Reklama

Sławomir Potapowicz: czeka nas dyskusja o płatnym parkowaniu na Gocławiu, Bielanach i Ursynowie

- Rafał Trzaskowski jest naturalnym kandydatem na prezydenta Polski — mówi nam Sławomir Potapowicz, wiceprzewodniczący Rady Warszawy. Przedstawiciel Nowoczesnej i Koalicji Obywatelskiej opowiada nam o planach radnych na najbliższe lata. Wśród nich m.in. powiększenie strefy płatnego parkowania oraz stworzenie planu ogólnego. Jak słyszymy, Warszawa otrzyma więcej środków rządowych. Na co je wyda?
Sławomir Potapowicz: czeka nas dyskusja o płatnym parkowaniu na Gocławiu, Bielanach i Ursynowie
Sławomir Potapowicz w redakcji Raportu Warszawskiego.

Autor: Maciej Gillert / Raport Warszawski

Piotr Wróblewski: Koalicja Obywatelska, po wyborach samorządowych, ma swojego prezydenta, rządzi we wszystkich dzielnicach i ma większość w Radzie Warszawy. To wymarzony scenariusz?

Sławomir Potapowicz, wiceprzewodniczący Rady Warszawy: Rzeczywiście, mimo bardzo trudnej, minionej kadencji – zresztą wydłużanej – w obecnej Radzie Warszawy mamy porównywalną liczbę mandatów. Zwiększyła się tez liczba dzielnic, w których Koalicja Obywatelska rządzi samodzielnie bądź współrządzi. To niewątpliwie efekt polityki, którą prowadziliśmy. I też bardzo silnej osobowości Rafała Trzaskowskiego… 

… nawet na Pradze-Północ KO się udało. To był do tej pory „bastion PiS-u” w Warszawie.

Przypomnę, że na początku poprzedniej kadencji Koalicja Obywatelska współrządziła na Pradze-Północ. Dopiero w jej trakcie nastąpiła zmiana w zarządzie dzielnicy. Natomiast dziś wyraźnie widać, że poparcie dla Koalicji Obywatelskiej w stolicy jest na stabilnym, wysokim poziomie. Dodatkowo, na warszawskiej scenie pojawił się komitet lewicowy, z którym tworzymy koalicje lokalne w takich dzielnicach jak: Ochota, Żoliborz, Praga-Północ.

W Radzie Warszawy dużych zmian – jeśli chodzi o prezydium – nie ma. Ale we władzach miasta już tak. Odszedł wiceprezydent Michał Olszewski, główna architektka Marlena Happach, spekuluje się o większych zmianach w Zarządzie Dróg Miejskich. Jak Pan to odbiera?

Myślę, że mimo wszystko możemy mówić o kontynuacji. Zmiany personalne są naturalne i  nie są tak istotne, jak Pan je przedstawia. Nowa osoba w zarządzie to wynik porozumienia politycznego. Mówię tu o nowej pani wiceprezydentce Adrianie Porowskiej. 

Myślę, że działania realizowane przez prezydenta Olszewskiego przez ponad dekadę skutecznie będą realizować te osoby, które już w samorządzie funkcjonowały. Chociażby pan Tomasz Mencina, który przecież był i burmistrzem, i przez chwilę sekretarzem miasta. Teraz został dyrektorem-koordynatorem, który ma w kompetencjach m.in. sprawy związane z infrastrukturą.

autor: Maciej Gillert / Raport Warszawski

Michał Olszewski, Marlena Happach to były osoby wyróżniające się, bo kształtowały kierunki rozwoju miasta zwłaszcza w zakresie ładu przestrzennego, rozwoju gospodarczego czy infrastrukturalnego. Nie sądzę jednak, żeby (ich odejście – red.) można było odbierać jako zmianę rewolucyjną.

Przygotowują się Państwo w KO na scenariusz, w którym w przyszłym roku Warszawa będzie mieć innego prezydenta?

