poczucie jest takie, że ci ludzie mówią bardzo ważne rzeczy, dotyczące naprawdę alarmującej sytuacji związanej z katastrofą klimatyczną i z brakiem odpowiedniej reakcji polityków na te problemy, takiej która skutecznie mogłaby je powstrzymać. To są często bardzo młodzi ludzie, więc zaniedbania polityków naprawdę konkretnie i ponuro ukształtują ich przyszłość, w której część tych polityków z przyczyn oczywistych nie weźmie udziału i nie doświadczy skutków swoich decyzji. Sposób działania tych aktywistów jest w związku z tym dosyć radykalny, ale też często to co robią bywa opisywane w sposób nasączony nadmiernym oburzeniem.
Niedawno młode osoby oblały w Warszawie pomnik syrenki farbą, żeby nagłośnić swoje tematy. Prawica wykorzystała tę sytuację próbując wywołać panikę moralną i wyolbrzymiając szkody. Tymczasem aktywistki użyły zmywalnej farby. Nie doszło do trwałej dewastacji pomnika. Chciałabym, żeby te osoby nie były zmuszone do tak radykalnej formy zwracania uwagi na swój przekaz, ale wiem, że zachowują się tak radykalnie, ponieważ inne próby skłonienia polityków do działania zawiodły. Przez wiele lat i oni, i inne organizacje, próbowały dotrzeć do polityczek i polityków posługując się klasycznymi metodami, pisząc apele, pisma, petycje, przychodząc na komisje, używając wszystkich innych narzędzi, które mają obywatele. To było niestety bezskuteczne. Teraz polityczki i politycy, zamiast się oburzać, powinni zacząć wreszcie uważniej słuchać tego, co ci ludzie mówią. Bo mówią rzeczy ważne dla wszystkich i mówią o faktach, które zdefiniują naszą przyszłość w negatywny sposób, o ile nie zmieni się podejście do sprawy u osób sprawujących władzę w Polsce i na świecie.
Co może zrobić Rada Warszawy, żeby zapobiegać skutkom zmian klimatu?
W kontekście samorządowym jednym z podstawowych działań jest takie urbanistyczne przekształcenie miasta, żeby produkowało o wiele mniej różnych odpadów i gazów cieplarnianych czyli znów wracamy do tematu rozwoju ekologicznego transportu publicznego, ale to także polityka związana z utylizacją śmieci i termomodernizacja budynków, która umożliwi oszczędność zużycia energii. A w Warszawie wciąż mamy kopciuchy, mieszkania komunalne, które tak bardzo nie spełniają standardów energetycznych, że lokatorzy płacą ogromne rachunki za ogrzewanie i wyspy gorąca na przeskalowanych arteriach. W każdej sferze miasta można działać ekologicznie lub nieekologicznie. Problemem jest to, że o ile w programach ogólnomiejskich te kwestie się pojawiają, to z realizacją w dzielnicach bywa różnie. Mamy kilkanaście dzielnic, które są takimi małymi księstwami w tej chwili, bo ustawa warszawska daje im dużą niezależność, także w kwestii podejścia do pewnych standardów. Ten system wymaga reformy i większej kontroli czy też standaryzacji procedur. Bo w tej chwili te działania proekologiczne są zależne od tego, na ile świadomym człowiekiem jest osoba pełniąca funkcję burmistrza w danej dzielnicy.
Jakie Lewica ma plany na najbliższe sesje Rady Miasta?
W tej chwili, ponieważ pracujemy w wielu komisjach mamy na talerzu kilka konkretnych spraw. Jedna to tocząca się rozmowa o podwyżkach w instytucjach kultury, druga sprawa to jest Puławska i potrzeba natychmiastowych zmian na tej ulicy. Kolejna sprawa dotyczy schroniska na Paluchu, gdzie niestety ciągle jest jakiś niepokojący konflikt między wolontariuszami, a dyrekcją. Interweniujemy także w sprawie podejrzeń o mobbing w Szpitalu Czerniakowskim.
Praca radnego to wspieranie wdrażania sensownych polityk miejskich, ale chyba przede wszystkim interwencje i włączanie się w sprawy, w których mieszkańcy proszą o wsparcie. To udrażnianie komunikacji między mieszkańcami, a władzami miasta. Robimy to na wielu polach.
Napisz komentarz
Komentarze