Inżynier ocalił ich przed Rzezią Woli. Udało się mu oszukać Niemców

To mniej znana historia Gazowni Warszawskiej. W sierpniu 1944 ukryto tu cywilów uciekających przed Rzezią Woli. Dzięki odwadze i sprytowi jednego z kierowników, udało się ocalić kilkaset osób.
Gazownia na Woli
Gazownia w czasie II wojny światowej

Autor: Muzeum Gazowni Warszawskiej

Gazownia przy Dworskiej, dziś Kasprzaka, była jednym z większych zakładów przedwojennej Woli. Do tego strategicznym, ponieważ zaopatrywała sporą część miasta. Nic dziwnego, że stała się celem nalotów niemieckich już w pierwszych dniach września 1939 roku. Kilka dni później zakład stanął. Sieć gazociągów w mieście była uszkodzona w 3875 punktach. 

Miesiąc później żołnierze niemieccy weszli na teren zakładu. Potrzebowali gazowni, by wznowić względne życie w okupowanym mieście. Udało im się to – prawdopodobnie – już 11 października. Polacy naprawiali sieć, ale poza tym twardo negocjowali najważniejszą kwestię. Załoga, a także szefostwo, pozostało polskie.

W kolejnych latach stopniowo odbudowano budynki mieszkalne znajdujące się na terenie zakładu, a także zbiorniki gazu. Równolegle rozpoczęła się gra z okupantem. Celowo zmniejszano wydajność pracy, próbowano „wyciągnąć” jak najwięcej części zamiennych i materiałów, które mogły posłużyć w walce. 

Gazownia Warszawska
Historyczne zdjęcia Gazowni / Muzeum Gazowni Warszawskiej

Na terenie gazowni powstała podziemna organizacja złożona z trzech plutonów saperskich, która zajmowała się dywersją. Odpowiadała m.in. za unieruchomienie gazociągu prowadzącego do fabryki niemieckiej broni w Ursusie czy blokowanie dostaw gazu do miejsc strategicznych dla Nazistów. 

W czasie powstania w getcie warszawskim organizowano stąd pomoc Żydom. Trzeba przy tej okazji wspomnieć o Karolu Fuchsu. Żołnierz Wojska Polskiego, pochodzenia żydowskiego, uciekł z transportu do obozu jenieckiego i znalazł pracę w gazowni. W kwietniu 1943 roku, po wybuchu powstania, jako jeden z nielicznych miał przepustkę i mógł wjechać na teren getta samochodem. Wiązało się to z faktem, że gazownia miała na tym terenie swoje urządzenia, które trzeba było serwisować. W przebraniu gazownika, ukrywając swoje pochodzenie, Fuchs przywoził żywność, a w drugą stronę wywoził Żydów. Część z nich znalazła schronienie w gazowni. 

Schowani przed Rzezią Woli

1 sierpnia, tuż po wybuchu Powstania Warszawskiego, gazownia została odcięta od świata. Mniejszy zakład – na Ludnej – Niemcy zdobyli dwa dni później. Wyrzucili wszystkich pracowników. Nie rozstrzelali ich tylko dlatego, że bali się wybuchu gazu.

Przy Dworskiej też pojawili się żołnierze, ale zdecydowali, że zakład będzie nadal pracował. Powstańcom nie udało się bowiem zdobyć obiektu. Nim przyszli Niemcy, podziemna organizacja zdążyła zabrać broń i zacząć walki na Woli. Z zapisków wiemy, że udało się im zgromadzić cztery karabiny maszynowe, siedem pistoletów, pięćdziesiąt kilogramów plastiku i środki wybuchowe. Niewiele jak na trzy plutony mężczyzn. 

Szefostwo gazowni, które w czasie okupacji stopniowo zmniejszało wydajność pracy, teraz przystąpiło do działania. Zamiast 1200 osób – potrzebnych faktycznie do pracy, fikcyjnie zwiększono zatrudnienie do ponad 1800. Dodatkowe 636 osoby – cywile szukający schronienia - dostały „kenkartę” ze wsteczną datą. Rozlokowano ich po zakładzie, w pięciu blokach mieszkalnych, w mieszkalnej nadbudówce i w trzech piecowniach. Tych najbardziej narażonych, głównie narodowości żydowskiej, schowano pod operatorownią, między rurami.