To decyzja polityczna. Przede wszystkim środowiska Platformy Obywatelskiej, która jest najsilniejszym podmiotem tworzącym Koalicję Obywatelską i samego Rafała Trzaskowskiego. W moim przekonaniu pan prezydent jest naturalnym kandydatem na prezydenta Polski. Ale jest chyba za wcześnie, by podejmować dywagacje co się wydarzy po ewentualnym starcie i wygranej pana prezydenta. W ciągu najbliższego roku może się też wiele zmienić. Musimy się jeszcze uzbroić w cierpliwość. Mamy sporo czasu na decyzje związane z wyłonieniem kandydata Koalicji Obywatelskiej w wyborach Prezydenta Polski. 

Czy to oznacza, że gdzieś w kuluarach ruszyła giełda nazwisk na przyszłego prezydenta Warszawy?

Jest wiele polityczek i polityków w środowisku Koalicji Obywatelskiej, którzy mogliby skutecznie wypełniać mandat prezydenta Warszawy. I to oczywiste, że rozmowy o przyszłości stolicy nam towarzyszą. Ale proszę nie oczekiwać ode mnie, że dziś pozwolę sobie na personalne dywagacje!

Ponownie został Pan wiceprzewodniczącym Rady Warszawy. Jednak ta kadencja zaczęła się inaczej. Opozycja – czyli PiS – mówi o skandalu. Politycy tej partii twierdzą, że to niesprawiedliwe, że największy klub opozycyjny nie będzie miał swojego wiceprzewodniczącego. Po raz pierwszy od lat. Skąd ta decyzja?

Uznaliśmy, że taki kształt prezydium Rady Warszawy, w którym KO ma przewodniczącego i dwóch wice, a jedno miejsce jest zarezerwowane dla Lewicy, jest optymalny dla pracy rady. Jednocześnie zapewniam, że klub PiS ma zapewnione warunki normalnego, skutecznego i zgodnego z prawem działania w Radzie Warszawy.

Czyli bali się Państwo, że klub PiS będzie torpedował pracę rady?

Nie, my się nie boimy Prawa i Sprawiedliwości. Poprzednia, ponad 5-letnia kadencja samorządowa, przy znacznie trudniejszych warunkach działania, z wrogim rządem i wojewodą, pozwoliła nam zdobyć odpowiednie doświadczenie w realizacji naszych politycznych i społecznych celów na poziomie rady. Zapewniam, że chodzi jedynie o jeszcze skuteczniejsze realizowanie naszego programu i celów, z którymi szliśmy do wyborów i które pozwoliły nam odnieść zdecydowane zwycięstwo.

To w takim razie zapytam o priorytety. Wspomniał Pan, że w poprzedniej kadencji i rząd, i wojewoda byli z innej opcji politycznej. Teraz wszystko się odwróciło. Do Warszawy zaczną płynąć dodatkowe pieniądze? 

Zanim zaczniemy mówić o zmianach w finansowaniu samorządów, musimy zacząć od najważniejszego, w mojej ocenie, wyzwania przed jakim stoimy w najbliższych miesiącach. To plan ogólny dla Warszawy. Musimy go przyjąć do końca 2025 roku. Ten dokument już budzi dużo emocji a jest niezwykle istotny dla dalszego rozwoju miasta. 

Przygotowanie planu ogólnego w ciągu niespełna dwóch lat jest bardzo trudnym wyzwaniem. A przedłużenie tego terminu może okazać się niemożliwe ze względu na podział środków unijnych. 

To będzie wyzwanie dla nowego architekta miasta, bądź architektki. 

Liczę na to, że prezydent szybko wskaże nowego architekta miasta. Chociaż jestem też spokojny o sprawy warszawskiej architektury, ponieważ nadzór nad nią przejęła pani wiceprezydentka Renata Kaznowska. Osoba o wielkim doświadczeniu, niezwykle kompetentna o niespożytych siłach.

