Mieszkanka zgłosiła samochód blokujący chodnik. Strażnicy po czterech miesiącach... nie znaleźli sprawcy

„Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka...” tak śpiewał niegdyś znany artysta Stanisław Grzesiuk. Te słowa stały się niemalże credo stereotypowego mieszkańca stolicy, który musi umieć sobie radzić w każdych warunkach. Nie można oprzeć się wrażeniu, że warszawscy kierowcy to humorystyczne określenie wzięli za bardzo do serca. Służby rozkładają tylko ręce i kapitulują. Na kierowcę Warszawiaka niestety nie ma cwaniaka o czym świadczy sprawa, którą zgłosiła nam Czytelniczka.
Straż miejska
Kierowca Volvo praktycznie zablokował cały chodnik

Autor: Zdjęcie udostępnione

Warszawskie służby od jakiegoś czasu rejestrują kolejne porażki w starciu z piratami drogowymi. Puławska, Trasa Łazienkowska, Woronicza... - lista dróg na których niedawno doszło do straszliwych tragedii jest bardzo długa. Lecz problemy z kierowcami, traktującymi miasto jak własną przestrzeń, nie ograniczają się jedynie do śmiertelnych wypadków i potrąceń.

Wykroczenia, choć mniej spektakularne, znacznie częściej dotykają życia zwyczajnych mieszkańców. Służby, borykając się z własnymi problemami kadrowymi, często kapitulują wobec kierowców i umarzają sprawy.

Jedna z takich historii przydarzyła się pani Magdzie, mieszkance Pragi-Południe. Samochód marki Volvo, parkujący na ul. Kamionkowskiej 32, przy ośrodku zdrowia, zablokował praktycznie w całości możliwość przejścia chodnikiem. Dla matki prowadzącej wózek z małym dzieckiem alternatywa była jedna: wejść na ulicę i narazić siebie oraz dziecko na niebezpieczeństwo.

Jezdnia jest dla samochodów, a chodnik - też dla samochodów / źródło: materiały udostępnione

Pani Magda postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zrobiła zdjęcia niewłaściwie zaparkowanemu samochodowi z wyraźnie widocznymi tablicami rejestracyjnymi i zgłosiła sprawę do straży miejskiej. 

To miała być prosta sprawa: przyjeżdża patrol, zakłada blokadę, znajduje się właściciel i otrzymuje mandat.

W odpowiedzi na zgłoszenie [...] informuję, że nadesłane zgłoszenie stało się podstawą do wszczęcia przez Straż Miejską czynności wyjaśniających w oparciu o przepisy art. 54 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenie - zapewniały wtedy służby. Jednak jak można się domyślić, finał tej historii jest zupełnie inny.

To miała być tylko kwestia czasu / źródło: materiały udostępnione

Warto dodać, że przypadek pani Magdy wydarzył się... 8 maja! Straż miejska przez cztery miesięcy poważnie analizowała i badała sprawę. Wreszcie przekazała mieszkance pismo w którym poinformowano ją, że sprawcy nie udało się wykryć. Widocznie zdjęcie pojazdu z tablicami rejestracyjnymi okazało się niewystarczające, a może... właściciel Volvo wykorzystał nowoczesną technologię stealth stając się niewidzialny dla funkcjonariuszy.

- Naprawdę nie warto zgłaszać cwaniaków. Najbardziej mnie wkurza to niewykrycie sprawcy. Nie, że bezpodstawnie kogoś zgłosiłam, albo wykonałam zdjęcia, na podstawie których nie można określić czy kierowca Volvo dokonał wykroczenia. Po prostu nie wykryli sprawcy, a wystarczyło podjechać, zablokować auto, a właściciel znalazłby się bardzo szybko - mówi mieszkanka.

Straż miejska dała za wygraną / źródło: materiały udostępnione

Pozostaje pytanie - skąd taka decyzja straży miejskiej? Odpowiedź nasuwa się sama - braki kadrowe. 

Jak informuje biuro prasowe warszawskiej straży, liczba wakatów na dzień 17 września br. wynosi 287. Liczba ta dotyczy zarówno stanowisk strażniczych, jak i administracyjnych. Z kolei w tym samym okresie do służby przyjęto tylko 55 nowych rekrutów.

Stąd można wyciągnąć następujący wniosek - tak długo, jak Warszawa będzie borykać się z brakami kadrowymi, zarówno w SM jak i policji, tak długo piraci drogowi będą czuli się bezkarni.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.