Zakład czekał na konfrontację. Było pewne, że Naziści będą chcieli zajrzeć do środka. Tym bardziej, że w okolicy trwała Rzeź Woli, brutalne ludobójstwo, które Niemcy dokonywali na ludności cywilnej Warszawy. Ukryte w gazowni osoby to głównie okoliczni mieszkańcy, którzy szukali schronienia. Nie wszystkim udało się dostać na teren zakładu. Ci, którzy dotarli, przeżyli, uciekli przed pewną śmiercią. 

W końcu, 8 sierpnia, grupa SS-manów weszła do gazowni. Powiedzieli, że wszyscy w ciągu dwudziestu minut mają opuścić zakład. Wspomina to Henryk Rafiński, który jako cywil ukrywał się w tym miejscu. 

Kilku (SS-manów - red.) przyjechało na teren gazowni, od ulicy Dworskiej, dzisiaj Kasprzaka się nazywa. (…) Gazowo oświetlona była, bo mieli blisko zasilanie z gazowni. No i wjechali, na takim podwyższeniu stanął i taki apel zrobił. Wszyscy, którzy znajdują się na terenie gazowni, o godzinie szesnastej mają się stawić przy wieży ciśnień” – wspominał w Archiwum Historii Mówionej.

Gazownia Warszawska
Bombardowania Warszawy i naprawa sieci / Muzeum Gazowni Warszawskiej

„Brat miał trochę kłopotu ze mną, no bo ja miałem trzynaście lat, on miał trzydzieści lat czy tam trzydzieści jeden. W rozmowie ze znajomymi, którzy też byli na tej gazowni, to mówili: „Weź go za syna, że to twój syn jest – mówią. – Kto to będzie sprawdzał?”. I o godzinie szesnastej wszyscy się żeśmy zebrali. Oni sprawdzili, zastrzegli, że jeżeli ktoś zostanie, to zostanie uznany jako Powstaniec, więc czeka go egzekucja.” 

Niemcy chcieli, by wszyscy wyszli z zakładu. Naprzeciw wyszedł inżynier Wacław Sobierański, kierownik jednego z oddziałów gazowni. Odmówił wykonania polecenia. Oznajmił, że zakład produkuje na potrzeby wojska niemieckiego, a rozkaz o jego wyłączeniu może podjąć jedynie oficer.  

Wojsko wycofał się. Nie przeszukiwali zakładu. Co więcej, podpisali listę obecności, która została powiększona o wspomniane sześćset osób. Część cywilów, głównie rodziny z dziećmi, w tym Henryka Rafińskiego, ewakuowano do Pruszkowa. Wielu pozostało w ukryciu. 

Według niektórych źródeł inżynier Sobierański, dotarł później do niemieckiego dowództwa komunikując (niezgodnie z prawdą), że decyzją władz cywilnych gazownia ma nadal pracować. Niemcy uwierzyli. Nikt tego nie zweryfikował. Dzięki temu udało się ocalić ukrytych mieszkańców. 

Ostatecznie 22 września 1944 roku zakład został unieruchomiony. Wszystkich pracowników ewakuowano, a maszyny zaczęto stopniowo rozbierać i wywozić do Rzeszy. W gazowni przygotowano komorę dezynfekcyjną dla wojsk niemieckich – dlatego zakładu nie wysadzono. Jednak na sam koniec, przed opuszczeniem Warszawy, Niemcy zdążyli ją zaminować. Byli pracownicy wrócili w styczniu 1945 roku. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu udało się im przywrócić produkcję już w czerwcu tego samego roku, mimo braku wielu urządzeń. 

Chłopiec, który w czasie Powstania wtedy krył się na terenie zakładu przed Niemcami, w 2022 roku pojawił się na otwarciu zrewitalizowanego Muzeum Gazowni Warszawskiej. Jak słyszymy od jednego z pracowników, wiekowy mężczyzna zobaczył miejsce, fragment wystawy poświęcony Powstaniu i zapłakał. Przypomniał sobie trudy sierpnia i września 1944 roku.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.