Wracając jednak do finansów. Tu ważne są dwa elementy. Po pierwsze, uniezależnienie dochodów samorządów od zmian w systemie podatkowym. Korporacje samorządowe już prowadzą w tej sprawie rozmowy z Ministerstwem Finansów. Zgodnie z planami ministerstwa naliczanie dochodów JST z PIT i CIT ma być procentem od dochodów podatników z danej jednostki, a odsetkiem podatku należnego na danym terenie. To zwiększy nasze dochody i przede wszystkim zapewni przewidywalność budżetów samorządów. 

Więcej środków dla Warszawy?

To będzie oczywiście zależało od sytuacji gospodarczej państwa, natomiast da to samorządom poczucie stabilności finansowej niezależnej od decyzji rządu.

Druga kwestia bardzo ważna dla Warszawy, to „Janosikowe”. Sposób naliczania tego szczególnego podatku został zmieniony przez rząd premiera Morawieckiego w sposób niekorzystny dla Warszawy. Chociażby za rok ubiegły musieliśmy wnieść do budżetu państwa 1,304 mld zł. To ogromna kwota, która obciąża budżet miasta. 

Rozumiemy konieczność partycypacji w rozwoju gorzej funkcjonujących samorządów, ale tak wysokie „Janosikowe” ogranicza nasze możliwości rozwojowe. W związku z tym mamy również obietnicę ze strony ministerstwa, że ten algorytm zostanie w istotny sposób zmieniony.

Czy pojawi się pomysł likwidacji „Janosikowgo”?

Likwidacja Janosikowego jest dziś niemożliwa. Nie ma takiej koalicji wśród parlamentarzystów. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że „Janosikowe” dzieli posłów nie wedle przynależności partyjnej, ale terytorialnej. Zainteresowanych utrzymaniem tej opłaty solidarnościowej bogatszych samorządów na rzecz biedniejszych jest więcej, niż posłów z ośrodków wpłacających do budżetu ten swoisty haracz. 

Dlatego nie liczę na likwidację, ale zmiany, które urealnią wysokość Janosikowego. 

Pan jest zwolennikiem likwidacji „Janosikowego”?

Tak, zdecydowanie, ale wiem, że dziś jest to absolutnie nierealne. Jako najbogatszy samorząd musimy ponosić opłatę solidarnościową na rzecz biedniejszych samorządów. 

Wróćmy zatem do priorytetów. 

Kontynuacja zmian w centrum Warszawy. Tak zwane Nowe Centrum Warszawy to projekt zainicjowany przez prezydenta Trzaskowskiego. Zmiany na Marszałkowskiej, rondzie Czterdziestolatka, przejścia na rondzie Dmowskiego, remont placu Poli Negri czy plany związane z rewitalizacją Chmielnej i kontynuacja prac remontowych na tzw. placu Centralnym to elementy tworzące spójną całość nowego centrum stolicy. Dodać do tego należy plany związane z oddaniem jeszcze w tym roku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. 

Nie zatrzymujemy się też z inwestycjami w komunikację publiczna. Kupujemy nowe tramwaje, autobusy, wagony metra…..

Ale skoro będzie więcej pieniędzy, to można zrobić coś więcej. 

Oczywiście, dlatego występujemy o środki z KPO, ale trzeba pamiętać, że na ich wykorzystanie mamy czas do końca 2026 roku. Tu mamy bardzo duże zapóźnienia związane z polityką poprzedniego rządu. Zresztą rząd Morawieckiego w niektórych elementach skutecznie nas eliminował. Na przykład uniemożliwiając zakup wagonów do metra z środków z KPO. 

Jednocześnie dzięki środkom europejskim kupujemy i występujemy o środki na zakup tramwajów. 

Wspomniał Pan o nowym centrum Warszawy, ale tutaj nie wszystko idzie zgodnie z założeniami. Pisaliśmy ostatnio o tym, że nie ma pieniędzy na obiecaną odbudowę Pawilonu Emilia. 

Rzeczywiście, nie da się zrealizować wszystkiego w takim tempie, jak byśmy sobie życzyli. Mamy chociażby przesunięcia w terminarzu powstawania  tramwaju na Gocław, ale jednocześnie udało się pozyskać środki na tramwaj na Białołękę, która to dzielnica tej trasy naprawdę potrzebuje. 

W ostatnich latach mieszkańcy „uciekają” ze Śródmieścia, w którym mieszka już mniej niż 100 tys. mieszkańców (94,4 tys.). Z drugiej strony na Białołęce dwie dekady temu mieszkało 80 tys., a dziś jest to już ponad 120. Wawer liczył 50 tys., a dziś niemal 80.

W związku z tym naszym priorytetem jest nadążanie z infrastrukturą wszędzie tam, gdzie trwa boom inwestycyjny. Na Białołęce w Wawrze czy Wesołej brakuje dróg, oświetlenia, ścieżek rowerowych, ale i kanalizacji. 

Czasem zmuszeni jesteśmy do dokonywania wyboru między niezbędnymi i koniecznymi dla Warszawy inwestycjami. Budżet nie jest elastyczny, co powoduje, że na niektóre inwestycje może po prostu brakować środków w danym roku budżetowym.

Wspomniał Pan o dzielnicach na prawym brzegu. Dodałbym do nich Pragę-Południe. Czy jest wola polityczna, żeby w końcu zbudować tu obwodnicę, która jest obiecywana od dekad? 

Najpierw musimy domknąć Wschodnią Obwodnicę Warszawy, która kończy się na wysokości miejscowości Zakręt. Obecnie trwają spory z GDDKiA dotyczące jej przebiegu przez Wesołą. 

W planie ogólnym musimy określić czy i w jakim zakresie kontynuowana będzie wspomniana wewnętrzna obwodnica. Czy powstanie obwodnica Pragi, czy będziemy szukać innych rozwiązań? Dzisiaj trudno to przesądzać. Będą nas czekały dyskusje. Natomiast nie odważę się powiedzieć, kiedy ta inwestycja zostanie zrealizowana. I w jakim kształcie. 

Pojawiają się też pomysły drogowe, do których moim zdaniem należy w niedalekiej przyszłości powrócić. To chociażby tunel Wisłostrady na wysokości Arkad Kubickiego. To otwiera miasto na Wisłę, tworzy zieloną przestrzeń. Poza tym zasłonięcie Trasy Łazienkowskiej choćby od Ronda Jazdy Polskiej do Agrykoli. To idealnie wpisuje się w zieloną politykę miasta i czyni je lepszym dla naszych mieszkańców. 

Czy jest porozumienie polityczne, by o takich projektach rozmawiać?  

Pomysł zasłonięcia Trasy Łazienkowskiego zaczyna się pojawiać w projektach planów zagospodarowania przestrzennego. To daje szansę na to, żeby w przyszłości – jeśli sytuacja finansowa miasta będzie lepsza – miasto podjęło działania w tej sprawie. Na górze mógłby powstać park, podobnie jak na Ursynowie. 

Gdy pojawią się dodatkowe pieniądze, to tego typu inwestycje bylibyśmy w stanie realizować. Choć oczywiście z perspektywy Wawra, Wesołej czy Rembertowa priorytetem będzie doprowadzenie do wszystkich domów kanalizacji. Natomiast rolą władz miasta jest rozstrzyganie tych sporów i równomierny rozwój wszystkich jej dzielnic.

A co z mieszkalnictwem? Temat zasobu komunalnego był bardzo istotny w kampanii samorządowej. 

Potrzeby mieszkaniowe – jeśli chodzi o zasób komunalny – wynoszą około 100 tysięcy mieszkań. Obecnie mamy nieco ponad 81 tysięcy. Od kilku lat wystrzegamy się wyprzedaży – choć pojawiają się takie populistyczne głosy naszych konkurentów. Naszym zdaniem mieszkania powinny wracać z powrotem do zasobu i być wykorzystywane przez kolejnych mieszkańców.

Chociaż oczywiście jest kilka furtek dających możliwość wykupu lokalu, ale nie z bonifikatą 95-procentową.

Nasza polityka mieszkaniowa to cztery segmenty mieszkań: socjalne, komunalne, TBS i komercyjne. To wszystko buduje tkankę miejską. W zakresie mieszkań komunalnych i TBS możemy mówić o pewnym sukcesie. Około dwa tysiące mieszkań oddawanych rocznie nie jest złym wynikiem. Przy czym chcielibyśmy, żeby było ich więcej. Ale znów związane jest to z polityką ogólnokrajową i funduszami, które uzyskiwaliśmy z funduszu mieszkalnictwa BGK. Warszawa była w minionej kadencji największym beneficjentem, jeśli chodzi o fundusze z BGK. 

Dopytam jeszcze o inwestycje. W rozmowie z nami wiceminister Piotr Malepszak zapowiedział, że remont „Średnicy” ruszy najwcześniej w 2031 roku. Czy miasto w związku z tym będzie przesuwać inne remonty? 

To dla miasta fatalna informacja. Spodziewaliśmy się, że w tej kadencji będziemy mieli rozkopane centrum Warszawy oraz że uda się przebudować aleje Jerozolimskie w kształcie zaproponowanym przez prezydenta Olszewskiego. Brak remontu linii średnicowej powoduje, że stoimy w miejscu. 

Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie – co jest złą wiadomością – dokończyć Nowego Centrum Warszawy, to nie ma sensu rozpoczynać inwestycji nad planowaną „Średnicą”, bo byłyby to środki wyrzucone w błoto. Musimy się wstrzymać, przesunąć je na kolejne lata, ale nie jest to też tak istotne budżetowo, żeby doszukiwać się dodatkowych prac, które moglibyśmy w zamian realizować.

A remont mostu Poniatowskiego? 

Pewnie będzie nas to czekało. Tak samo jak remont Trasy Łazienkowskiej, która była w opłakanym stanie. Wtedy w wyniku ekspertyz musieliśmy szukać dodatkowych środków finansowych, bo inaczej estakady groziły zawaleniem. 

Wstrzymałbym się jednak z tym przesunięciami do czasu aż PKP powie w jakich latach będą chcieli realizować remont linii średnicowej. 

Tylko to jest ciągle niewiadoma. Pierwszy raz o remoncie linii średnicowej pisałem w 2015 roku. Wtedy kolejarze obiecywali, że rozpoczną za dwa lata. Tymczasem niemal dekadę później wciąż nie wiemy kiedy wystartują.

To nie jest inwestycja zależna od nas. Liczę, że w ramach dobrej współpracy między rządem a miastem, uda się wypracować przyzwoity harmonogram, które spowoduje, że Warszawa nie będzie wiecznie rozkopana w centrum. 

Na koniec wróćmy do Rady Warszawy, która potrafiła głosować wbrew temu co chciałby prezydent Trzaskowski. Czy jeśli chodzi np. o płatne parkowanie, jest zgoda radnych na rozszerzenie strefy?

Nie ma między nami sporu w sprawie Strefy Płatnego Parkowanie Niestrzeżonego (SPPN). Wszyscy, przynajmniej w naszym klubie, dostrzegają konieczność jej rozszerzania. Co prawda pojawiały się pewne wątpliwości przy wprowadzeniu strefy na Saskiej Kępie lub Kamionku, ale były to kwestie dotyczące szczegółów.

Na pewno będą nas czekały kolejne decyzje. Bo być może strefę trzeba będzie rozwijać na terenie Bielan, gdzie przeniosło się parkowanie z Żoliborza. Tego samego możemy spodziewać się na Pradze-Południe. Samochody z Saskiej Kępy i Kamionka przeniosą się pewnie na Gocław czy Grochów. Pytanie o dalszy rozwój strefy na Mokotów, być może Ursynów i Wilanów. Zobaczymy. Czekamy na propozycję ze strony ZDM-u, ale nie widzę tutaj zasadniczego sporu o politykę SPPN. 

Docelowo czeka nas strefa Śródmiejska, opracowana na szczególnych zasadach, z wyższymi opłatami i obowiązująca także w weekendy. Przypominam, że w Warszawie opłaty są znacznie niższe niż w innych miastach wojewódzkich takich jak choćby Kraków czy we Wrocław.

Poza tym mamy jedne z najniższych cen biletów na komunikację miejską w Polsce, których nie podnosiliśmy od wielu lat. To pewien kompromis między ratuszem a radnymi. Miasto – stawiając na komunikację miejską – stwarza takie warunki, żeby było łatwo się poruszać bez samochodu. Chociaż czeka nas w tej sprawie dyskusja. Dziś Warszawa pokrywa niemal 80 proc. kosztów utrzymania komunikacji miejskiej. Być może przy okazji nowego systemu kasowników wrócimy do tematu opłat, ich wysokości i zmian związanych z biletami za warszawski transport.

Będzie w Warszawie ulica Lecha Kaczyńskiego?

Trudno powiedzieć. Przerabialiśmy ten temat w zeszłej kadencji. Wtedy skończyło się to decyzją o tym, że nie wprowadzimy pod obrady i nie poprzemy takiego rozwiązania jako Koalicja Obywatelska. Prezydent Trzaskowski przedstawiał wtedy swoje propozycje. Zdecydowaliśmy, że wrócimy do tego tematu w przyszłości. Jeśli pojawi się taki wniosek, to wtedy klub KO będzie się zastanawiał i podejmie właściwą decyzję.

Myśli Pan, że to może być wniosek Prawa i Sprawiedliwości? Pytam w szerszym kontekście, czy możliwy jest kompromis między dwiema największymi klubami w Radzie Warszawy.

Jestem zwolennikiem szukania kompromisu. Dodam też, że prezydent Lech Kaczyński jest już istotnie upamiętniony w Warszawie: pomnik, liczne tablice. Jest też Honorowym Obywatelem m.st. Warszawy. Być może dzisiaj jest przestrzeń, by taka dyskusja się odbyła. Ale nie chcę przesądzać jaki będzie jej efekt. Nasz klub tą sprawą się nie zajmował. 

A Pan zagłosowałby za taką ulicą?

To zależy, gdzie miałaby być. Nie nastawiam się negatywnie, ale chciałbym poznać opinie koleżanek i kolegów. Takie decyzje podejmujemy wspólnie. 

Sławomir Potapowicz podczas rozmowy z Piotrem Wróblewskim / autor: Maciej Gillert

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
P 15.06.2024 16:01
Rolą władz nie jest tylko biernie "nadążać" za rozbudową miasta, ale świadomie kreować i kontrolować te procesy. Odległe tereny na Białołęce, jeszcze do niedawna tylko formalnie wchodzące w skład Warszawy, zostały zabudowane gęstym, wielorodzinnym budownictwem mieszkaniowym. Radykalnie zwiększyła się tam liczba mieszkańców, w związku z czym praktycznie nieistniejąca infrastruktura miejska okazała się tym bardziej niewystarczająca. Zyski zostały sprywatyzowane - osiągnęli je deweloperzy, a wygenerowane koszty zewnętrzne - upublicznione, obciążając miasto i de facto ogół mieszkańców, bo przecież ktoś tę całą brakującą infrastrukturę kiedyś będzie musiał zbudować - i na pewno nie będą to wspomniani deweloperzy, których już to nie obchodzi. Jak to możliwe, że ogromne połacie gruntów pod inwestycje w dużo lepiej skomunikowanych dzielnicach centralnych (np. Odolany, Port Praski, Siekierki, część Grochowa czy Gocławia) albo pozostają niezagospodarowane albo są zagospodarowywane dopiero teraz, gdy już wcześniej miasto rozlało się na Białołękę, Skorosze, Karolin, Miasteczko Wilanów (chociaż to akurat pozytywny kontrprzykład jeśli chodzi o infrastrukturę), a przedtem jeszcze - Kabaty. Ponadto, jeśli już miasto powstaje "w polu", to można by przynajmniej na nowo zaplanować siatkę ulic, uwzględniając zwiększoną gęstość zabudowy i większy ruch, budynki i tereny użyteczności publicznej, etc. Tymczasem w rejonach, które planowano za schyłkowej komuny (np. Ursynów czy Gocław) jakość tkanki miejskiej jest na dużo wyższym poziomie, niż właściwie wszystkie nowe dzielnice powstałe po 1990 r. Trudno nie dojść do wniosku, że urbanistyka i długofalowe planowanie miasta to niestety porażka. No i jeśli ludzie wynoszą się ze Śródmieścia, dzielnicy bądź co bądź najlepiej skomunikowanej, to też wydawałoby się, że miasto płaci komuś, żeby nie tylko zadał pytanie "dlaczego?", ale i na nie merytorycznie odpowiedział. Po czym znowu należałoby też zadać już polityczne pytanie, czy jest to proces pożądany i jeśli nie, to co zrobić, aby temu przeciwdziałać. A nie tylko "nadążać" i reagować. Odpowiedź na temat Obwodnicy Pragi to komedia nieporozumień. Po pierwsze, ta obwodnica jest akurat średnio potrzebna Pradze Południe. Wtłaczałaby dodatkowy ruch spoza dzielnicy na i tak już zatłoczoną Trasę Łazienkowską. Tak więc odsunięcie w czasie akurat tej inwestycji nie jest aż takim problemem, chociaż powinien powstać odcinek do Ronda Wiatraczna, a - uwzględniając rozwój terenów - aż w okolice nowej stacji (przystanku) Warszawa Grochów. Jednocześnie nie można się też jednak tłumaczyć Wschodnią Obwodnicą, przy której miasto nie robi nic, bo to nie jest inwestycja miejska. Jeśli już miasto miesza się w nie swoje sprawy, to ważniejsza powinna być rozbudowa drogi 631 (przedłużenie Żołnierskiej), która de facto wschodnią obwodnicą jest teraz (to w zasadzie zadanie województwa). Ogólnie natomiast, w mieście dalej potrzebne są inwestycje drogowe, a te w zasadzie wygasły. Tymczasem aby uspokoić ruch w centrum trzeba równocześnie usprawnić połączenia pomiędzy dzielnicami, żeby nie było konieczności przejeżdżania przez Śródmieście. Poza Obwodnicą Pragi i wspomnianym wydłużeniem tunelu Wisłostrady, bardziej od przykrycia części Trasy Łazienkowskiej potrzebne byłoby przedłużenie jej bezkolizyjnego odcinka od Pomnika Lotnika do Alej - skoro kiedyś zdecydowano, że Aleje są teraz głównym punktem wjazdu i wyjazdu na zachód Warszawy. Podobnie bezkolizyjny powinien być ciąg Witosa-Sikorskiego-Dolinka Służewiecka od Idzikowskiego do Puławskiej. Powinna też powstać Trasa N-S, i to sfinansowana ze środków centralnych - miasto samo nie udźwignie tej inwestycji, a jej znaczenie jest ogólnopolskie, bo odblokowuje obwodnicę ekspresową dla tranzytu. Z przykrością muszę też odnotować zasłanianie się remontem Średnicy jako powodem, dlaczego nic nie da się zrobić. Prawda jest taka, że ma się to nijak do zdecydowanej większości inwestycji w mieście, jest to tylko wymówka. Miasto i tak będzie rozkopane i wszystko potrwa dłużej niż zakładano, więc najlepiej po prostu robić to, co jest do zrobienia jak najwcześniej, a nie odkładać w nieskończonść.

Reklama
NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama